Kolaż No. 01

Dziś trzy kosmetyki, do których stosowania nigdy nie mogłam się przekonać, ale jednak przyszedł czas na zmiany. Moje przekonania były takie: kremy do cery naczynkowej nie działają na nic oprócz naczynek, a i to wątpliwe, szampon naturalny nie może dobrze myć, jak tonik do twarzy może być w sprayu? No i cóż. Okazuje się, że mimo wieku i wielu lat używania kosmetyków nadal można natrafić na coś nowego i zmienić stare przekonania.

1. Tyle lat życia z cerą naczynkową, a ja nigdy nie stosowałam kosmetyków dedykowanych temu problemowi. W końcu tej zimy, kiedy po paru godzinach na chłodzie, po wejściu do ciepłego pomieszczenia moja twarz stawała się purpurowa, zdecydowałam się na serię specyfików do naczynek. Padło na Purite – tu do cery naczynkowej są cztery kosmetyki: tonik, krem, serum i oleum. No i okazuje się, że krem na naczynka, działa nie tylko na naczynka. Kosmetyki zawierają między innymi olej z dzikiej róży, który bardzo dobrze chroni skórę przed wolnymi rodnikami, olej z nasion malin zwiększa produkcję kolagenu i elastyny, masło karite ma właściwości nawilżające, zmiękczające skórę, kojące, przeciwzmarszczkowe.

Purite to połączenie dwóch słów – łacińskiego puro – wyrażającego czystość oraz francuskiego karite – drzewo życia. Purite to mała manufaktura, wszystkie kosmetyki oraz receptury tworzą właściciele, ale co ważne przy współpracy z lekarzami wielu specjalizacji. Każdy kosmetyk to 100% składników roślinnych i mineralnych i wszystkie działają terapeutyczne, czyli skomponowane są tak, by przywracać optymalny, zdrowy stan skóry. Ważne jest też to, że twórcy Purite starają się dbać o środowisko. Za zwrócone puste słoiczki po kosmetykach, oferują zniżkowy bon, kontrolując recycling opakowań zmniejszają zaśmiecenie, wodę odzyskaną z procesu chłodzenia przy produkcji wykorzystują do mycia klatek schodowych i podlewania trawników. To małe i proste patenty, ale w skali wielu lat, mogą globalnie dać niezłe rezultaty!

 

 

2. Naturalne kosmetyki do włosów – nie stosowałam nigdy. Dawno temu gdy byłam mała babcia nakładała mi na włosy maskę z jajka i płukała je naparem z rumianku. Jak działałoby to dziś? Nie wiem. Od wielu lat włosy myłam szamponami z sieciówek kosmetycznych. Ostatnio pierwszy raz skusiłam się na naturalny szampon i odżywkę. Wybrałam te od Clochee. Do skóry wrażliwej. Te kosmetyki zawierają roślinne składniki aktywne, nie zawierają konserwantów i silikonów. Konserwanty, czyli parabeny przedłużają termin przydatności produktów, ale wywierają negatywne efekty na ludzkie zdrowie, wysuszają włosy pozbawiają je naturalnego blasku. Silikony sprawiają, że kosmetyk łatwo się rozprowadza, nadaje włosom natychmiastowy efekt gładkości oraz optycznie zwiększa ich objętość, ale dopóki na naszych włosach są silikony, mikroelementy i wszelkie inne substancje odżywcze nie są w stanie przetransportować się do wewnętrznych struktur włosa. Naturalne szampony nie zawierają też substancji takich jak SLS i SLES, które mają za zadanie sprawić by kosmetyk się pienił. Przyzwyczajeni do zwykłych szamponów zauważymy różnicę, ale pienienie się nie ma żadnego wpływu na efekt umycia włosów.

 

 

3. Tonik w sprayu. Pierwsze zetknięcie w 2018 roku. Toniku używałam zawsze do przemywania twarzy rano i wieczorem po zmyciu makijażu. Tonik w sprayu wydawał mi się być bardzo niepraktyczny. No i kolejna niespodzianka. Tonik z nanozłotem Koi. Używam go po wymyciu twarzy, rano i wieczorem. Wystarczy parę razy spryskać twarz. Działanie jest bardzo przyjemne, skóra jest nawilżona jak po użyciu kremu, Tonik Koi przywraca naturalne pH skóry, oczyszcza, działa antybakteryjnie, pomaga w walce z trądzikiem, łagodzi podrażnienia. Drobinki nanozłota przyspieszają migrację składników aktywnych w głąb skóry.

 

 

Tekst: Ola Koperda, Zdjęcia: Alina Słup.