Anita Musioł: Muszę poczuć książkę, żeby ją wydać

Wywiad: Ola Koperda

 

O wszystkich wydanych przez nią pozycjach jest głośno i praktycznie wszystkie zbierają pozytywne recenzje. Jest w tych książkach coś, co urzeka i je wyróżnia – przyjemny format (zawsze ten sam) i kolorowe, nietypowe na polskim rynku wydawniczym, wyłącznie graficzne okładki. Jeśli zacznie się czytać te książki, chce się przebrnąć przez każdą z nich. Mowa o Wydawnictwie Pauza i jego założycielce – Anicie Musioł. Na rozmowę umawiamy się w kawiarni, w której stolik, podobnie jak stół w domowym „dużym pokoju” Anity, służy za biuro Pauzy.

Gdzie spędziłaś dzieciństwo i co wtedy czytałaś?

Anita: Dzieciństwo spędziłam w Warszawie, wychowałam się w Śródmieściu.

W domu rodzinnym czytaliśmy bardzo dużo. Od najmłodszych lat chodziłam do szkoły amerykańskiej, dlatego polskie książki czytałam z mamą. Ania z Zielonego Wzgórza była jej ulubioną książką, jednak mi nie przypadła do gustu – wolałam amerykańskie powieści, które wydawały mi się bardziej osadzone w realiach. Wówczas, tj. w późnych latach 80., nie było takiej polskiej oferty literatury dla młodzieży, jaka jest teraz – o rozwodzie rodziców, o uzależnieniach, o samotności czy depresji wśród nastolatków, ale były już takie książki po angielsku. Nastoletnie lata spędziłam w Nowym Jorku, gdzie wtedy pracował mój tata, tam też ukończyłam liceum. 

 

 

 

Wróciłaś do Polski, skończyłaś lingwistykę stosowaną oraz studia amerykanistyczne na Uniwersytecie Warszawskim. Jaka była twoja pierwsza praca?

Anita: Po studiach znalazłam pracę w Empiku, zajmowałam się działem książki zagranicznej, głównie dlatego, że dobrze znałam język angielski. To była moja pierwsza praca, więc wszystkiego uczyłam się od podstaw. Spędziłam tam 4 lata i to ta praca przyniosła mi pierwszy etat w wydawnictwie. Szefowa wydawnictwa Egmont, której pomagałam zrealizować zamówienie, zaproponowała mi stanowisko szefa wydawniczego. Miałam wyjątkowe szczęście! Zostałam tam na 9 lat. To była dla mnie wspaniała szkoła wydawnicza, ale też praca w świetnie zorganizowanej, przyjaznej wobec pracownika międzynarodowej korporacji. 

Później były kolejne wydawnictwa. Po 15 latach na kierowniczych stanowiskach i tysiącach wydanych książek zdecydowałaś się na ryzykowny krok – założenie własnego wydawnictwa. Dlaczego?

Anita: Po tylu latach pracy na rynku wydawniczym przeszłam przez kilka szczebli i zdobyłam ogromne doświadczenie. Stanęłam przed wyborem: szukać pracy w kolejnym wydawnictwie lub pójść swoją drogą. W dużych wydawnictwach, działających jak korporacje, zmiany właścicielskie sprawiają, że zupełnie bez powodu z dnia na dzień można stracić pracę. Nowy właściciel wprowadza swoje porządki i swoich zaufanych ludzi. Jednocześnie wszystkie cenione przeze mnie mniejsze wydawnictwa (np. Karakter, Marginesy, Czarne) są firmami, którym szefują właściciele. Nie miałam więc już zbyt wiele do osiągnięcia, pracując „u kogoś”. Korciło mnie, by zrobić coś na własną rękę. Od początku wiedziałam, że w grę wchodzi tylko założenie wydawnictwa. Nie wyobrażałam sobie, że mogłabym robić cokolwiek innego książki to moja pasja. Poza tym podobno większość firm prowadzonych przez osoby, które nigdy nie zajmowały się danym obszarem, upada. Wydawnictwo było jedynym sensownym wyborem.

 

 

 

Pauza istnieje od 2,5 roku, w pierwszym roku wydała 5, a w kolejnym 10 książek. Od początku robisz wszystko sama. Jak to możliwe?

Anita: Rzeczywiście, oprócz tłumaczeń, redakcji i składu, wszystko robię sama: od wyboru powieści po wystawianie faktur. Dlaczego? Dlatego, że jestem realistką. Przez lata pracy w wydawnictwach zajmowałam się budżetowaniem. Wiedziałam, że jeżeli zacznę od wynajęcia pięknego biura, zatrudnienia pracowników, kupna firmowego samochodu – wydawnictwo nie ma szansy przeżyć. Siedziba firmy jest nadal w moim domu.

No właśnie, jakie było twoje założenie? Jaki miał być profil Pauzy?

Anita: Zdecydowałam się wydawać współczesną, nagradzaną prozę zagraniczną. Drugie kryterium – książki muszą być anglojęzyczne lub przełożone na angielski. Ponieważ wszystko w Pauzie robię sama, to i sama szukam, i czytam książki, których wydanie rozważam. Płynnie czytam tylko po angielsku, więc książki z innych krajów, bo mam też takie w swojej ofercie (Holandia, Norwegia, Szwecja, Finlandia, Argentyna), czytałam w angielskich przekładach. Muszę poczuć książkę, żeby ją wydać, dobrze wypromować i sprzedać. Nie chcę wydawać czegoś, czego nie czytałam, i czegoś, co mi samej nie przypadło do gustu. Kolejna rzecz – muszą to być autorzy żyjący i chętni do podróży (śmiech). Mówiąc wprost: autorzy uczestniczący w festiwalach, wywiadach i spotkaniach autorskich pomagają w promowaniu książek. Szukam też pisarzy książek nagradzanych, którzy poruszyli rynek w swoich krajach, ale też dotarli na rynek międzynarodowy. Większość moich autorów może się poszczycić kilkunastoma, a nawet kilkudziesięcioma wydaniami zagranicznymi. Np. książki Davida Vanna ukazały się w ponad 20 językach, a nieco autobiograficzna proza Édouarda Louisa jest adaptowana na potrzeby teatralne – spektakle trafiają na deski teatrów w wielu krajach. 

 

 

 

Który etap prac nad wydaniem książki jest najprzyjemniejszy?

Anita: Są 2. Pierwszy to moment, kiedy znajduję książkę i wiem, że to jest właśnie „to”, że muszę ją wydać i udaje mi się kupić prawa do niej. Kiedy przychodzi wiadomość, że oferta została przyjęta, tak bardzo się z tego cieszę, że zazwyczaj chwalę się nowym nabytkiem na Facebooku, nie mogę się powstrzymać (śmiech). Drugi to ten, kiedy książka przyjeżdża z drukarni. Po ponad 20 latach dostawania egzemplarzy sygnalnych z drukarń nadal jest to dla mnie ogromna przyjemność. 

Czy są gatunki literackie, które osobiście cię nie porywają?

Anita: Tak, np. tytuły fantasy czy książki historyczne kompletnie do mnie nie trafiają. Jednak ostatnio sama siebie zaskoczyłam, kupiłam do planu Pauzy na 2021 rok książkę z gatunku nazywanego „postapo” – czyli o świecie po apokalipsie. Nie sądziłam, że kiedykolwiek to zrobię, ale coś mnie podkusiło, żeby przeczytać właśnie tę propozycję wydawniczą – może sympatia do agentki, która sprzedawała tytuł i przekonała mnie, żebym na niego zerknęła. Chociaż teoretycznie nie mieścił się w sferze moich zainteresowań i upodobań, zaczęłam czytać i wsiąkłam. To przepiękna, ale i przerażająca, realistyczna opowieść. 

Kiedyś w czasie wolnym pewnie czytałaś, a co robisz teraz?

Anita: Nadal czytam! Najczęściej jednak książki, które biorę pod uwagę do swojego planu wydawniczego. To bardzo męczące, bo w pewnym sensie my, wydawcy-pasjonaci, zawsze jesteśmy w pracy. Czytamy coś, co być może wydamy, albo coś, co chcieliśmy wydać, ale się nie udało. Czytamy też książki konkurencji, żeby „być na bieżąco” i móc uczestniczyć w rozmowach o książkach, które ciągle się w naszej branży toczą. Ostatnio zapytałam pewną wydawczynię, która skupia się na bardzo ograniczonej pod względem geograficznym ofercie, czy potrafi oddzielić czytanie dla przyjemności od pracy. Odpowiedziała, że nie ma czegoś takiego jak czytanie wyłącznie dla przyjemności. Biorąc jakąkolwiek książkę do ręki, odruchowo sprawdza, jak jest wydana, kto ją redagował, ogląda papier i jakość wykonania. Zdałam sobie sprawę, że przecież robię to samo.

Czy myślałaś o tym, by kiedyś coś napisać?

Anita: Tak, kiedy miałam 10 lat (śmiech). Myślę, że nawet gdybym pisała, to pogrążyłabym swoje wydawnictwo, uprawiając self-publishing. W naszym kraju to nadal bardzo źle widziane. Poza Wydawnictwem Czarne, które przecież zaczęło swoją działalność od wydawania książek Andrzeja Stasiuka, chyba żadne inne wydawnictwo nie utrzymało renomy na rynku, wydając książki właścicieli. To smutne, bo przecież na innych rynkach self-publishing ma się dobrze, ale u nas nadal pokutuje poczucie, że autor sam wydaje swoją książkę, bo „prawdziwe” wydawnictwo nie chciało jej wydać. 

Jaka będzie Pauza za 5 lat?

Anita: Moim marzeniem jest utrzymanie ambitnego profilu wydawnictwa i wydawanie tego, co lubię. Mam ogromną nadzieję, że wymagający rynek wydawniczy w Polsce na to pozwoli. Coraz częściej czytelnicy piszą albo przychodzą do mnie na targach książki czy spotkaniach autorskich i dziękują za to, że dzięki mnie mogą poznawać dobrą, współczesną literaturę światową. Takie słowa to największa radość i komplement dla wydawcy. Trzymajcie kciuki za Pauzę!