Tekst: Ola Koperda / Zdjęcia: Kachna Baraniewicz
W swojej pracowni ugościła nas Ola Niepsuj – jedna z najbardziej rozpoznawalnych polskich projektantek i ilustratorek. Ola tworzy dla wielu międzynarodowych marek, lubi kolor, a w swoich pracach często puszcza oko do odbiorcy. Dla nas odpowiada na parę krótkich pytań, których chyba nikt jej wcześniej nie zadawał.
Co najchętniej rysowałaś w dzieciństwie i jakie oceny dostawałaś z plastyki?
Ola: Najchętniej rysowałam psy… i to nie zmieniło się aż do dziś! W podstawówce z plastyki dostawałam bardzo dobre oceny; ale pamiętam jedną sytuację z liceum, jakby to było wczoraj. Dostałam trójkę za projekt plakatu koncertowego. Za kilka piw zaprojektowałam chyba z 10 plakatów dla kolegów i koleżanek z klasy, naśladując ich styl i możliwości, słuchając płyt ich ulubionych zespołów. Lekcje plastyki mieli gdzieś, a mnie sprawiało to frajdę. Wszyscy dostali piątki, a ja trójkę, bo na moim plakacie zabrakło daty koncertu! Dziś plakat to moja ulubiona dziedzina. Co śmieszniejsze, po studiach pracowałam jako asystentka w Pracowni Projektowania Grafiki Przestrzennej i Plakatu.
Czy jest coś, co często rysujesz odruchowo, np. jak rozmawiasz przez telefon?
Ola: Teraz najbardziej interesują mnie kolaże. Nawet kiedy pliki długo się eksportują lub prace się skanują, z bałaganu i ścinków papieru na stole układam małe kompozycje. Czasem stają się zalążkami nowych ilustracji, plakatów czy nawet logotypów.
Czy jest coś innego niż rysowanie, co wyjątkowo lubisz robić?
Ola: Bardzo lubię jeździć rowerem – daje mi to poczucie pełnej wolności, czuję się dotleniona, odpoczywam, do głowy wpadają mi nowe pomysły. Cały rok pedałuję do pracy i na spotkania.
Czy w pracy jest jakieś narzędzie, którego wyjątkowo lubisz używać?
Ola: Nożyczki, ponieważ efekty pracy z tym narzędziem są najbardziej graficzne. Faktury, plamy kolorów zarysowują się ostrym konturem, a fragmenty można przesuwać, podnosić, usuwać, obracać.
Czy jest coś, co powtarzasz każdego dnia w pracy? Jakiś rytuał, przyzwyczajenie?
Ola: W środku dnia muszę wyjść na lunch – zawsze umawiam się ze znajomymi, często z branży kreatywnej. Ze względu na fakt, że większość dnia spędzam sama, rozmowy z innymi są dla mnie odświeżające.
Co robisz, gdy w pracy brakuje ci energii, masz pustkę w głowie – masz jakiś sposób na rozbudzenie?
Ola: Codziennie mierzę się z kilkoma niepodobnymi do siebie projektami na raz, takie przeskakiwanie potrafi być wyczerpujące. W momencie kryzysu muszę posprzątać blat, pozamykać pliki – na pamiątkę obozów żeglarskich nazywam to „klarem na burcie”. Zamykam w ten sposób pewne tematy, uspokaja to głowę. Potem po prostu siadam do pracy i zazwyczaj efekty przychodzą same.
Czy masz swój ulubiony font?
Ola: Nie. Zapewne dlatego, że fascynuje mnie projektowanie liter. Do każdego projektu szukam nowego kroju, a dla logotypów i tytułów w plakacie często wykreślam własne litery. Muszę tu opowiedzieć anegdotę: zasiadałam kiedyś w jury ze szwajcarskim projektantem Stephanem Bundim, który, jak się okazuje, od lat używa w projektowaniu tylko jednego kroju pisma. Zaskoczył mnie, trudno było to zauważyć w różnorodności jego prac. Wygląda na to, że takie ograniczenie zmusza do kreatywności.
Czy jest coś, czego nie lubisz w tym, co obecnie dzieje się w projektowaniu? Albo po prostu ci się znudziło?
Ola: Nie podoba mi się unifikacja prac, które oglądam na Instagrame. Panuje teraz „wdzięczna” moda na późnego Matisse’a – kolażowe, geometryzujące kompozycje w sympatycznych, słoneczno-pastelowych kolorach. Każdemu takie prace jakoś wyjdą.
Zresztą powtarzanie gotowych i znanych rozwiązań nigdy mnie nie ekscytowało. Najfajniej jest zrobić coś po swojemu!