Aleksandra Górecka: Mam słabość do kiczowatych kocich gadżetów

Wywiad: Ola Koperda / Zdjęcia: Iga Kosicka

 

Odwiedzamy Olę Górecką w jej mieszkaniu w Poznaniu w okolicy rynku Wildeckiego. Ola mieszka z narzeczonym Marcinem i 3 kotami: Markiem, Iloną i Bibi. 6 lat temu założyła markę biżuteryjną SAVVY.

Skąd pochodzisz? Kiedy i jak trafiłaś do Poznania?

Ola: Wychowałam się w Szczecinie. Do Poznania przyjechałam studiować na Uniwersytecie Artystycznym. Skończyłam grafikę warsztatową, później rzeźbę. Zostałam w Poznaniu, ponieważ bardzo lubię to miasto, lubię patrzeć, jak się rozwija i zmienia.

I to na rzeźbie pewnego dnia miałaś za zadanie stworzyć pierścionek.

Ola: Tak! Praca z biżuterią bardzo mi się spodobała. Na uczelni miałam również szansę podszkolić się w pracowni jubilerskiej pod okiem specjalisty. Zaraz po studiach zdecydowałam się założyć firmę. Mam spore szczęście, że od początku ścieżki zawodowej zajmuję się tym, co jest związane z moim wykształceniem, sprawia mi przyjemność i mnie fascynuje.

 

 

 

 

 

Jak powstała nazwa SAVVY?

Ola: Angielskie słowo savvy oznacza świadomość, umiejętności, zdolności, talent. Chciałabym, żeby biżuteria SAVVY podkreślała te cechy u noszących ją osób, by przez biżuterię wyrażały siebie. Oprócz tego uważam, że to po prostu ładne słowo! (śmiech)

Opowiedz trochę o tym, jakie projekty tworzysz.

Ola: Zawsze lubiłam przedmioty z charakterem, nigdy nie byłam fanką klasycznej, idealnie wykończonej biżuterii tworzonej masowo. Dlatego moje projekty nie są pozbawione odrobiny “brzydoty”, nie są perfekcyjnie wypolerowane, widać na nich ślady narzędzi. W tworzeniu biżuterii kieruję się zasadami japońskiej filozofii wabi-sabi, która skupia się na odnalezieniu piękna w niedoskonałości. Początkowo tworzyłam głównie pierścionki, później dołączyły do nich inne projekty: naszyjniki, kolczyki i sygnety. Sporo projektów wykonuję na zamówienie. Biżuteria staje się coraz popularniejsza również wśród mężczyzn. Często kupują sygnety dla siebie, prezenty dla swoich dziewczyn, a później wracają po pierścionek zaręczynowy i obrączki. Miło jest być częścią ich historii.

 

 

 

Gdzie pracujesz?

Ola: Pracownia SAVVY znajduje się w tej samej kamienicy, w której mieszkamy. Tam spotykam się z klientami, projektuję, rzeźbię i obrabiam odlewy. Część pracy mogę wykonywać w domu, często odpisuję na maile z łóżka otoczona naszymi kotami (śmiech).

Jak te kotki do was trafiły?

Ola: Od czasu do czasu pełnimy rolę domu tymczasowego dla kotów, tak trafił do nas rudy Marek i już z nami został. Początkowo był schorowany i nieufny, ale z czasem stał się bardzo towarzyski. Teraz często pełni rolę kociego PR-owca (śmiech), bo kochają go nawet osoby, które fanami kotów nie są! Trikolorkę Ilonę zaadoptowaliśmy, gdy była jeszcze mała. Najtrudniejszą historię miała biała Bibi. Kiedy trafiła do nas, miała sparaliżowane tylne łapki, groziło jej uśpienie. Na szczęście udało się zebrać fundusze na rehabilitację i przywrócić jej sprawność. Każdy z naszych kotów ma nawet własne konto na Instagramie (śmiech)! Koty stanowią bardzo ważną część naszego życia, są członkami rodziny. Widać to też w naszym mieszkaniu wypełnionym kocimi gadżetami.

 

 

 

 

 

Wspomniałaś o mieszkaniu, powiedz, od kiedy tu żyjecie i jak tu trafiliście?

Ola: Mieszkamy tu od 2 lat. Wzięliśmy udział w programie Mieszkanie do Remontu organizowanym przez Zarząd Komunalnych Zasobów Lokalowych w Poznaniu. Pozwala on na wynajęcie mieszkania pod warunkiem przeprowadzenia remontu na własny koszt. W remont włożyliśmy sporo czasu, energii i serca, ale udało się i bardzo doceniamy to, jakie mieliśmy szczęście! Czujemy, że to nasze miejsce na ziemi, nasz dom.

Mieszkanie ma bardzo nietypowy układ.

Ola: To prawda. To było coś, co nas początkowo martwiło, nie wiedzieliśmy, czy będzie wystarczająco funkcjonalne. Wchodząc do mieszkania, widzimy na przestrzał wszystkie pomieszczenia, czyli salon z kuchnią, a za nimi sypialnię. Całość urządzona jest dość eklektycznie. Mamy sporo starych mebli, szafę od sąsiada, komodę znalezioną pod kamienicą. W dużym pokoju zbudowaliśmy antresolę pełniącą funkcję sypialni, a na dole jest sofa, na której najczęściej siedzimy, kiedy oglądamy filmy wyświetlane z rzutnika na ścianie. Jak już wspomniałam, mam słabość do nieco kiczowatych kocich gadżetów obrazków, zdjęć, magnesów na lodówkę itp. Czasem nie mogę się powstrzymać przed kupnem kolejnej ceramicznej kociej figurki.