Marysia i Artur

Dziś Hygge wpada do Artura i Marysi. Oboje znam i bardzo lubię! Przez jakiś czas wspólnie pracowaliśmy, a teraz czasem bujamy się razem po mieście. Mieszkają na krakowskim Zabłociu od prawie dwóch lat.  Marysia serwuje nam herbatę i ciasto, a Artur kawę!

Skąd jesteście?

Marysia: Jestem z Krakowa. Wychowałam się na Kurdwanowie. Mieszkaliśmy w małym mieszkaniu. Później przenieśliśmy się do domu na Klinach. Ale nigdy nie byłam związana z domem rodzinnym jeśli chodzi o wystrój lub estetykę. Mamy z mamą odmienne gusty i nie mogłam się doczekać, aż urządzę swoje mieszkanie.

Artur: Ja jestem z Tarnowa. Tam mieszkałem do czasu, kiedy przyjechałem do Krakowa na studia. Tak jak Marysia, studiowałem architekturę. Poznaliśmy się na studiach.

 

 

Jak trafiliście do tego mieszkania?

Marysia: Mieszkanie wybrałam częściowo ze względu na jego lokalizację – Zabłocie jest nietypową częścią Krakowa, industrialną i trochę dziką mimo bliskości Kazimierza i Wisły. Niedaleko jest też Stare Podgórze, a ta część miasta zaczyna wreszcie tętnić życiem. Zależało nam na tym żeby w mieszkaniu było jasno, szukaliśmy czegoś na wyższych piętrach i z dużymi oknami, z widokiem na jakąkolwiek zieleń, co w Krakowie nie jest proste. Mieszkanie nie jest duże, ale ma całkiem komfortowy układ, który dla nas sprawdził się doskonale. Jest tu miejsce na wszystko co tworzy dobry dom, jest salon do wypoczynku i przenocowania znajomych, jest przestrzeń do pracy, wydzielona kuchnia i strefa nocna z sypialnią i dużą łazienką. Więcej nam nie trzeba!

Jak mieszka się Wam na Zabłociu?

Artur: Dobrze. Obok mamy Wisłę. W sezonie do pracy jeździmy na rowerach. Lubimy też pobliskie Podgórze. Co prawda martwi mnie trochę niekontrolowany rozwój naszego sąsiedztwa. Z radością obserwuję działania lokalnych aktywistów, dzięki którym na wiosnę, przy bulwarach ma powstać park. Jest tu sporo fajnych miejscówek, przepadamy za Balem, zdarza nam się też brać udział w warsztatach w Wytwórni.

Czym się zajmujecie?

Marysia: Jestem architektem. Od małego ciągnęło mnie w kierunku czegoś związanego ze sztuką. Ale jestem też umysłem ścisłym. Więc wybrałam trochę inżynierii połączonej z projektowaniem i estetyką. Teraz pracuję w firmie, która projektuje galerie handlowe. Zdarza się że po godzinach pracy, razem z Arturem projektujemy wnętrza. Chyba to mnie teraz najbardziej zadowala. Po pracy czasem szyję na maszynie. Odstresowuje mnie to. Teraz uczę się robić na drutach.

Artur: Ja całe życie rysowałem, lubiłem robić plastyczne rzeczy. Mój tata jest architektem. Jakoś tak naturalnie wyszło, że też skończyłem na architekturze, mimo że nie byłem do tego pomysłu przekonany. Koniec końców cieszę się, że tak wybrałem, to były bardzo przyjemne i rozwijające studia. Teraz zajmuję się grafiką. W tym się spełniam. Już w trakcie studiów zaczęło mnie to wciągać, więc postanowiłem zaryzykować i podążyć w tym kierunku. Ciągle jest to projektowanie, więc studia nie poszły na marne. Jestem projektantem graficznym, pracuję w ukochanym Blürb Studio i mam nadzieję, że tak już będzie. W czasie wolnym dalej rysuję, zdarza mi się tworzyć linoryty. Moja najnowsza zajawka to tatuaże. Zacząłem nawet już się uczyć i pewnie za jakiś czas zacznę tatuować sam. Pewnie Ciebie wytatuuję jako pierwszą! Ale muszę przyznać, nie spodziewałem się, że jest to tak trudne.

 

 

Co zmienialiście w tym mieszkaniu?

Marysia: Mieszkanie było w stanie deweloperskim. Zmieniliśmy nieco układ. Wcześniej był oddzielony hol, a kuchnia była zamknięta. Wyburzyliśmy część ścian, a w tej pomiędzy kuchnią i salonem zrobiliśmy otwór i umieściliśmy barowy blat. Najpierw zrobiliśmy projekt całości. Inspiracje są trochę duńskie. W trakcie studiów byłam na wymianie w Danii i tam widziałam wiele mieszkań. Jedną z rzeczy, które najbardziej do mnie trafiły były bardzo popularne białe, kwadratowe płytki. Niezależnie od zamożności właściciela, wszędzie stosowano to samo, proste i piękne rozwiązanie. Obiecałam sobie, że i tak będzie u mnie. Więc zarówno w łazience jak i kuchni, na ścianach są właśnie białe płytki.

Artur: Wszystko robiliśmy etapami. Założyliśmy, że na początku zrobimy tylko te rzeczy, które pozwolą nam tu zamieszkać. Zaczęliśmy od kuchni i łazienki. Kuchnia miała być jasna. Jednym z postanowień był brak typowych podwieszanych szafek nad blatem. Mamy zwykłe półki i haczyki. Samo wykończenie mieszkania jest dość minimalistyczne. Ściany są białe, jest dużo jasnego drewna. Według nas to stanowi doskonałe tło dla wszystkich innych elementów wyposażenia oraz dekoracji. No i zieleni. Źle czujemy się w w zbyt surowych wnętrzach. Stół do pracy, to odświeżony stary stół z czasów studiów. Część mebli jest starych. Staramy się odnawiać je sami. Jest fotel Chierowskiego, który dostaliśmy od znajomych, szafa w sypialni, którą skołował nam tata Maryjki, czy konsola na której stoi sprzęt grający jest pamiątką po jej babci, albo krzesło Thoneta, które dorwaliśmy w necie i odrestaurowaliśmy. W miarę mieszkania, pojawiały się nowe rzeczy, albo takie, które zrobiłem sam – jak lampa, która stoi w towarzystwie naszej pięknej palmy. Drobne przedmioty często kupujemy pod Halą Targową. Na przykład klosze do lamp, ramki albo ceramikę. Szanujemy stare przedmioty, ale nie jest tak, że gardzimy tym co nowe!

Którą rzecz w mieszkaniu lubicie najbardziej?

Marysia: Ja lubię drewnianą skrzyneczkę w kuchni, mój dziadek trzymał w niej znaczki.

Artur: Dla mnie super sprawą jest pamiątka z MACBA w Barcelonie. Jest to metalowy, czerwony łącznik, dzieło artysty i dizajnera. Po dodaniu innych elementów, najlepiej takich z recyklingu, mogą powstać podstawowe meble np: taboret, stolik, a nawet lampa.

Cenię sobie też płytkę brukową z Barcelony! Większość chodników w centrum jest nią wyłożona i jest ona typowa tylko dla tego miasta. Moja znajoma wyrwała ją z chodnika i wręczyła jako pożegnalny prezent, a ja przywiozłem ją tu w walizce. Zresztą taką samą mam wytatuowaną na ramieniu. Jak widać lubię Barcelonę, wcale tego nie ukrywam, spędziłem tam pół roku i jest to chyba moje ulubione miasto. Nawet większość moich ulubionych grafików i architektów pochodzi właśnie stamtąd.

Jak wygląda Wasz czas wolny?

Marysia: Różnie. Na przykład jutro jedziemy wybieramy się na biegówki! Jakiś czas temu odkryliśmy piękne miejsce z dobrze przygotowanymi trasami. Lubimy też jeść na mieście i pospać w weekendy!

Artur: Staramy się też dużo podróżować. Ostatnie wakacje spędziliśmy w Portugalii, a niedawno kupiliśmy loty do Wietnamu!

 

 

Dzęki Marysia i Artur!

Wywiad & tekst: Ola Koperda, zdjęcia: Sylwia Wojtkowska.