Małgorzata i Piotr Drozd

Dziś odwiedzamy Małgorzatę i Piotra Drozdów. Razem z kotem Filonem mieszkają w Krakowie w kamienicy blisko Rynku Głównego. Siadamy przy herbacie z sokiem z kwiatów bzu w salonie
pełnym rodzinnych pamiątek i bibelotów. Większość mebli pomalowana jest na różne kolory: pomarańcz, róż, niebieski. Na ścianach wiszą stare zdjęcia i zielniki, które wykonuje Gosia. W całym mieszkaniu jest dużo kwiatów. Małgorzata i Piotr od niedawna biorą udział w inicjatywie eataway – to międzynarodowa społeczność kucharzy amatorów, którzy lubią dobrze zjeść i lubią gotować.

Skąd pochodzicie?

Małgorzata: Ja jestem z Krakowa, tak jak moi rodzicie. Dziadkowie pochodzili spod Krakowa. Piotr pochodzi z Bukowiny Tatrzańskiej, gdzie jego rodzice poznali się na wakacjach, jako że babcia Piotra prowadziła tam pensjonat. Wychował się jednak w Chorzowie, gdzie pracowali jego rodzice. Do Krakowa trafił na studia i środowisko krakowskie na tyle go wciągnęło, że zawalił rok. Przez ten czas kiedy miał dziekankę pracował na Wawelu jako konserwator.

Jak się poznaliście?

Małgorzata: Oboje jesteśmy architektami. Ja byłam starościną na swoim roku. Piotr jest dużo starszy. Na czwartym roku organizowaliśmy pożegnalny bal. Pamiętam nawet, że miałam na sobie sukienkę szytą z materiału przywiezionego przez babcię z Kanady. Babcia miała tamtejsze obywatelstwo i krążyła pomiędzy kontynentami najpierw Batorym, potem Stefanem Batorym, a w późniejszych latach samolotami. Na tym balu się poznaliśmy. Zaprosił go jeden z naszych profesorów, który robił trochę za naszą swatkę. I bardzo szybko zaskoczyło! Pięć miesięcy później był ślub. Potem pierwsze i drugie dziecko.

Pracowaliście w zawodzie?

Małgorzata: Ja w zasadzie nigdy nie pracowałam jako architekt. Po studiach zaczęłam szyć i tak zostało przez wiele lat. Piotr pracował w biurach projektowych. W końcu założył własną firmę. Ja prowadziłam pracownię krawiecką w jednym pomieszczeniu, a obok projektował Piotr.

 

 

Jak pracowało się wtedy w zawodzie architekta?

Piotr: Wszystko robiło się ręcznie. Zero komputerów. Początkowo musiałem odbyć roczne praktyki na budowie. Później pracowałem w biurze przemysłowym gdzie projektowano cementownie. Po jakimś czasie wyjechałem do Austrii, gdzie jakimś cudem znalazłem pracę. Projektowaliśmy motele, biurowce, mieszkania. Po powrocie do Polski i pracy w biurach projektowych otworzyłem swoją pracownię. Projektowałem między innymi bank w Nowej Hucie, szpital Jana Pawła II, szkołę teatralną, osiedla domów jednorodzinnych.

Od kiedy mieszkacie w tym mieszkaniu?

Piotr: Tułamy się po kamienicach wokół rynku. W tym mieszkaniu jesteśmy od dziesięciu lat.

Organizujecie kolacje Eataway – zapraszacie obcych ludzi do swojego domu i gotujecie dla nich. Jak to się zaczęło?

Małgorzata: Kiedyś w gazecie przeczytałam artykuł o starszej pani, która swoje mieszkanie otworzyła dla obcych ludzi. Mogli oni przyjść, napić się kawy, zjeść obiad, poczytać gazetę. Pomyślałam, że to dobry pomysł. Spotkałam swoją koleżankę, która opowiedziała mi o inicjatywie Eataway w Krakowie. Umówiłam się z Martą, która stworzyła Eataway, czyli międzynarodową społeczność kucharzy gotujących domowe posiłki. Poszliśmy raz na organizowany u niej obiad, po to, by zobaczyć jak to wygląda i wystawiliśmy naszą ofertę na stronie. To był maj, a w czerwcu nie mogliśmy się już opędzić od ludzi. Przychodzą do nas grupy turystów, głównie zagranicznych. Teraz obiady robimy raz lub dwa razy w tygodniu. Czasem na obiad przychodzi 12 osób. Pracy jest sporo. Same zakupy zajmują trochę czasu. Ale dajemy radę.

Co gotujecie?

Piotr: Głównie kuchnię polską. Żurek z białą kiełbasą, grzybowa, pierś indycza, pierogi. Staramy się gotować sezonowo, choć czasem ktoś koniecznie chce gołąbki lub coś rozgrzewającego latem. Ludzie często zanim do nas przyjdą pytają o tradycyjne potrawy. Później okazuje się, że mają polskie korzenie i chcą odnaleźć smaki z dzieciństwa.

Co jeszcze robicie w wolnych chwilach?

Małgorzata: Ja wróciłam do szycia. Opiekuję się też ogrodem w jednym z krakowskich hoteli. Chodzę na jogę. Robię nalewki.

Piotr: Ja robię dżemy! A po zorganizowaniu obiadu lubię się wyspać.

Małgorzata: Ja lubię leżeć! Ale jak się wyleżę, to cały czas coś robię. Piotr mówi, że jak Gosia nic nie robi, to robi na drutach.

Piotr: Odwrotnie! Jak robisz na drutach to znaczy, że nic nie robisz.

Małgorzata: Mamy wnuczki, które często nas odwiedzają. Rysują, czytają, chodzimy do kina. Zawsze wymyślam plan ich pobytu u nas. Ostatnio były warsztaty z Wyspiańskim, gra miejska i scenografia do Wesela. A jak włóczymy się po mieście to lubimy odwiedzać różne restauracje. No i przede wszystkim robimy wieczorne spacerki dookoła Rynku. Lubimy gdy jest ciemno, mgliście i magicznie.

 

 

Wywiad: Ola Koperda, Zdjęcia Michał Lichtański, Mili Studio.