Ania Hora: To mieszkanie przedstawia podróż przez moje życie

Wywiad: Ola Koperda / Zdjęcia: Tomo Yarmush

 

Anię Horę poznałam, kiedy jakiś czas temu pisałam co nieco o marce There Is No More, którą prowadzi wraz z przyjaciółką (dziewczyny szyją pojedyncze sztuki upcyklingowych torebek z już istniejącej odzieży, zgodnie z ideą zero waste). Teraz odwiedziłam ją w mieszkaniu na warszawskim Starym Żoliborzu. Ania mieszka przy ulicy Krasińskiego, przy której budynki zostały wybudowane przez Warszawską Spółdzielnię Mieszkaniową, założoną w 1921 przez lewicowych działaczy społecznych. Przyświecał im cel stworzenia tanich, ogólnodostępnych mieszkań z zapleczem socjalnym. Dlatego między blokami powstały m.in.: szkoła, pralnia, łaźnia czy dom kultury w tamtym okresie było to dość innowacyjne myślenie o wspólnej przestrzeni. Mieszkanie Ani ma 47 m2, układ jego pomieszczeń pozostał niezmieniony. 

Opowiedz, co robiłaś, zanim trafiłaś do Warszawy.

Ania: Wychowałam się na Śląsku, w miejscowości pod Bytomiem. Ten bytomski czas zajmuje dużo miejsca w moim sercu. Chodziłam do IV LO, gdzie panowała bardzo specyficzna atmosfera i ogólna zachęta do rozwijania swoich pasji. Ówczesny dyrektor miał swego rodzaju misję, by jak najbardziej nas ukulturalnić i stworzyć przestrzeń dla wolności tworzenia. W międzyczasie chodziłam do nieocenionego Śląskiego Teatru Tańca, gdzie przez wiele lat trenowałam taniec współczesny. Na czas studiów przeprowadziłam się do Katowic. Skończyłam tam historię sztuki i filologię polską, ale przez większość tego okresu pracowałam. Zaangażowałam się w koordynację projektów artystyczno-społecznych dla Instytucji Kultury Katowice Miasto Ogrodów, a wcześniej dla Galerii ASP Rondo Sztuki. To właśnie wtedy, podczas wspólnej pracy, poznałam Kasię Stalicką, z którą wspólnie zbudowałyśmy There Is No More.

 

 

 

 

 

 

Lubiłaś Katowice, robiłaś fajne rzeczy, dlaczego zdecydowałaś się na przeprowadzkę?

Ania: Hmm, i to jest pytanie, na które ciężko odpowiedzieć! Kiedy zdecydowałam się na zmianę, miałam 24 lata. Bardzo lubiłam Warszawę, często tam jeździłam i chyba potrzebowałam nieco większego miasta. Czułam, że śląski okres jest już we mnie wewnętrznie zamknięty. Dostałam się na dziennikarskie studia magisterskie na Uniwersytecie Warszawskim i to mnie zmobilizowało do przeprowadzki. Mieszkam tu 6 lat. Po ukończeniu studiów planowałam podróż po Europie, jednak zatrzymałam się na 3 miesiące w Palermo, gdzie poznałam mojego obecnego partnera (śmiech). Zdecydowaliśmy się na wspólne życie w Warszawie i od ponad 3 lat żyjemy tu, na Starym Żoliborzu. 

Czym się teraz zajmujesz?

Ania: Od roku wspólnie z Kasią tworzymy upcyklingowe akcesoria pod szyldem There Is No More. Kiedy pracowałyśmy razem w Katowicach, bardzo często wybierałyśmy się na polowania do second-handów. Teraz możemy ponownie chodzić na te poszukiwania najciekawszych materiałów, a następnie nadawać im nowe życie w postaci toreb. Poza tym po wieloletnim okresie koordynacji projektów postanowiłam się przebranżowić i od około 2 lat czasami zajmuję się również projektowaniem graficznym w digitalu. Lubię wyraźne projekty, odważne kolory i charakterystyczną typografię

 

 

 

 

 

 

To mieszkanie jest twoje. Długo go szukałaś?

Ania: Kryteria były następujące: mieszkanie musiało być z wtórnego rynku, mieć stary parkiet, wysoki sufit i sporo światła. Kiedy weszłam do tego, już od progu wiedziałam, że to właśnie to!

Opowiedz o tym, jak je urządziłaś.

Ania: Pracuję z domu, spędzam w nim sporo czasu, dlatego muszę się w nim dobrze czuć i znajdować ukojenie. Kiedy się wprowadzałam, mieszkanie było puste. Zależało mi na tym, by wiele mebli było z drugiej ręki. Uwielbiam starocie i grupy wymiankowe w Internecie. Na szczęście mój partner zaczął patrzeć na świat w ten sam sposób (śmiech). Zresztą sam przyciągnął zieloną sofę w stylu lat 60., którą wspólnie odrestaurowaliśmy. Pod drzwiami wejściowymi stoi wyjątkowe wezgłowie łóżka w stylu gdańskim, które znalazłam wczoraj. Wiele rzeczy jest tu z drugiego obiegu, ale oczywiście są też klasyczne wstawki z Ikei. W zasadzie to mieszkanie przedstawia podróż przez moje życie są w nim przedmioty z domu rodzinnego, parę rzeczy z pierwszych wynajmowanych mieszkań (w jednym z nich sąsiadka podarowała mi stare, piękne, podłużne lustro, które wisiało w pociągu PKP nad siedzeniami, a które teraz stoi w sypialni) i meble znalezione specjalnie do tej przestrzeni.

Masz tu coś z dzieciństwa?

Ania: Na ścianie wisi różowy japoński wachlarz, który miałam w swoim pokoju dziecięcym. Niedawno odkryłam go ponownie na strychu. Teraz go uwielbiam.

Jak odpoczywasz w domu?

Ania: Bardzo lubię gotować, zapraszać bliskich i organizować kolacje. Razem z moim partnerem, który również jest gotujący, doszliśmy do dużej wprawy z tymi włoskimi balami (śmiech). A poza tym rysuję, fotografuję i staram się wrócić do regularnego pisania. Jednym słowem: świadome bycie podróżowanie, patrzenie, słuchanie, a później utrwalanie tego jest dla mnie sensem mojego życia.
Ale uwielbiam też spać! Śpię za dużo, zdarza mi się to nawet po południu. Mój dziadek powtarza, że jego sekretem na witalność jest pół godziny drzemki, łyżka miodu i jedno jabłko dziennie. Biorąc pod uwagę jego formę, chyba warto mu zaufać.

Twoje danie popisowe?

Ania: Ciągle się zmienia. W naszym domu wszystko kręci się wokół jedzenia, dlatego testuję wiele przepisów. Co ciekawe, po okresie eksploracji kultur kulinarnych innych krajów, ostatnio dużo przyjemności daje mi kuchnia polska. Jej nowa odsłona ma naprawdę wiele do zaoferowania. Coś w końcu musi zdetronizować hummus, prawda? Wspaniale, gdyby to była niezauważona wcześniej przekąska z lokalnego podwórka.