Dyrektorki: Bogna Świątkowska – Bęc Zmiana

Wywiad: Michalina Sablik / Zdjęcia: Kachna Baraniewicz

 

Stanowisko: Prezeska Fundacji Bęc Zmiana

Poprzednie stanowisko: Zastępca redaktora naczelnego w “Przekroju”, naczelna “Machiny”

Wiek: 51

Miasto rodzinne: Olsztyn

 

Jak wygląda twój przeciętny dzień w pracy?

Bogna: Zaczyna się od tego, że śni mi się, że już powinnam napisać tego maila albo skończyć redagować ten tekst. Kiedy to poczucie staje się bardzo silne, otwieram oczy i poddaję się. Wiem, że już więcej nie będę spała. Wstaję, robię kawę i włączam komputer. Czasami jest to szósta rano, czasami piąta trzydzieści, w dobre dni – siódma. Potem robię sobie krótką przerwę na dojazd do biura. Następną na lunch, później bardzo krótką na podwieczorek, a potem na dojazd do domu. Jak już się tak napracuję przez cały dzień, to kładę się spać. I kiedy zaczyna mi się śnić, że muszę odpowiedzieć na tego maila, to wszystko zaczyna się od początku. Masakra!

Czy to głównie praca za biurkiem?

Bogna: Bardzo różnie. Staram się dużo przemieszczać po mieście, uważam to za część mojej pracy. Lubię obserwować to, co się dzieje wokół, jakie zmiany zachodzą, jak ta współczesność wymyślana przez mieszkańców objawia się w przestrzeni miasta. Staram się oglądać je z różnych perspektyw. Jeżdżę na rowerze, kiedy pozwala na to pogoda. Korzystam z transportu publicznego. Przyznaję otwarcie, że lubię podsłuchiwać ludzi, ich rozmowy, sposoby prowadzenia życia towarzyskiego. W ten sposób chłonę, jak miasto komunikuje swój bieżący nastrój.

 

 

 

 

 

 

Czym zajmuje się założona przez ciebie Fundacja Bęc Zmiana?

Bogna: Bęc zajmuje się wspieraniem polskiej kultury współczesnej, rozumianej jako aktywność twórców, artystów, architektów, projektantów, ale także badaczy opisujących współczesność jako antropolodzy, socjologowie. Wydajemy czasopisma, książki, organizujemy debaty, dyskusje, konkursy dla twórców, stwarzamy okazje do kontaktu z kulturą współczesną. Oprócz tego prowadzimy dwie księgarnie w Warszawie.

Czy Fundacja jest twoim autorskim projektem?

Bogna: Nawet autorski projekt zawsze wynika z kontaktu z otoczeniem, z kontekstu w jakim działamy. Bęc zmienia się w zależności od tego, jaka jest temperatura zdarzeń. Zawsze bardzo mi zależało, żeby fundacja pozostawała w relacji z rzeczywistością i była organizmem szybko reagującym na impulsy z zewnątrz. Bęc nie jest moją własnością – to nie firma i jak wszystkie organizacje pozarządowe jest częścią wspólnego zasobu społecznego, niemniej jako fundatorka i prezeska mam duży wpływ na programowanie jego działalności.

Czego poszukujesz w pracy?

Bogna: No cóż, praca pozwala mi zapomnieć o śmierci (śmiech). Jest usensownieniem życia. Są ludzie realizujący się w kontaktach towarzyskich, w relacjach z innymi. Ja należę do tych, którzy sensu szukają w pracy. Chciałabym, żeby czas, który tutaj spędzam, był pożytkiem dla innych. Z drugiej strony sensowność pracy w kulturze jest bardzo problematyczna, bo wytwarzamy sensy niematerialne czy zdarzenia ulotne. Wyobraźmy sobie jednak społeczeństwo, w którym w ogóle nie ma kultury. Nie ma sfery produkującej sensy, myśli, wątpliwości, która jest krytycznie nastawiona do tego, co się dzieje w świecie ludzkich interakcji. Nie da się, prawda? Ważne jest dla mnie poczucie użyteczności. Mam nadzieję, że nawet kiedy popełniam błędy, to mogą one zostać wykorzystane jako lekcja dla innych. Mogę być pożyteczna, nie tylko osiągając sukcesy, ale także ponosząc porażki.

Czy znajdujesz w tym wszystkim czas dla siebie?

Bogna: To jest u mnie najtrudniejszy temat. Mam wspaniałą rodzinę, z którą zawsze mam niedosyt kontaktu. Czas dla siebie… Niby go nie mam, ale z drugiej strony mam go mnóstwo, bo robię to, co naprawdę lubię.

Masz hobby, pasje?

Bogna: Tak! Bardzo lubię podróżować, oglądać nowe miejsca, inne kultury, poznawać sposoby radzenia sobie z nawet najbardziej prozaicznymi problemami, jakie wymyślają sobie inni. Uwielbiam te momenty, kiedy mogę weryfikować rozumienie siebie, swojej roli, wymyślonego przez nas świata przez konfrontację z tym, jak żyją inni.

Jakie masz plany, marzenia, cele?

Bogna: One są bardzo przyziemne. Chciałabym, żeby Bęc mógł funkcjonować bez przeszkód, realizując swoją misję i nie martwiąc się o sprawy finansowe. Obecnie w Polsce bardzo trudno jest realizować śmiałe, nieszablonowe projekty kulturalne, które w dodatku są świeckie – nie dotyczą spraw patriotycznych i narodowych, nie promują treści konserwatywnych i nie stawiają tradycji na pierwszym miejscu. Moim największym pragnieniem jest znalezienie takiego modelu dla organizacji, abyśmy mogli nadal działać.

A gdybyś miała te środki?

Bogna: Pomysłów to nam nie brakuje! Jest tyle świetnych książek do wydania, tematów do włączenia w nurt debaty publicznej! Jest wielu utalentowanych ludzi w tym kraju, którzy nie mają platformy wymiany intelektualnej skoncentrowanej na współczesności. Bęc w swojej działalności wydawniczej wspiera pojawianie się w powszechnym obiegu treści wypracowywanych na polskich uniwersytetach przez naukowców młodego pokolenia. Dużo mówi się o kreatywności, innowacyjności, ale to się nie może udać bez silnika wymiany tych treści.

Chcecie być think-tankiem?

Bogna: Bęc już jest – w ramach swoich możliwości – przestrzenią wymiany refleksji mogącej kształtować przyszłość w sposób odkrywczy, nowy, nakierowany na budowanie przyszłości. Nie jest to niestety program generujący wielkie zainteresowanie sponsorów. Współpraca z mecenasem rozumiejącym interdyscyplinarny model działalności Bęca to byłoby coś!

Czy jesteś dyrektorką?

Bogna: Chciałabym, żeby fundacja miała jak najbardziej spłaszczoną strukturę, w której każdy czuje się zauważony i zmotywowany do współtworzenia. To czasem się udaje. Poszukuję takiej formuły dla Bęca, aby nasza misja była jak najlepiej realizowana. Fundacja ma fundatorkę (w mojej osobie), prezesa (ja jestem prezeską), co powoduje, że poczucie zespołowego zaangażowania nie musi być wcale oczywiste. Są inne formy prawne, które bardziej temu służą: stowarzyszenia, spółdzielnie, kooperatywy, a nawet spółki. Chciałabym, żebyśmy jako zespół twórczo współpracowali, a tymczasem, co mi się od czasu do czasu przypomina, jestem po prostu pracodawcą, a nie animatorką wyjątkowo ciekawych zdarzeń. Doceniam więc te niezwykłe momenty, które produkują kolektywną energię, wzmacnianą wspólnym entuzjazmem, pasją, talentem. Zarządzanie jest żmudnym zmaganiem się z codziennością pracy w zespole, budowaniem relacji, rozpoznawaniem problemów, stwarzaniem możliwości rozwoju dla organizacji i ludzi w niej pracujących. W roli menedżerki na poziomie operacyjnym nie jestem najlepsza. Nie lubię kontrolować innych, mam nadmierne – jak się wielokrotnie okazywało – zaufanie, że skoro jakoś się podzieliliśmy zadaniami, to jasne, co ma się wydarzyć. Nic bardziej mylnego! Tu się odzywa mój pierwszy zawód i doświadczenie pracy w redakcji. Jako dziennikarze dzielimy się tematami i wiadomo, że nikt nikogo nie będzie pilnował, a pod koniec dnia teksty mają być gotowe. Nie jestem więc dyrektorką, jestem po prostu entuzjastką – muszę wierzyć w to, co robię, żeby móc robić to dobrze.

 

 

 

 

 

 

 

O naszym projekcie Dyrektorki więcej poczytajcie tu.