Lablab – Od pomysłu do realizacji

Dziś przychodzimy z wizytą do Lablabu na krakowskim Zabłociu. Lablab to wyspecjalizowane laboratorium oferujące kompleksową produkcję projektów fotograficznych. Mieści się w centrum Zabłocia, obok Balu, zajmując ok. 500 metrów kwadratowych. Rozmawiamy z Rafałem Saganem, który w ekipie labu jest od początku jego historii na Zabłociu.

Jak powstał Lablab i czym się zajmujecie?

Rafał: Lablab powstał z inicjatywy jednego z pomysłodawców Miesiąca Fotografii. W Krakowie nie było miejsca będącego w stanie wyprodukować kompletną wystawę – stąd pomysł na laboratorium o takim profilu. Na Zabłociu jesteśmy od początku 2012 roku, wcześniejsza lokalizacja przy ul. Lubelskiej nie pozwalała na stworzenie wszystkich planowanych pracowni. Zgodnie z naszym credo, które brzmi “Od pomysłu do realizacji”, wachlarz tego co robimy jest bardzo szeroki. Niemal codziennie doradzamy artystom jak najlepiej dobrać medium, czy też konsultujemy pomysły na ekspozycję, wywołujemy materiały światłoczułe, skanujemy, robimy tak odbitki jak i wydruki, oprawiamy je na wiele sposobów, by na etapie końcowym zrobić skrzynie, w których ramy pojadą w świat. Lablab od początku był zorientowany na duży format. Już choćby ze względu na park maszynowy, który nam służy, jesteśmy daleko od bycia minilabem. Koncentrujemy się na bardziej wymagających klientach, profesjonalistach oraz instytucjach. Naszą silną stroną są również projekty digitalizacyjne, choćby archiwum Zofii Rydet, które skanujemy już od kilku lat. Jednak projekty komercyjne to część naszej działalności. Wraz z Fundacją Sztuk Wizualnych współorganizujemy Kraków Photo Fringe, współpracujemy z Uniwersytetem Dzieci, organizujemy warsztaty w naszej siedzibie.

 

 

 

 

Którą z wystaw, do której przygotowywaliście zdjęcia wspominasz jako największe wyzwanie?

Rafał: Trzy lata temu robiliśmy wystawę prac Zofii Rydet do Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie – najobszerniejszą do tej pory prezentacją projektu “Zapis socjologiczny”. Projekt zakładał prawie 500 odbitek w technologii barytu cyfrowego, który robimy jako jedyni w Polsce, a który jest procesem w połowie wykonywanym ręcznie. Niemniej wyzwania przychodzą do nas co chwilę – nawet przy pozornie bardzo podobnych projektach.

Jak pracuje się z artystami?

Rafał: Ciekawie. Nieustannie musimy się konfrontować z ich założeniami, oczekiwaniami, które czasami są nierealne, a czasami – zdarza się – że tylko zdają się być nierealne. Nadal wiele się uczymy ale i staramy się edukować Klientów w pewnych kwestiach. Kluczem jest komunikacja i godziny wspólnej pracy. Ostatnio np. realizowaliśmy kilka projektów dla agencji Magnum.

Nadal macie ciemnię.

Rafał: Tak, nie pozbywamy się jej, nadal robimy odbitki ręczne, wołamy baryt cyfrowy czy materiały transparentne. Odbitki ręczne to już raczej rzadkość, choć zdarza się, że robimy również odbitki ręczne kolorowe, mimo iż dysponujemy możliwością wykonania porządnego skanu i zrobienia odbitki na Lambdzie, która ma swoje miejsce w historii produkcji fotografii. Tak nawiasem to nie mogę odżałować, że ta technologia (C-Print) nie jest już rozwijana od kilkunastu lat. Osobiście dziwi mnie, gdy spotykam się ze szczerym zaskoczeniem gości-klientów z zagranicy, którzy są zaskoczeni, że mamy tak dużą i tak wyposażoną ciemnię – szczytem było, gdy usłyszałem jak jeden z dość poważnych i szanowanych fotografów wspomniał, że w Londynie nie ma szans znaleźć ciemni, w której można by zrobić tyle co u nas.

Czy po tylu współpracach z artystami i instytucjami kultury, jest coś co bywa dla Was wyzwaniem lub daje sporą satysfakcję?

Rafał: Jasne. Wyzwań bywa cały czas sporo, a każdy większy projekt, który jest zrealizowany o czasie i bez kompromisów jakościowych, daje satysfakcję. Mamy taki rytuał: jak skończymy zlecenie, to gramy na trąbie podłączonej do kompresora. Słyszą ją wszyscy.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Wywiad: Ola Koperda

Zdjęcia: Michał Lichtański