Agata Nowotny: Każdy przedmiot opowiada historię

Wywiad: Ola Koperda / Zdjęcia: Kasia Ładczuk

 

„Każdy przedmiot opowiada historię” mówi Agata Nowotny socjolożka zajmująca się antropologią dizajnu, kuratorka, badaczka i projektantka usług. Jej mieszkanie w nadbudowie kamienicy z lat 30. na warszawskim Żoliborzu wypełnione jest takimi historiami. Całość to jasny salon z kuchnią z oknami od podłogi do sufitu, pracownia i sypialnia. Mocne kolory łączą się z bielą, vintage ze współczesnym wzornictwem. 

Zacznijmy od początku, gdzie się wychowałaś?

Agata: Na warszawskim blokowisku Służew nad Dolinką. Mam do niego ogromny sentyment. Mieliśmy tam małą, dobrą wspólnotę. Rodzice zaprzyjaźnili się z grupą ludzi mających dzieci w podobnym wieku. Jako że były to lata niedostatku, wymieniali się sklepowymi zdobyczami: bobofrutami, papierem toaletowym czy pieluszkami. A my (dzieciaki) biegaliśmy razem po podwórku albo zapuszczaliśmy się dalej na nieukończone jeszcze budowy. Nieopodal pełno było gór piachu usypanych w czasie budowy okolicznych bloków. To był dla nas raj na ziemi, tam mieliśmy nasze kryjówki i skarby. Znajdowaliśmy najdziwniejsze rzeczy! 

Jak wyglądał wtedy twój pokój?

 Agata: Mieszkaliśmy na zaadaptowanym strychu w jednym z bloków, dlatego mieszkanie było niestandardowe. Okno mojego pokoju wychodziło na balkon, którym mogłam przejść do jadalni. Z pokoju najlepiej pamiętam duży blat ze sklejki będący przez lata moim biurkiem. Od czasu do czasu zmieniałam mu nogi. Miałam też kawałek ściany, po którym mogłam rysować. Nad łóżkiem wisiała mapa, w którą kochałam się wpatrywać. Dużo bawiłam się klockami Lego. Tata zrobił mi specjalne kartony z przegródkami na moją kolekcję, już wtedy zamiłowanie do porządkowania pojawiło się w moim życiu (śmiech). Każdy z nas miał w domu inne krzesło, moje było z giętym oparciem dzisiaj wiem, że był to model A-18 krzesła thonetowskiego. Jakiś czas temu byłam w fabryce TON-u, czeskiego producenta tych krzeseł, i obserwowałam proces produkcji giętych mebli. Cieszy mnie to, że pewne rzeczy przez lata się nie zmieniają. Zdałam sobie sprawę, że zataczam koła, wracam do świata dzieciństwa, podróżując po świecie produkcji. 

 

 

 

Kiedy pojawiło się u ciebie zainteresowanie dizajnem?

Agata: Po liceum ciągnęło mnie na ASP, ale nie miałam śmiałości zdawać! Po roku spędzonym na uniwersytecie poszłam na kurs przygotowawczy tzw. Akademię Otwartą. Chodziłam tam rok. Kolejny raz też się nie udało, nie przyjęli mnie na ASP. Ostatecznie skończyłam socjologię, jednak uczęszczałam na wiele zajęć na innych wydziałach. Był to czas chłonięcia wszystkiego, co mnie interesowało, nawet jeśli nie dawało zawodowego przygotowania. Dzięki tej wszechstronności szybko natrafiłam na świat dizajnu i zaczęło ciekawić mnie to, jak tworzą projektanci. Wtedy poznałam termin design thinking. Dzisiaj to znane hasło, wtedy nie bardzo było wiadomo, o co chodzi. Zgłosiłam się do kilku wydawnictw z propozycją przetłumaczenia książki Tima Browna Change by design, niestety nikt nie odpowiedział. Dzisiaj to biblia design thinking, czyli podejścia do tworzenia produktów i usług opierającego się na zrozumieniu potrzeb użytkowników. 

Zajmujesz się wieloma rzeczami, m.in. jesteś kuratorką cyklu wystaw „Zasoby” na Arena Design Poznań i Łódź Design Festival.

Agata: Do współpracy zaprosiłam fotografa Krzysztofa Pacholaka oraz Studio Grynasz odpowiedzialne za projekt całej instalacji. Pomysł jest prosty: jeździmy po fabrykach i podglądamy proces produkcji to, jak z różnych materiałów powstają rzeczy. W zeszłym roku skupiłam się na podstawowych materiałach, takich jak drewno, szkło, ceramika czy metal. Zestawiłam różne sposoby przetwarzania każdego z nich. Filiżanka i muszla klozetowa okazuje się, że te dwa produkty robi się z tego samego materiału, który jest inaczej obrabiany i ostatecznie ma inną formę. Inspiruje mnie alchemia produkcji przemysłowej. W tym roku pokazujemy produkty powstające z przetworzenia butelek PET. Zastanawiamy się, jak dizajn może skorzystać na takich rozwiązaniach i co to znaczy projektować odpowiedzialnie.

Projektujesz też usługi.

Agata: Pracuję z markami i organizacjami, które chcą mieć lepszy kontakt z ludźmi. Które wprowadzają różnego rodzaju rozwiązania w taki sposób, by były przyjazne i zrozumiałe dla klienta. Od roku pracuję w jednym z banków; to wielka korporacja, która przechodzi rewolucję, żeby uwrażliwić się na potrzeby klientów. Chodzi o to, żeby tak jak krzesło może być wygodne, tak usługi były skrojone na nasze potrzeby. To bardzo prężnie rozwijająca się działka projektowania wszystkiego od kubków, krzeseł, samochodów, po niematerialne rozwiązania, jakimi są usługi bankowe, ubezpieczeniowe czy nawet robienie zakupów w sklepie online. 

Co dla ciebie znaczy dobrze zaprojektowany produkt?

Agata: Powiedziałabym, że to taki produkt, który nie przeszkadza ani człowiekowi, ani naszemu środowisku. Sporo rzeczy bywa zaprojektowanych tak, że nam wadzą, są niewygodne. Zaprojektowanie czegoś, co jest wygodne i oczywiste, jest sztuką. Niektórzy mówią, że rolą projektantów jest też zachwycanie klientów, ale ja jestem tu ostrożna. Uważam, że nie wszystko musi nas zachwycać, ale ważne, żeby dobrze działało. Byłabym hipokrytką, gdybym powiedziała, że wygląd nie jest ważny. Lubię się otaczać ładnymi rzeczami, ale od jakiegoś czasu zwracam uwagę na to, z czego są zrobione i czy nadają się do recyklingu. Jeżeli produkt jest zrobiony z kilku materiałów, które trudno oddzielić, to jest to problem. Warto wybierać produkty monomateriałowe albo takie, które można łatwo rozdzielić na poszczególne materiały. Ważna jest świadomość konsumencka wiedza na temat tego, jak i z czego coś jest tworzone. Rzeczy jest zbyt dużo, wiele z nich powinniśmy przestać produkować, ale to, co produkujemy, niech będzie zaprojektowane z myślą o tym, jak będzie używane i co się z tym stanie po zużyciu. Dziś zaciera się granica między produktem a usługą. Coraz częściej nie wystarczy, że projektant wymyśli wygląd czy sposób produkcji danej rzeczy. Musi też przemyśleć, jak to będzie kupione i co się z tym wydarzy po użyciu. Plastik rozkłada się nawet 1000 lat. Trzeba się tym zająć. Sądzę, że dzisiaj marki i projektanci muszą przestać myśleć tylko sprzedażą produktu, a zacząć całym cyklem życia. Wiele firm przechodzi na systemy abonamentowe wypożycza swoje produkty, a nie sprzedaje. Dzięki temu produkty do nich wracają i firma może się zająć ich recyklingiem. Nieustannie inspiruje mnie amerykańska Patagonia, producent outdoorowej odzieży. Ich reklama mówi „Don’t buy this jacket” zamiast kupować dbaj, naprawiaj albo wymień. To przykład prawdziwego szacunku do rzeczy. 

 

 

 

W twoim mieszkaniu nie ma rzeczy przypadkowych. Jest sporo pięknych bibelotów.

Agata: Każdy przedmiot w tym domu coś znaczy. Doszłam jednak do poziomu nasycenia. Staram się ograniczać kupowanie tylko dlatego, że coś mi się podoba. Wyjątkiem jest ceramika, często nie potrafię się powstrzymać. Mam słabość do małych naczyń, często podaję w nich drobne przekąski, moja przyjaciółka nazywa to festiwalem małych miseczek. Lubię też proste w formie, emaliowane naczynia. Część zbiorów jest z targów staroci, część z fabryk, które odwiedzałam, część z podróży. Emaliowane miseczki kupiłam w sąsiedzkim Społem. Ostatnio polubiłam włoską ceramikę z Apulii. W zeszłym roku odwiedzałam ten region, gdzie od setek lat robi się naczynia z charakterystycznym nakrapianym wzorem. Sama nawet dostałam do ręki gałązkę z farbą, którą mogłam nakrapiać talerz i odkryłam, jakie to trudne! Wciągnął mnie też świat tkanin. Jedna z moich przyjaciółek robi piękne obrusy batikowe. Od innej, która mieszka w Kenii, dostałam materiały w afrykańskie wzory. Lubię miksować tradycje.

Jak trafiłaś do tego mieszkania? 

Agata: Mieszkam tu prawie rok. Wcześniejsze mieszkanie było w tej samej okolicy, było całkiem fajne i w zasadzie nie miałam powodu do przeprowadzki. Jednak coś mi się w nim wyczerpało już w ostatnich latach. Któregoś dnia weszłam na stronę z nieruchomościami i na samej górze wyświetliło się moje obecne mieszkanie. Zadzwoniłam do właścicieli, chwilę później przyszłam je zobaczyć. Weszłam i podjęłam decyzję. W 10 dni sprzedałam stare lokum i kupiłam to. W 2 dni spakowałam rzeczy i zorganizowałam przeprowadzkę.

Czy musiałaś tu coś wyremontować, odnowić?

Agata: Mieszkanie było w dobrym stanie. Odmalowałam ściany, zmieniłam lampy. Szafki kuchenne są po poprzednich właścicielach, bardzo mi pasują, ściągnęłam tylko ciężki, drewniany panel ze ściany, by nadać kuchni lekkości. Reszta mebli pochodzi z mojego starego mieszkania. Stolik kawowy jest po moich dziadkach, to skandynawski vintage. Regał w salonie, zrobiony na zamówienie do poprzedniego miejsca, też wpasował się idealnie. Okazało się, że ściany w salonie tam i tu są dokładnie tej samej wielkości. Metalowe lampy nad kuchennym stołem to marka TAR (projekt Tomka Rudkiewicza z lat 80.), dzisiaj ponownie produkowane. Lubię ich prostotę. Mam sentyment do tej stylistyki, może dlatego, że to lata mojego dzieciństwa. Przedpokój, ścianę razem z dwoma szafkami, przemalowałam na ciemny granat. Dla kontrastu wisi tam lustro w jasnej ramie, a poprzednie gałki wymieniłam na ręcznie robione uchwyty z mosiądzu. To polska marka Plankton. Okazuje się, że, podobnie jak w domu rodzinnym, i tu każde krzesło jest inne. Część pochodzi z IKEI, część ze sklepu z dizajnem, część ze śmietnika. Ostatnio zachwyciło mnie szkolne krzesło z prostej sklejki, z czarnymi rurkami. Mam też ulubiony stołek Plopp Oskara Zięty wszystkie dzieci się nim zachwycają! Lubię jego zestawienie z ciepłym, drewnianym stołem po dziadkach. 

 

 

 

 

 

Od lat pracujesz w otoczeniu dobrych projektów, czy bywa tak, że masz przesyt pięknych rzeczy? I co wtedy robisz?

Agata: Chyba mój sposób ubierania się jest odpowiedzią na to pytanie. Jest dość minimalistyczny. Od lat mam ten sam model spodni w 3 kolorach, tak samo jest z innymi częściami garderoby. Czarny, szary, granat, biel. Od czasu do czasu dodaję jakiś kolor i zmieniam kolczyki. Jedyne, co chcę jeszcze kolekcjonować czy kupować, to sztuka. Kilka lat temu postanowiłam, że przynajmniej raz w roku coś kupię fotografię, grafikę lub obraz. W tym roku kupiłam obraz Magdy Karpińskiej. Uwielbiam jej malarstwo. 

Jak odpoczywasz?

Agata: Siedzę na kanapie, patrzę przez okno i podziwiam liście szeleszczące na wietrze. Lubię też gotować. Ostatnio zaczęłam piec chleb na zakwasie, który dostałam od sąsiada. Czasem odpoczywam przy domowych sprawach, lubię tzw. krzątactwo. Układam kolorami ubrania, a książki alfabetycznie. Wyniosłam to z domu, gdzie na regałach mieliśmy podział na literaturę polską i zagraniczną. Ale coraz częściej najbardziej wypoczywam poza miastem. W zeszłym roku spędziłam ponad miesiąc na małej wyspie, gdzie zasypiałam i budziłam się przy szumie oceanu. Rano robiłam kawę i w piżamie szłam na klif, żeby wypić ją, patrząc na fale. Takiego spokoju nie osiągnie się w mieście nigdy.