Kaja & Domenico: Zmieniamy się dla siebie

Wywiad: Ola Koperda / Zdjęcia: Kasia Ładczuk / ŁAD Studio

 

Kaja i Domenico Polka i Włoch, dwie kultury, dwa temperamenty, jeden dom i wspólny warsztat. „Wzajemnie nad sobą pracujemy, znaleźliśmy balans” mówią. Domenico staje się bardziej polski, Kaja bardziej włoska. Poznali się podczas jej wyjazdu do Włoch na wymianę studencką Erasmus. Spotkali się przez przypadek podczas tańców na plaży. „Szukałem znajomych, poczułem, że coś upadło mi na nogę, była to kurtka. Podniosłem ją i podałem nieznajomej dziewczynie. Zaczęliśmy rozmawiać” opowiada Domenico. Od 2 lat razem żyją w Warszawie i tworzą markę NUDO design; projektują i własnoręcznie wykonują drewniane meble i akcesoria. 

Kaja, czy masz jeszcze tę szczęśliwą kurtkę?

Kaja: Oczywiście (śmiech).

Cofnijmy się w czasie. Gdzie się wychowaliście i co się z wami działo do czasu romantycznego spotkania na włoskiej plaży?

Kaja: Ja dorastałam w Warszawie. Dużo się przeprowadzaliśmy, ale większość czasu spędziłam na Żoliborzu. Do moich ulubionych miejsc należało mieszkanie przy Cieszkowskiego. Do tej pory pamiętam kręty, czteropiętrowy budynek, w centrum którego skrywało się podwórko z placem zabaw i trzepakiem raj dla dzieci. Byłam aktywnym dzieckiem, które bez przerwy coś budowało, wyplatało, wchodziło na drzewa, dużo pływało, jeździło konno i nabijało sporo siniaków. Weekendy zawsze spędzaliśmy pod Warszawą, a wakacje na działce u rodziny, gdzie teraz mamy z Domenico nasz warsztat. Miałam łatwość do nauki języków, a tata zaszczepił we mnie miłość do Włoch, więc na studia wybrałam italianistykę i na 3 roku wyjechałam na 2 semestry do włoskiego miasta Pescara. Tam pod koniec wymiany poznaliśmy się z Domenico, musiałam jednak wrócić do Polski, aby dokończyć studia. Ale po obronie wróciłam do Włoch (do Perugii) kontynuować naukę na kierunku komunikacja i reklama.

Domenico: Wychowałem się na południu Włoch, w Apulii. Miejscem, w którym spędzałem najwięcej czasu i które najbardziej kochałem, był taras naszego domu. To właśnie tam przesiadywaliśmy z moimi przyjaciółmi, muzykując, a latem pomagałem ojcu robić domowe wino, używając starego, rzemieślniczego sprzętu. Mój dziadek był stolarzem, od małego lubiłem przebywać w jego zakładzie, przyglądać się pracy, zaciągać się zapachem drewna. Niestety byłem zbyt młody, aby zgłębić tajniki renowacji mebli i szkolić się pod okiem dziadka, który szybko stracił na zdrowiu. Jednak mój ojciec na strychu miał ukryte narzędzia stolarskie podkradałem je i używałem ich do robienia czegokolwiek lub po prostu dlatego, że lubiłem dźwięk młotka wbijającego gwoździe w drewno (śmiech). Niestety mój tata szybko się orientował i zabawa się kończyła. Kiedy myślę teraz o Apulii, pierwsze, co przychodzi mi do głowy, to połacie drzew oliwnych i winnic, gdzie jako dziecko spędzałem czas z rodziną, malownicze morze i gamberi (krewetki) przygotowywane przez moją mamę. Na studia wyjechałem do Pescary, wybrałem architekturę i inżynierię. Fascynowała mnie nie tyle estetyka budynków, co ich konstrukcja, to, jak coś jest zbudowane. Pociągała mnie praca przy dużych obiektach. Jednak doświadczenie pracy w Londynie sprawiło, że zwróciłem uwagę na mniejsze projekty produkty codziennego użytku, na to, jak są zaprojektowane, nie tylko ich design, ale i funkcjonalność.

 

 

 

 

Po studiach wyjechaliście właśnie do Londynu. Co sprawiło, że przenieśliście się do Warszawy?

Kaja: W Londynie spędziliśmy prawie 3 lata, ja pracowałam w agencji PR, a Domenico w biurze architektury wnętrz. Jednak ta praca nie dawała nam 100% satysfakcji. Mimo że każda z nich miała w zalążku to, co kochamy (modę, design, wnętrza), to jednak brakowało nam możliwości rozwijania kreatywności, a praca przy komputerze sprawiała, że stawaliśmy się niezadowolonymi trybikami. W tym czasie Domenico zrobił pierwszy krok, który zmienił wszystko w naszym życiu. Odwiedził studio produkujące meble ze sklejki, które odkryliśmy w pierwszym tygodniu pobytu w Londynie. Został przyjęty na staż, który szybko przekształcił się w jego „dream job”. Sporo się tam nauczył i do domu wracał pełen pomysłów i chęci tworzenia. Mimo że przez pierwsze miesiące palce odpadały mu ze zmęczenia! Wtedy w głowach zaczęły nam kiełkować pomysły, głównie ze względu na to, że sami w mieszkaniu mieliśmy mało mebli. Powoli podjęliśmy decyzję o stworzeniu marki. Wiedzieliśmy, że na otworzenie studia w Londynie nie mamy środków, dlatego zastanawialiśmy się nad powrotem do Włoch lub do Polski. Rozważaliśmy za i przeciw, ale ja czułam, że w Warszawie start może być dla nas łatwiejszy, ograniczający koszty do minimum.

Domenico: We Włoszech żyje się wolniej, w Londynie bardzo szybko. Warszawa okazała się akurat. W 100% skupiliśmy się na stworzeniu marki, wiedzieliśmy, że to być może ostatni moment, kiedy możemy rzucić się na głęboką wodę. Tworzyliśmy prototypy, stronę internetową, szukaliśmy dostawców, rozwijaliśmy warsztat.

Jaka była główna idea i jaki był wasz pierwszy projekt?

Kaja: Tworzenie mebli z drewna prostych, minimalistycznych, o naturalnych obłych kształtach. Powstała nazwa NUDO, czyli po włosku nagi, bez odzienia, bez dekoracji. Oprócz znaczenia lubię też kształt liter w tym słowie, oddaje ideę naszych mebli.

Domenico: Chcieliśmy i nadal chcemy mieć kontrolę nad każdym etapem produkcji. Dlatego produkty wykonujemy własnoręcznie. Ja projektuję (choć szczegóły dopracowujemy wspólnie) i samodzielnie tworzę każdy element mebli, Kaja pomaga w detalach: szlifowaniu, olejowaniu oraz zajmuje się social mediami, pracą z klientem.

Kaja: Naszym pierwszym produktem był zestaw dwóch okrągłych stolików Tondo.

Cały produkt wykonany jest ze sklejki fornirowanej naturalnym dębem lub jesionem, ale na ostatnich targach Warsaw Home zaprezentowaliśmy ich nową odsłonę w wersji z nogami z litego drewna. Cały czas udoskonalamy nasze produkty.

Opowiedzcie coś o mieszkaniu i pracowni. Jak wyglądają wasze dni. 

Kaja: Mieszkanie należy do mojego brata, niewiele tu zmieniliśmy. Dorzuciliśmy tylko nasze „nudowe” produkty, rośliny i bibeloty. Dni dzielimy między czasem spędzonym tu i w pracowni, lecz w okresie letnim ten podział zmienia się na korzyść pracowni. Trudno nam z niej wyjść, gdy możemy pracować przy naturalnym świetle do późnych godzin. Więc często zostajemy tam na noc.

Domenico: Do pracowni jeździmy prawie codziennie. Tu pojawiają się między nami małe różnice. Ja wolę wstawać wcześnie i zaczynać pracę z samego rana. Kai dobrze pracuje się wieczorami. Idziemy na mały kompromis i zaczynamy koło 10. 

Kaja: Zdecydowanie oboje się zmieniamy. We Włoszech Domenico zawsze się spóźniał. Na jedno z naszych pierwszych spotkań przyjechał 2 godziny później! Ja zawsze byłam wszędzie na czas, więc myślałam, że nic z tego nie będzie (śmiech).

Domenico: To prawda, podejście do czasu w naszych krajach jest zupełnie inne. We Włoszech uważa się, że znajomi zawsze mogą na siebie poczekać. Zawsze byłem dość wyluzowany, nigdzie się nie spieszyłem, Kaja jest bardzo energiczna, aktywna i wszystko robi szybko. Ale mam poczucie, że rozwijamy się dzięki sobie.

 

 

 

 

 

Spędzacie razem całe dni. Czy to bywa trudne?

Domenico: Dochodziliśmy do tego etapami (śmiech). Zanim się poznaliśmy, lubiłem spędzać czas w samotności. We Włoszech studiowaliśmy w dwóch różnych miastach, więc widywaliśmy się tylko raz na dwa tygodnie. W Londynie za to pracowaliśmy w innych miejscach, więc widywaliśmy się rano i wieczorem, a teraz w Warszawie mieszkamy i pracujemy razem. 

Kaja: Co nie zawsze jest łatwe. Ale po tylu latach bycia razem znamy się na wylot, więc po temperamentnych kłótniach wystarczy jeden gest, żebyśmy obśmiali całą sytuację i wrócili do pracy. 

A jak wygląda wasza domowa kuchnia, łączycie tradycje?

Kaja: Domenico może jeść pastę codziennie i to się chyba nie zmieni. Jak to mówi: „dzień bez makaronu to dzień stracony”. Zazwyczaj więc na obiad szykujemy to szybkie danie. Szczególnie że kiedy odwiedza nas jego mama, przygotowuje nam ogromne ilości sosów na zapas. Kiedy proponujemy jej, by gdzieś z nami wyszła, odpowiada, że nie może, bo musi gotować (śmiech). 

Domenico: Ale kuchnia polska też bardzo mi smakuje. Kaja podbiła moje serce przygotowanym w domu żurkiem, do tej pory to moja ulubiona zupa.

Jest coś, co wyjątkowo lubicie robić w domu?

Kaja: Po pracy zazwyczaj Domenico relaksuje się przy grze na gitarze, a ja doglądam naszych roślinek, mogę robić to w nieskończoność.