Emilia Obrzut

Na nowy początek nasze pierwsze warszawskie odwiedziny. Odwiedzamy Emilię Obrzut. Znamy się z jej krakowskiego okresu życia. W Warszawie Emilia mieszka w jednej z pereł starego Mokotowa – Szarych Domach.

To kompleks kamienic z charakterystycznej szarej cegły z obłędnym dziedzińcem, skrywającym tajemniczy ogród. Emilia – graficzka, założycielka Wysokiego Połysku, Patyny, od niedawna zwariowała na punkcie detergentów bez chemii, miesza i miksuje naturalne składniki w Simple as that.

Gdzie się wychowałaś?

Emilia: Wychowałam się na Dolnym Śląsku, w pięknym miasteczku Dzierżoniów. Kiedy dorastasz w małej miejscowości, naturalne jest to, że w pewnym momencie życia następuje odcięcie pępowiny. Trzeba wyjechać na studia. Przeprowadziłam się do Krakowa. Zawsze byłam dobra ze ścisłych przedmiotów, studiowałam elektroniczne przetwarzanie informacji. Od trzech lat mieszkam w Warszawie. Kraków uwiódł mnie luzem, tym że siedzisz i tak pijesz sobie te kawy! Ale trochę mnie zmęczył. Warszawa na początku przeraziła mnie swoim tempem. Od dłuższego czasu szukałam pretekstu, by zamieszkać w Warszawie i pretekst sam do mnie przyszedł. Zostałam poproszona o przygotowanie oprawy wystawy “Co widać” w Muzeum Sztuki Nowoczesnej. I te przygotowania na tyle się przeciągnęły, że tu zostałam.

 

 

Co robiłaś po studiach?

Emilia: Jeszcze na studiach pracowałam przez chwilę w agencji interaktywnej. Bardziej zainteresowałam się wizualnym aspektem projektowania. Zaczęłam pracować w Studiu Otwartym. Ta praca ukształtowała mnie jako projektanta. Pracowałam też w drukarni Kolory.  Wszystko było przeplatane pracą freelancerską.

Jak pojawiła się w Tobie miłość do polskiego dizajnu?

Emilia: Nie wyniosłam tego z domu. Ten dizajn, który jest teraz najbardziej hot, nie był obecny w moim domu rodzinnym. Rodzice, jak tylko mieli okazję kupić coś z “zachodu”, robili to. Myślę, że to był sposób odreagowania i rozumiem to. Z domu pamiętam tylko regał z serwisem z Włocławka, który moi rodzice dostali w prezencie ślubnym. Wszystkiego co wiem o polskim dizajnie, dowiedziałam się dzięki moim poszukiwaniom. Zawsze moim celem było otaczać się przedmiotami, które sprawiają, że dobrze się czuję. Przez chwilę, były to przedmioty dziwaczne. Potem gust chyba trochę mi się wyrobił.

Teraz w Twoim mieszkaniu króluje raczej minimalizm.

Emilia: Dużo osób zanim mnie odwiedzi myśli, że moje mieszkanie to nora, zastawiona przedmiotami od podłogi do sufitu. A tak nie jest. Myślę, że dzięki temu, że wirtualnie mogę poobcować z morzem przedmiotów i one mają drugie, trzecie życie, jednym przestają się podobać, innym zaczynają, są takim dobrem przechodnim, uczę się ich pozbywać. Uczę się oddawać rzeczy, które przestają dawać mi radość.

Na ile Patyna jest nadal obecna w Twoim życiu?

Emilia: Patyna nadal zajmuje mi najwięcej czasu. Teraz wiem, że żeby robić rzeczy na tą skalę, warto mieć zabezpieczenie finansowe, ale też ludzki back up, czyli dobry team. Większość osób robi to pewnie tak jak ja, czyli totalnie na przypale i ta brawura sprawia pewnie, że to się udaje. Patyna to dla mnie duża szkoła. Jakiś czas temu zaczęłam tworzyć Simple as that, dlatego że brakowało mi ręcznej roboty. Potrzebowałam odpoczynku od wysiłku intelektualnego. Chciałam bardziej zadbać o siebie i zaczęłam robić naturalne detergenty. Najpierw tylko na własny użytek.

 

Co udało Ci się wymieszać?

Emilia: Proszek do prania, płyn do naczyń, płyn do płukania, pasta do czyszczenia. Ważne było dla mnie by to wszystko ładnie pachniało. I by dobrze działało. Podoba mi się to, że to tak mała zmiana, a nie szkodzisz środowisku. Zależy mi na tym, by zachować mały, rodzinny charakter tej marki, by było czuć, że robimy to z pasją i z sercem. Na początku eksperymentowałam z myślą o własnym domu – chyba jestem już w tym wieku, w którym zdrowie jest najważniejszym z priorytetów. Zależało mi na pozbyciu się z domu chemii gospodarczej, ale nie przypuszczałam, że detergenty domowej roboty są tak łatwe do zrobienia i skuteczne w użyciu – a przy tym ich produkcja to sama przyjemność. Cieszę się, że coraz więcej osób potrafi je docenić.

Opowiadaj o mieszkaniu.

Emilia: Tu mieszkam od roku. Większość mebli jest moja. Przestałam zbierać przedmioty! Skłaniam się ku kupowaniu prac młodych twórców, po to by ich wesprzeć, ale też po to by stworzyć swoją mini kolekcję. Większośc przedmiotów, które tu są darzę sentymentem. Dwa fotele w salonie zostały kupione za 30 złotych za sztukę w miejscowości obok mojego rodzinnego miasta. Bardzo lubię dizajn autorstwa osób, ktore sa mi bliskie, jak wazon Oko projektu Malwiny Konopackiej czy obraz Marii Jeglińskiej – obcowanie z nimi to wizualna i emocjonalna uczta. Jestem zwolenniczką otaczania się dobrą energią, także we wnętrzu.

Jak odpoczywasz?

Emilia: Lubię Podlasie, jestem w nim zakochana. Tam odpoczywam. Podlasie to dla mnie pierwotna dzicz. Bardzo mnie uspokaja. Wystarczy dom pod lasem. Kajaki, bobry i żurawie! Gdy potrzebuję odpocząć, to nie jestem w stanie zrobić tego tam, gdzie są ludzie inni, niż ci z którymi odpoczywam. Mam bardzo ortodoksyjne podejście do odpoczynku. Urlop to dla mnie totalne wycięcie. Czuję, że jestem na etapie, gdy mam coraz większy szacunek do zasobów, które mam, do  siebie, do swojego ciała, do ludzi. Myślę, że jest to wyzwanie współczesnego człowieka. By w tym tyglu, umieć o te rzeczy zadbać.

 

 

Wywiad i tekst: Ola Koperda, Zdjęcia: Jakub Mysiński.