Maciek Bajorek: Kształt tego mieszkania zaczął się od zielonej ściany

Dziś trafiamy do Maćka Bajorka – projektanta wnętrz. Kraków, okolice Kładki Bernatka, po stronie Podgórza. Mieszkanie na przedostatnim piętrze odnowionej kamienicy. Jest przestronne – cztery pokoje, ma okna na dwie strony – wschód i zachód i duży taras na dachu, na którym czasem organizowane są lekcje jogi oraz kolacje przy świecach.

Skąd pochodzisz?

Maciek: Jestem z Gliwic. Miałem to szczęście urodzić się i mieszkać w jednym z najładniejszych miast Śląska. Miasto o pięknej architekturze, skąpane w zieleni, inspirowało mnie od najmłodszych lat. Z jednej strony część największej polskiej metropolii, z drugiej miasto dosłownie otwarte na mityczny Zachód. Zawsze wracam tam z sentymentem i rozrzewnieniem. W Krakowie mieszkam od trzech lat. Wcześniej pomieszkiwałem tu przez chwilę.

Od niedawna zajmujesz się projektowaniem wnętrz.

Maciek: Tak. Wcześniej prowadziłem firmę zajmującą się projektowaniem i budowaniem kominków. Pracowałem też w lokalnej gazecie oraz jako grafik prowadzący w drukarni. Zawsze jednak ciągnęło mnie do projektowania wnętrz. W domu rodzinnym miałem dość mały pokój. Pomimo ograniczeń, potrafiłem zmieniać ustawienie mebli bardzo często.

Jednak wydawało mi się, że projektowanie to nie może być praca, że jest to zbyt przyjemne, sądziłem, że praca musi być czymś, co nie do końca się lubi. Nadal czasem mam wyrzuty sumienia, łapię się na myśleniu: czy to oby jest na pewno praca? Kraków dał mi dużo, podbudował poczucie mojej wartości i umocnił w postanowieniu, że to co robię  jest tym, co robić powinienem.

Co lubisz we wnętrzach?

Maciek: Lubię tkaniny, dodatki vintage, szkło, intensywny kolor, rośliny. Lubię kontrasty. Klasyczne wzory i ponadczasowość. Pociągają mnie różnego rodzaju faktury, mnogość użytych materiałów i nieoczywiste zestawienia. Szczególne znaczenie mają dla mnie naturalne materiały. Kiedy człowiek uświadomi sobie. że marmur, na którym kroi chleb, ma miliony lat, to zdaje sobie sprawę z tego, z jak wielką magią i historią ma do czynienia.

 

 

 

 

 

 

To mieszkanie jest wynajmowane?

Maciek: Tak, wcześniej mieszkaliśmy tu w parę osób. Jakiś czas temu właściciel kamienicy zrobił generalny remont. Mieliśmy wpływ na to jak będą wyglądały niektóre rzeczy. Remont był ekspresowy, musieliśmy wyprowadzić się na 1,5 miesiąca, nie do końca wiedzieliśmy co zastaniemy po powrocie. Całe szczęście baza: podłogi, łazienka, kuchnia, jest dość jednolita.

Czyli wszystkie meble są Wasze?

Maciek: Tak, meble były zbierane przez dłuższy czas. Wyszukiwane na pchlich targach, portalach internetowych. Za czasów gdy mieszkaliśmy tutaj w kilka osób, każdy miał swój pokój. Mieliśmy też wspólną, tak zwaną “ładną część”, to była przestrzeń, której wygląd był wypadkową gustów wszystkich mieszkańców. Kiedy współlokatorzy się wyprowadzili, pokoje zostały zamieniona na sypialnię, gabinet, który jest też pokojem gościnnym, pokój nazywany świetlicą. Znajduje się tam telewizor, niestety odbiera tylko pięć kanałów, wszystkie TVP:) Kuchnia połączona jest z jadalnią oraz ze strefą wypoczynkową z sofą i fotelami.

Jak powstawał projekt mieszkania?

Maciek: Kształt tego mieszkania zaczął się od zielonej ściany. Ściana pociągnęła za sobą zakup narożnej komódki. Komoda ma niespotykany kształt, została kupiona za 200 zł na portalu internetowym. Sofa jest odkupiona z kawiarni Teatru Słowackiego. Dwie duże szafy zdobyłem za darmo, były w komplecie z barkiem, który się tu nie zmieścił. Wystawiłem go na aukcji, trafił do teatru, do scenografii Czerwonego Kapturka. Krzesła zostały wytapicerowane kobaltowym aksamitem, który przeleżał u mnie parę lat. Wiele mebli jest starych, część rzeczy jest z Ikei. Zawsze pociągały mnie lata dwudzieste, trzydzieste, ale nie lubię odwzorowań jeden do jednego. Jestem dość eklektyczny, widać to w mieszkaniu, w mojej szafie, książkach, muzyce. Nie boję się zestawiać rzeczy, które na pierwszy rzut oka do siebie nie pasują. Projektując działam dość instynktownie.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Lubisz bibeloty.

Maciek: Tak, dużo rzeczy jest tutaj moich. Wiele z pchlich targów, z komisów, z podróży. Lubię wazony, jest ich tu wstyd się przyznać 19. Lwia część moich łupów to rzeczy jeszcze z Gliwic, z domu rodzinnego albo z moich kolekcji, które to tworzyłem od najmłodszych lat. Dla mnie szczególne znaczenie mają rzeczy z historią, z wyraźnym kontekstem. Wyjątkowym sentymentem darzę dwa obrazki w owalnych ramach przedstawiające chłopca i dziewczynkę. Mój tata zawsze wmawiał mi że ten chłopiec to ja. Tak bardzo utkwiło mi to w głowie, że kiedy na nie spoglądam, widzę rodzinny dom, a w obrazkach mnie i moją siostrę.

Na ścianie nad komódką wisi część metalowego napisu, z którym wiąże się pewna historia. Gdy byłem mały, przez wiele lat jeździliśmy na wakacje do ośrodka wczasowego na opolszczyźnie. Ośrodek został zamknięty parę lat temu. W zeszłym roku pojechaliśmy ze znajomymi w te okolice. W krzakach pod ośrodkiem leżał wycięty kawałek napisu, który był częścią okiennej kraty. Zabrałem ją i teraz wisi tu.

W świetlicy jest “ściana rozmaitości”: zdjęcia, pamiątki. Na półkach bibeloty: armia terakotowa, figurka Zeusa ze złamaną ręką, słoń z Indii, szklana ryba, kryształowe wazony. Jest tu też trochę drobiazgów z podróży.

Czy stare meble odnawiałeś sam?

Maciek: Tak, lubię manualne roboty. Tapicerowałem krzesła, odnawiałem stół, komódkę. Lubię przywracać blask starym przedmiotom, ale lubię też przerabiać nowe.

Lubisz tą okolicę?

Maciek: Bardzo. Mam taką historię. Kiedyś, wiele lat temu byłem w Krakowie na jeden dzień. Nie znałem Podgórza. Zrobiłem sobie spacer i przechodząc obok tej kamienicy pomyślałem, że bardzo chciałbym tu mieszkać. I po jakimś czasie, zupełnym przypadkiem, zamieszkałem właśnie tu. Ta uliczka kojarzy mi się z Francją. Lubię patrzeć jak rozwija się okolica.

Co robisz w czasie wolnym?

Maciek: Ostatnimi czasy w moim życiu nastąpił okres renesansu czytelnictwa, może to kwestia wieku, może przesyt cyber światem, ale znów sprawia mi to ogromną przyjemność. Książki to podróż i inspiracje. Poza tym wolnym czasie zajmuję się swoim roślinami na tarasie. Dużo rysuję, są to rzeczy do szuflady, dla mnie, aczkolwiek relaksuję się przy tym ogromnie. Uwielbiam gotować, jestem w tym dobry! A jak już to wszystko zjem, wsiadam na rower i szukam inspiracji, wytchnienia – ładuję akumulatory do dalszego działania.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Wywiad: Ola Koperda

Zdjęcia: Kachna Baraniewicz