Bartek i Przemek: Można łączyć wszystko, jeśli są to ładne rzeczy.

Jesteśmy w małej miejscowości pod Krakowem. W swoim domu goszczą nas Bartek Kieżun i Przemek Krupski. Z zewnątrz niepozorny drewniany budynek, a w środku niewiarygodnie piękne wnętrza, przywodzące na myśl rezydencje w hiszpańskim stylu. Pięknych mebli, bibelotów jest tak dużo, że nie sposób przestać się rozglądać, ale też brak tu przesady i przeładowania. Szara podłoga, białe ściany, drewniane meble i sporo koloru w dodatkach.

Zanim zamieszkaliście w domku w Świątnikach, mieszkaliście w Krakowie.

Bartek: Tak. Ja do Krakowa trafiłem na studia, no i tam już zostałem.

Przemek: Ja pochodzę z Poznania. Do Krakowa trafiłem za Bartkiem! Przyjechałem na wernisaż, poznaliśmy się i przeprowadziłem się.

Od 14 lat prowadzicie sklep Miejsce, czyli najdłużej działający w Polsce sklep z polskim wzornictwem połowy XX wieku. To pewnie nie była łatwa sprawa na początku lat dwutysięcznych.

Przemek: Wcześniej, tak jak wiele osób w Krakowie, pracowaliśmy w knajpach. Kiedy założyliśmy sklep, było to co najmniej pionierskie przedsięwzięcie. Niewiele osób interesowało się wtedy starociami. Był to jednak czas wysypu firm zakładanych przez młodych ludzi. I tak powstało Miejsce. Sami wtedy niewiele wiedzieliśmy o meblach z dawnych lat.

Bartek: Naszą zaletą było to, że byliśmy młodzi i trochę głupi:) Bo z ekonomicznego punktu widzenia, na początku nie do końca miało to sens. Ale rynek wnętrzarski był głodny czegoś nowego. Zanim starych mebli zaczęło się szukać jak teraz, na aukcjach internetowych wyszukiwaliśmy je na targach staroci i w komisach.

Przez 10 lat prowadziliście też na krakowskim Kazimierzu bar Miejsce.

Przemek: Było to intensywne 10 lat. W zeszłym roku ten etap się zakończył. Jak to często bywa, nie przedłużono nam umowy najmu. Tęsknimy, ale było, minęło.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Bartek, od paru lat prowadzisz bloga kulinarnego. Ostatnio wydałeś swoją książkę: Italia do zjedzenia.

Bartek: Tak! Bloga prowadzę od dobrych paru lat. Od początku koncentruję się na kuchni włoskiej i wszystkim co dobrego wokół niej. Dużo podróżowałem po Włoszech. Inspirowała mnie architektura i historia sztuki. Przez pierwsze lata pisanie traktowałem jako hobby, a w tym momencie to moja praca. Piszę o gotowaniu, mówię o gotowaniu, uczę gotować prowadząc warsztaty.

Jak ty sam nauczyłeś się gotować?

Bartek: Jestem samoukiem, cała moja rodzina była gotująca. Zaczęło się to tak, iż mając kilkanaście lat postanowiłem nie jeść mięsa, a że mama nie była zbyt chętna, by gotować dwa obiady, musiałem radzić sobie sam. Kiedy miałem kulinarne podstawy, zacząłem się profilować na włoską kuchnię. Robiłem makarony, drożdżowe ciasta, focaccie. Gotuję głównie po włosku, ale ostatnio zacząłem poszerzać krąg kulinarnych inspiracji o basen Morza Śródziemnego.

Gotujesz w domu?

Bartek:  Pewnie! Często są to bardzo proste przepisy na makaron. Ich zaletą jest to, że są szybkie i świetnie smakują. To taki nasz domowy comfort food.

Jak trafiliście do Świątnik? Mieliście dosyć życia w mieście?

Bartek: Szukaliśmy domu od trzech lat. Kiedy zamknęliśmy knajpę i nie musieliśmy codziennie być w Krakowie, zwiększył nam się obszar poszukiwań. I stało się tak, że w cenie 40 metrowego mieszkania w Krakowie, kupiliśmy 200 metrowy dom z tarasem.

Przemek: Rzeczywiście nasze poszukiwania trwały dość długo. W końcu straciłem cierpliwość i zacząłem szukać innych budynków: sklepów, przestrzeni przemysłowych. To co znalazłem, to właśnie ten dom wystawiony na sprzedaż jako knajpa. Niegdyś były to dwa domy. Jeden z nich od przed wojny był wyszynkiem. Pod nim mamy piękną, kamienną, sklepioną piwnicę.

Od kiedy tu mieszkacie i jak żyje Wam się poza Krakowem?

Przemek: Od przeprowadzki minął prawie rok. Żyje nam się tu bardzo dobrze. Mamy super sąsiadów, dostajemy dżemy, domowy chleb!

Bartek: Ten rok był bardzo intensywny: remont, zamknięcie knajpy, książka. Jeszcze nie wrośliśmy w społeczność, ale powoli się to dzieje.

Przemek: Świątniki leżą na grani, jest tu gęsta zabudowa i plątanina małych uliczek. Kawałek naszej działki, to przejście do domu sąsiadki. Od średnich wieków mieszkali tu płatnerze sprowadzani przez króla z Włoch.

O! Jest i włoski akcent! W jakim stanie był budynek kiedy go zastaliście?

Przemek: Było tu dużo gości palących papierosy, pijących piwo i oglądających mecze.

Czyli knajpa dalej funkcjonowała!

Bartek: Tak! Tu gdzie teraz siedzimy (przy kuchennym stole) była sala bilardowa, w naszym obecnym salonie była główna sala konsumpcyjna, a w naszej łazience był bar. Remont był sporym wyzwaniem. Nadal musimy wprowadzić pewne zmiany na zewnątrz domu.

Jakie były główne założenia projektowe?

Przemek: Trochę podążaliśmy za podziałami, które były tu historycznie. Dół domu podzieliliśmy na trzy duże pomieszczenia. Na górze mamy sypialnię i pokój dla gości. Na dole wydzieliliśmy tylko łazienkę, reszta pomieszczeń jest otwarta. Wszystko projektowaliśmy sami. Zależało nam na szarej podłodze z wylewki. Łatwo się brudzi, ale bardzo ją lubimy i jest dobrym tłem dla mebli i dodatków.

Macie bardzo mało mebli w kuchni.

Bartek: Mamy spiżarnię na żywność, co pozwoliło zrezygnować z szafek na ścianach. Do minimum ograniczyliśmy też liczbę sprzętów. Bardzo nie lubię kuchennych gadżetów. Uważam, że jak ktoś chce gotować, to wystarczy garnek, dobry nóż i deska. Na środku mamy sporą wyspę  z szufladami i szafkami. I to w zupełności nam wystarcza.

 

 

 

 

 

Skąd pochodzą meble, czy większość to vintage?

Przemek: Większość mebli i bibelotów zbieraliśmy przez lata. Mam taką teorię, iż można łączyć wszystko, jeśli są to ładne rzeczy. To co dokupiliśmy to duża szafa na kurtki i sofa do salonu – przykład cudownych lat 70, czyli modułowy super długi kombajn do siedzenia firmy COR.

Bartek: Dużo przedmiotów pochodzi z podróży. Za każdym razem coś przywozimy. Ilość rzeczy, które nas otaczają narasta naturalnie z czasem. Ale wiele rzeczy pozbyliśmy się podczas przeprowadzki.

Bartek: Jeżeli dobrze pomyśleć, to wszystko oprócz kuchni i łazienek jest stare. Nasz ulubiony regał w salonie, projektu krakowskiego architekta Andrzeja Albrechta, krzesła w kuchni, czeskiej firmy Vertex z lat 60, czy wielki wiedeński secesyjny stół w pracowni. Po co produkować więcej mebli, skoro jest tyle pięknych pod ręką?

Co lubicie robić, by odpocząć?

Przemek: Ja lubię spotykać się z ludźmi, wspólnie gotować.

Bartek: Ja lubię siedzieć! Bardzo relaksują mnie podróże, odrywają mnie od tego co tu.

Przemek: Ale teraz tu czujemy się trochę jak na nieustannych wakacjach. Mamy tu taką namiastkę kurortu!

 

 

Wywiad: Ola Koperda

Zdjęcia: Michał Lichtański