Iga Kosicka – Nie lubię pochopnych zakupów

Dziś wizyta nietypowa, bo w Danii. Odwiedzamy Igę Kosicką, która mieszka w zabytkowym domu razem z mężem Tomkiem, psem Raulem i kotką Moniką. Iga jest ilustratorką. Jej prace są pełne kolorów, zwierząt, roślin i codziennych przedmiotów.

Od paru lat mieszkasz poza Polską, gdzie dokładnie żyjesz teraz?

Iga: Mieszkamy w uroczym domku około 25 minut drogi od Kopenhagi, w miejscowości Hørsholm, która historycznie związana jest z romansem królewskim, uwiecznionym w filmie Kochanek królowej z Alicią Vikander i Madsem Mikkelsenem (który zresztą polecam). Pochodzę z Poznania i cały czas czuję się poznanianką, jednak żyję na emigracji już ponad 5 lat: wcześniej były to Węgry i cudowny Budapeszt, teraz od około 2,5 roku Dania.

 

 

 

 

Czym zajmujesz się w Danii?

Iga: Zajmuję się grafiką i ilustracją, w tym moim własnym projektem home decor, a dodatkowo prowadzę zajęcia ze sztuki w szkole międzynarodowej. Wcześniej natomiast pracowałam w dużej firmie jako specjalistka ds. social media. Studiowałam historię sztuki oraz grafikę projektową, a ilustracja zawsze funkcjonowała gdzieś z boku, więc gdy przyszedł czas, kiedy wraz ze światem korporacyjnego biznesu postanowiliśmy sobie podziękować za współpracę, postawiłam na swoją pasję i zaczęłam zajmować się ilustracją na poważnie.

Jakie ilustracje tworzysz?

Iga: Projekt Iga Illustrations zaczęłam po przeprowadzce do Danii – kraju białych ścian, które, w moim przekonaniu, aż prosiły się o kolorystyczny akcent. Ilustracje wykonuję za pomocą akwareli, akrylu i pisaków. Zagadnienia to zwykle przedmioty i sytuacje życia codziennego. Tematy, które każdy z nas zna, z którymi spotyka się na co dzień. Kiedy przychodzi mi do głowy pomysł na ilustrację i chcę go zrealizować, nic innego się dla mnie nie liczy i pojawia się tylko pytanie o paletę barw. Dla mnie sztuka to dobra emocja, nie myśl i kontemplacja, choć lubię i doceniam sztukę konceptualną. To, czego ja szukam w sztuce i co jest dla mnie ważne, to radość i uśmiech wywołany kolorem i kształtem. Swoimi ilustracjami chcę stymulować pozytywne emocje i (choć wiem, jak banalnie to brzmi) rozjaśniać codzienne życie. Chciałabym, żeby moje prace krążyły między ludźmi, żeby podawali je sobie dalej, kiedy będą już czuli potrzebę zmiany. Obecnie pracuję też nad drugą książką z ilustracjami, która zostanie wydana w Danii.

Jak trafiliście do domu, w którym teraz mieszkacie i co było dla was ważne w jego poszukiwaniach?

Iga: Od wielu lat w Kopenhadze panuje deficyt mieszkaniowy, a dodatkowo istnieje masa ograniczeń dotyczących trzymania zwierząt w mieszkaniach, dlatego rodzinom wielogatunkowym, takim jak nasza, niezmiernie trudno jest znaleźć mieszkanie w stolicy Danii. W Budapeszcie mieszkaliśmy w ścisłym centrum, co miało oczywiście wiele plusów, jednak z czasem zaczął nam doskwierać hałas powodowany przez turystów i nocne życie miasta. Po zaledwie miesiącu poszukiwań miejsca do zamieszkania w Danii, mojemu mężowi udało się znaleźć ten dom. Najważniejsze kryteria stanowiły dla nas przestrzeń, gdzie bez trudu będzie można wydzielić część do mojej pracy, brak ograniczeń dotyczących posiadania zwierząt oraz lokalizacja w spacerowej odległości od wybrzeża. Tak oto zamieszkaliśmy w zabytkowym domu, który powstał po 1852 roku po zburzeniu zabudowań Pałacu Letniego królowej Zofii Magdaleny. Dom został delikatnie przebudowany, a poddasze przystosowane do użytku.

 

 

 

 

 

 

 

 

Jak wyglądała ta przestrzeń, gdy tu trafiliście i jak ją urządziliście?

Iga: Kiedy się tu wprowadziliśmy, przestrzeń była całkowicie pusta. Nie lubimy pochopnych zakupów, szczególnie meblowych, dlatego przez długi czas po przeprowadzce nasze rzeczy leżały poukładane na stosach po kątach całego domu, a zamiast łóżka postawiliśmy na wygodny materac. Zdecydowaną większość mebli kupiliśmy z czasem od osób prywatnych, inne dostaliśmy za darmo. Jednym z naszych pierwszych mebli był stolik kawowy przywieziony przez naszych przyjaciół z Poznania, którzy są mistrzami wyszukiwania pięknych rzeczy. Nie wiedzieli, jak mieszkamy, ale założyli, że ten stolik na pewno będzie nam pasował – no i pasuje.

Opowiedz trochę o dodatkach. Czym lubicie się otaczać?

Iga: Wydaje mi się, że nie jesteśmy zbieraczami, dlatego nie mamy zbyt wielu bibelotów, natomiast chętnie gromadzimy książki ze szczególnym uwzględnieniem ilustrowanej literatury dziecięcej. Sporą część komód zajmują moje printy, do tego dochodzi jeszcze całkiem spora kolekcja płyt winylowych mojego męża. Z podróży staramy się przywozić pojedyncze pamiątki, które czasem bywają dość nietypowe i potrafią stanowić niemałe wyzwanie logistyczne (bo kto z nas nie wrócił z Portugalii z płytkami ceramicznymi lub pięciokilogramowym, ręcznie tkanym kocem w bagażu podręcznym). Do tego przywozimy oczywiście zdjęcia, a na wspomnienia z każdej większej wycieczki robimy sobie album.