Dyrektorki: Iza Helbin – KBF

Wywiad: Ola Koperda / Zdjęcia: Kachna Baraniewicz

 

Stanowisko: Dyrektor Krakowskiego Biura Festiwalowego

Poprzednie stanowisko: Dyrektor Wydziału Promocji Miasta Krakowa

Miejsce urodzenia: Kraków

 

Izabelę Helbin – Dyrektor Krakowskiego Biura Festiwalowego (KBF) odwiedzamy w jej biurze w budynku Centrum Kongresowego ICE Kraków, którego KBF jest operatorem całościowym. Od siedmiu lat Iza zarządza instytucją, która w ciągu roku organizuje kilkaset wydarzeń. Ale na co dzień KBF ma o wiele więcej obowiązków. Biuro odpowiada za obsługę ruchu turystycznego, ściąganie do Krakowa produkcji filmowych i seriali, wydaje miesięcznik, realizuje program Kraków Miasto Literatury UNESCO, produkuje kongresy i konferencję i wreszcie… organizuje festiwale i kluczowe wydarzenia kulturalne w mieście.

Kraków to twoje miasto, tu się urodziłaś, tu też studiowałaś.

Izabela: To prawda. Tutaj studiowałam, z Krakowem jestem związana od dawna, stąd jest moja mama, ale wychowałam się w Miechowie, z którego pochodzi mój tato. Przyjazd do Krakowa był oczywiście związany z edukacją, studiowałam Zarządzanie i Marketing, Dziennikarstwo i Komunikację Medialną oraz Europeistykę. Po latach spędzonych w Krakowie naprawdę nie wyobrażam sobie życia w innymi mieście, bo Kraków… uzależnia. Tu zawsze coś się dzieje! I jestem bardzo szczęśliwa, że wraz z moim zespołem bierzemy udział w tworzeniu tak wielu okazji do spotkań z mieszkańcami i turystami. Ale z mieszkańcami przede wszystkim.

Stanowisko Dyrektora w KBF zajmujesz od 2011 roku, co było wcześniej?

Izabela: Zanim trafiłam do KBF-u, przez dwa i pół roku byłam Dyrektorem Wydziału Promocji Miasta Krakowa. Zrezygnowałam, pomimo tego, iż było to prestiżowe stanowisko. Poznałam tam wiele osób, z którymi pracuję do dziś. Ten etap był dla mnie trampoliną, dzięki której mogłam wskoczyć do świata kultury, turystyki i biznesu. Mówię także biznesu, bo w 2011 roku nie spodziewałam się, że będę zarządzała nagradzanym centrum kongresowym, czy współprodukowała filmy, które dziś dostają nagrody na Berlinale! Chciałam się dalej rozwijać i uczyć. Wtedy dostałam propozycję zostania Zastępcą Dyrektora ds. Marketingu w KBF. Kiedy myślę o tym teraz, sama jestem zaskoczona, że wszystkie puzzle połączyły się w całość w idealnym dla mnie momencie.

 

 

 

 

 

Jak wygląda twój dzień w pracy? O której zaczynasz?

Izabela: Ja go nie zaczynam! Bo ja go nie kończę (śmiech). Mam nienormowany czas pracy, dlatego muszę przyznać szczerze, że w pracy jestem niemal cały czas. Na szczęście mam wspaniałą rodzinę i hobby, które naprawdę nie dość, że mnie odstresowuje, to także daje mi ogromną satysfakcję. Kocham piec! Nie stronię też od aktywności fizycznej, bo uważam, że osoby, na których ciąży spora odpowiedzialność menedżerska, muszą być w doskonałej kondycji. Natomiast wracając do pytania – na co dzień w KBF pracuje 200 osób. Przez cały rok na barkach nas wszystkich spoczywa organizacja dużych festiwali, widowisk, wydarzeń kulturalnych. Jest tego sporo, a świat wokół mnie zmienia się nie co miesiąc, nie co tydzień, lecz z godziny na godzinę. Dlatego muszę szybko adaptować się do tych zmian, ale także wykorzystywać każdą nadarzającą się okazję. Nawet podczas ostatnich krótkich wakacji w Porto łapałam inspiracje, które mogłyby pomóc mi i mojemu zespołowi w promowaniu Krakowa wśród mieszkańców i… na całym świecie. Ja sama natomiast jestem w 50% „panią tabelką“, a w 50% „pogromczynią chaosu“. Wszystko muszę sobie rozpisać, poukładać. Na szczęście mam na to swoje sprawdzone sposoby.

Masz swoje małe pracowe rytuały?

Izabela: Układam sobie dzień po swojemu, by zachować równowagę miedzy zadaniami menedżerskimi i relacyjnymi, bo wierzę, że spotkania z ludźmi twarzą w twarz są najważniejsze i nigdy nie powinny zostać zastąpione w 100% komunikacją cyfrową – telefonami, mailami, wiadomościami na mesendżerze, czy Instagramie. Tak jak wspomniałam jestem odpowiedzialna zarówno jako szef, za 200-osobowy zespoł, ale także jako menadżer za zazarządzanie jedną z najsprawniejszych instytucji kultury w naszym kraju. W ciągu roku podpisujemy kilkadziesiąt tysięcy umów. Jako dyrektor, chociaż nie podpisuję wszystkich, odpowiadam za każdą z nich, dlatego tak ważny jest dla mnie przepływ informacji wewnątrz zespołu. Wspomniałam też o spotkaniach. Do zwyczajowych spotkań należy zarząd i cotygodniowe spotkania z moimi zastępcami. Dbam również o to, by spotykać się z pracownikami. Niestety, nie dzieje się to tak często, jakbym chciała, bo realizujemy sporo zadań na co dzień, ale nie ukrywam, że lubię te momenty, kiedy spotykam się z moimi kierownikami zespołów, czy z pracownikami na korytarzu, i możemy chwilę porozmawiać o wszystkim i o niczym. Czasami po prostu wpadam do nich do pokojów, żeby pożyczyc miłego dnia. W natłoku spraw zapominam o piciu wody… niby to błaha sprawa, ale jak wspomniałam wcześniej – dyrektor i menedżer to osoba, która musi być sprawna nie tylko umysłowo, ale także fizycznie. To dlatego w moim gabinecie stoi kilka butelek wody, żebym mogła chwycić którąś z nich, wybiegając na kolejne spotkanie. Nie robię tego! (śmiech).

Masz opinię kobiety, dla której nie ma rzeczy niemożliwych, ale też jesteś znana z żelaznej ręki.

Izabela: Żelazna dama była jedna i nie zamierzam odbierać Margaret Thatcher tego tytułu (śmiech). Kiedy wychodzę z domu, faktycznie przechodzę pewną metamorfozę. Nie zmieniam się całkowicie – po prostu mobilizuję swój umysł i skupiam się na zadaniach. Lubię konkrety. W domu lubię czasem odpuścić. Mimo, że pod telefonem jestem praktycznie cały czas, to staram się dbać o work-life balance. No… może poza kwietniem, majem, czerwcem, wrześniem i październikiem, kiedy realizujemy najwięcej projektów. Wtedy jestem jak lokomotywa, odrzutowiec i wyścigówka w jednym.

Opowiedz trochę o swoim biurze, czy masz w nim przedmioty, do których jesteś przywiązana?

Izabela: W domu lubię bibeloty, zdjęcia, gadżety, a w biurze… nie do końca. Kiedy wchodzę do biura, wiem, że nie jest ono w 100% moje. To przestrzeń, którą trochę „wynajmuję“ w nagrodę za moje doświadczenie oraz dotychczasowe osiągnięcia zespołu, którym kieruję. Wiem też, że dyrektor to nie zawód, a raczej funkcja. Poza tym nie lubię rozstań, emocjonalnie kosztują mnie zbyt wiele, więc mam dystans do tego miejsca. Najbardziej jednak chyba lubię mój fotel. Przywiozłam go z naszej poprzedniej siedziby. Ponadto stawiam na minimalizm. No i bardzo lubię widok z okna mojego biura. Jeden z lepszych w Krakowie – widzę Zamek Królewski na Wawelu!

Czy są w ciągu dnia momenty, kiedy potrzebujesz chwili dla siebie?

Izabela: Owszem, czasem są takie chwile. Potrzebuję pobyć sama, wyciszyć się i pomyśleć. Choć jeszcze dwa lata temu uważałam, że nie można być zmęczonym, patrząc na spektrum imprez i marek, którymi dziś zarządzam, doszłam do wniosku, że ten moment, w którym można pomyśleć, jak działać dalej, jest bardzo cenny. Może przychodzi to z wiekiem? (śmiech). Są chwile, kiedy dzieje się tak dużo, coś się sypie, gdzieś jest problem, dzwonią 4 telefony, zmieniają się warunki współpracy, że muszę zamknąć wszystkie drzwi i usiąść w ciszy. Ale… tylko na 4 minuty. Natomiast nie ukrywam, że kiedy nie jest najlepiej i jestem totalnie zdenerwowana, moja wspaniała asystentka Karmena mówi do mnie: „A teraz wyjdziesz sobie na spacer”. Na co ja grzecznie odpowiadam: „Wiem, wyjdę“. I wychodzę na korytarz. Kilka minut, pozwala mi wrócić do równowagi. Sporo osób dla ukojenia nerwów, uspokojenia się, słucha muzyki. W domu faktycznie jest ona nieodłącznym elementem mojego życia rodzinnego i kojarzy mi się z relaksem. Jednak z reguły nie pracuję przy Spotify, radiu, czy płytach. Nie potrawię się wtedy odpowiednio skupić. Muzyki najlepiej słucha się na żywo. Na koncertach, które organizujemy. Kiedy widzę, że goście są zadowoleni, że z moich pracowników zszedł stres, bo impreza została „odpalona“, wtedy ja mogę chwilę postać na backstage’u albo gdzieś wśród widowni i pomyśleć: to jest właśnie moja chwila. Wszystko poszło zgodnie z planem!

 

 

 

O naszym projekcie Dyrektorki więcej poczytajcie tu.