Bogusław Bachorczyk: Mieszkanie eksperyment

Wywiad: Ola Koperda / Zdjęcia: Michał Lichtański

 

Dziś odwiedzamy Bogusława Bachorczyka malarza, rzeźbiarza, fotografa i artystę video, w swych działaniach podejmującego tematykę tożsamości, wychowania, pamięci czy męskości. Pracuje również jako wykładowca na Wydziale Malarstwa Akademii Sztuk Pięknych. W jednej z kamienic niedaleko Rynku Głównego w Krakowie pokazuje nam pomieszczenia, które służą mu jako pracownia i magazyn, oraz podwórko wypełnione dziełami sztuki. Wisienką na torcie jest jego mieszkanie 4 spore pokoje wypełnione mnóstwem przedmiotów, które są, były lub może będą wykorzystane do któregoś z projektów artysty. Ta przestrzeń (tworzona przez kilkanaście lat) jest artystycznym eksperymentem. „Każde pomieszczenie jest inaczej budowane, malowane, wyklejane, inaczej działa jego struktura narracyjna i zawiera inne emocje” mówi Bogusław.

 

 

 

 

 

Gdzie się wychowałeś?

Bogusław: W małej miejscowości w Beskidach, w otoczeniu przyrody: gór, rzeki, lasów, łąk. Szybko jednak uciekłem z rodzinnych stron, czułem, że się duszę, interesował mnie świat. Zaraz po szkole podstawowej wyjechałem do Zakopanego, by tam skończyć liceum plastyczne.

Wybór studiów artystycznych był czymś oczywistym?

Bogusław: Od małego fascynowało mnie to, że można coś stworzyć, że powstać może coś, co jest tylko w mojej wyobraźni. Wydawało mi się to czymś zupełnie magicznym. Ta świadomość była dla mnie obezwładniająca. Jednak na Akademię Sztuk Pięknych dostałem się dopiero po 4 latach od ukończenia liceum! Do egzaminów podchodziłem co roku, niestety za każdym razem byłem oblewany. Ostatecznie udało się dostać na malarstwo, choć zdawałem na rzeźbę.

Jaki to był czas?

Bogusław: Byłem starszy niż koledzy na roku, trzymałem się raczej z boku, lubiłem pracować w samotności, w domu. Zacząłem robić wiele rzeczy z materiałów niemalarskich, eksperymentowałem, przerabiałem, pracowałem z różnymi technikami. Wtedy też zaczęło się moje zbieractwo, do domu przynosiłem wszystko, co estetycznie mnie ujęło. W ten sposób powstawało to, co do dziś można zobaczyć w tym mieszkaniu w różnych odsłonach. 

 

 

 

 

 

 

 

Czym jest dla ciebie to zbieranie i jakie przedmioty cię interesują?

Bogusław: To dla mnie obłaskawianie miejsca, stwarzanie poczucia bezpieczeństwa. Założyłem sobie, że chciałbym poszerzyć swój świat o historie, pamięć, kulturę, o tzw. nieswoje elementy, rozszerzyć go, dopełnić, wyreżyserować realną fikcję. Mam potrzebę ujawniać historie ludzi, miejsc, rzeczy, które gromadzę wokół siebie. To, co pamiętam, kolekcjonuję. Być może to właśnie znajdowanie związków pomiędzy rzeczami, które do siebie nie pasują, lecz łączy je tajemnicze pokrewieństwo. Te historie nie należą tylko do mnie, są zlepkiem pamięci, opowieści i obrazów, całkiem nowym połączeniem. Często są opowiadane po latach. 

Odkrywam przedmioty, układam je sobie w tematy, zależnie od tego, co aktualnie robię. Zazębiają się one ze sobą, powstają kolejne warstwy. Czasami to obiekty pozornie brzydkie, odpady, czasem bardzo wyrafinowane. Być może był to pewnego rodzaju powrót do dzieciństwa. Gdy byłem małym chłopcem, oglądałem przyrodę, przyglądałem się trawom, drzewom. To było wielkie bogactwo, potem mi tego brakowało. W sztuce zacząłem wyszukiwać atrakcyjne materie. Zamiast na grzyby chodzę na targ staroci pod Halę Targową, patrzę na składowiska przedmiotów i poluję.

W tym mieszkaniu jesteś już kilkanaście lat. Ta przestrzeń była twoim domem, galerią, pracownią. Jak się żyje w domu-instalacji?

Bogusław: Zapewne jest to pewnego rodzaju obciążenie, inaczej myśli się w pustej przestrzeni. Jednak ja lubię długoletnie działania, a takim jest to mieszkanie. Wieloletnie działanie, które się nawarstwia. Zauważyłem, że potrzebuję trzech, czterech warstw informacji, opowieści, formy we wnętrzu – swoistej polifonii, różnych głosów: natury, kultury, historii. Daję posłuch najbardziej pierwotnemu z instynktów, instynktowi rytmu. Od lat tworzę też dzienniki portrety intymne osób, które znam z tekstami, rysunkami, zdjęciami. 

Jak pracujesz? 

Bogusław: Lubię pracować dużo. Kiedy muszę coś przemyśleć, siadam w fotelu, piję kawę, do głowy przychodzą mi wtedy rozwiązania. Spora część pracy artysty to praca fizyczna, przenoszenie czy pakowanie dzieł. W samym procesie budowania obrazu ciekawy jest dla mnie pewien rodzaj braku, wiem, że coś jest niepełne. Czekam na ten element, wyszukuję go, oglądam telewizję, słucham radia, rozmawiam z ludźmi, idę do antykwariatu. Często jest tak, że w kontur wyciętego elementu wstawiam inny obraz, zamieniam go miejscami. Wymieniam i łączę światy. 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Na podwórzu kamienicy przy Czystej 15 stworzyłeś projekt „Nasz ogródek”. Początkowo zaprosiłeś do niego paru artystów, teraz w ogródku są prace 41 twórców, m.in. Moniki Drożyńskiej, Michała Sroki, Agaty Kus.

Bogusław: Projekt powstał latem 2018 roku. Znajomych artystów poprosiłem o przygotowanie czegoś do tej konkretnej przestrzeni. Ogródek powoli jest zawłaszczany przez ich dzieła, pojawiają się one na drzewach, drzwiach, murach. Kiedy wynająłem tu przestrzeń na swoją pracownię, podwórko było zaniedbane. Zadbałem o nie, zasiałem nowe rośliny, których nasiona przywiozłem z podróży, m.in. z Beskidów, Ustki, Berlina.