Paulina i Szymon

Dziś trafiamy na krakowski Salwator, odwiedzamy Paulinę Karpowicz i Szymona Heliosza. Spotykamy się w sobotę do południa, czas śniadaniowy. Na powitanie dostajemy szakszukę w wykonaniu Szymona

Od kiedy żyjecie w Krakowie?

Paulina: Ja do Krakowa trafiłam na studia, na malarstwo. No i już tu zostałam. Przyjechałam ze wschodu, ze Szczebrzeszyna. Mój dziadek był malarzem amatorem, mój tato jest artystą, kuzynki, wujkowie, wielu członków mojej rodziny maluje. Ja po studiach pracowałam trochę za barem, trochę w konserwacji, trochę malowałam. Teraz malowanie to moja praca.

Szymon: Ja jestem ze Śląska. Przyjechałem do Krakowa w 2004 roku, niekoniecznie z zamiarem pozostania tu na stałe. Wcześniej skończyłem politologię i chciałem kontynuować studia, ale okazało się, że mam na uczelnię „pod górkę”. Dosłownie, wydział był na Przegorzałach. Zacząłem pracować w reklamie, obecnie jestem UX designerem.

Jak się poznaliście?

Paulina: Ja pracowałam za barem. Szymon mieszkał naprzeciwko knajpy. Przychodził codziennie. Zakolegowaliśmy się. Wtedy oboje byliśmy w związkach albo byliśmy zainteresowani innymi ludźmi. I dosyć sporo rozmawialiśmy ze sobą o problemach, które się w związku z tym pojawiały. Ostatecznie zakochaliśmy się w sobie. I jesteśmy razem do dziś, czyli 12 lat.

Szymon: Zaczęło się od przyjaźni. Przyjaźń to magia.

 

 

Gdzie mieszkaliście zanim trafiliście tu?

Paulina: Ja mieszkałam w tej kamienicy już wcześniej. Mam tu swoje mieszkanie. Kiedy nasza córka urosła, stało się ono niestety za małe. Więc wynajęliśmy mieszkanie w tej samej kamienicy, tyle że wyżej. Nie myślałam, że nam się to uda. Przed nami, przez lata mieszkali tu studenci, zazdrościłam im dwóch balkonów, światła od rana i dużej kuchni. Kiedyś spotkałam na ulicy przemiłą właścicielkę i od słowa do słowa, już po kilku miesiącach wprowadziliśmy się. Mieszkamy tu od października.

Szymon: Ja wraz ze znajomymi wynajmowałem mieszkanie na Felicjanek, urocza nora osaczona przez niezłą ekipę dresów. Było wesoło. Potem przeprowadziłem się na Cichy Kącik, gdzie udało mi się nie spędzić ani jednej nocy, bo zacząłem nie wracać od Pauliny. Teraz już Salwator i nie wyobrażam sobie przenoszenia się gdzie indziej. To najlepsza dzielnia. No i mamy tu sporo znajomych. Być może nawet zbyt wielu.

Czy meble, przedmioty które tu są, są Wasze?

Paulina: Tak, tylko kuchnia została taka jak ją zastaliśmy. Właściciele mieszkania zostawili nam stół i cały czas się boję żeby go nie uszkodzić. Witrynka na szkło to prezent dla właścicieli mieszkania od kolegi. Pierwszy raz w życiu mamy tu spiżarnię, co jest świetne! W przedpokoju była stara boazeria, którą pomalowaliśmy na szaro, ściany odświeżyliśmy. W salonie mam teraz swoją pracownię, więc są tam sztalugi, moje obrazy, farby. Ostatnio przez internet udało nam się kupić piękne biurko za 100 zł. Łóżko zrobiliśmy z kanapy, którą kiedyś sama zaprojektowałam. Po odkręceniu boków, jest idealnym posłaniem. Czarny kwietnik należy do właścicieli mieszkania, przemalowałam go. Nie mam ambicji, żeby kupować dizajnerskie meble, uwielbiam jeździć do Ikei. Pracowniana kanapa jest moim ulubionym zakupem, kosztowała mniej niż 400 zł, świetnie ogląda się na niej seriale, rozkłada się i goście mogą na niej spać, a co najważniejsze, nie boję się pobrudzić jej farbami.

Macie tu dużo bibelotów.

Paulina: Na ścianie wisi dużo prac, które dostałam od przyjaciół artystów, czasami wymieniamy się też obrazami. Tak na przykład trafił do mnie obraz pewnego Hiszpana, który napisał do mnie na Facebooku. Na tej ścianie ciągle coś zmieniam. Figurka Matki Boskiej, pochodzi z domu babci Szymona, przemalowałam ją na czarno. Ja od jakiegoś czasu kolekcjonuję wazony. Zaczęłam też hodować kwiatki, czego wcześniej nie robiłam. Czekam na wiosnę, żeby odpalić balkony!

Szymon: Sporo rzeczy to pozostałości po pomysłach typu „a teraz zajmę się fotografią” albo „zacznę grać na basie”.

 

 

Paulina opowiedz o tym co i jak malujesz.

Paulina: Maluję obrazy przedstawiające, nie ograniczam się do jednego tematu. Teraz pracuję nad luźno powiązanym ze sobą cyklem o mrocznych rzeczach. Odkąd się przeprowadziliśmy, mam pracownię w domu. Do tej pory jeździłam malować na Zabłocie, potem na Podgórze, do wynajętych pracowni. Miało to swój urok, było jak chodzenie do pracy, ale w pewnie momencie poczułam się zmęczona. Zatęskniłam za czasami, kiedy miałam obrazy cały czas przy sobie.Pracuję w ten sposób, że muszę mieć stały kontakt z obrazem. Przy pracowni poza domem zostawały mi tylko zdjęcia z telefonu, na które mogłam sobie zerkać przy kolacji. Teraz po prostu idę do pracowni, nawet w nocy i zawsze mogę od razu coś poprawić. Są też takie dni, kiedy malowanie mi nie idzie, frustrowało mnie bezproduktywne siedzenie „niby w pracy”. Teraz biorę książkę, albo sprzątam i gotuję, a obraz mam cały czas na oku. To jednak sprawia, że często są dni kiedy wychodzę z domu tylko na spacer z psem. Zupełnie mi to nie przeszkadza, no, może trochę brakuje mi strojenia się:) Dni spędzam głównie ubrana w spodnie do malowania.

Co porabiacie w czasie wolnym?

Paulina: Wypadałoby powiedzieć, że coś emocjonującego, ale chyba nie. Czas wolny zaczyna się od 17.00, jemy obiad, rozmawiamy, ogarniamy domowe sprawy i zadania z matmy. Wieczorem seriale, wino, albo jeżeli to czwartek – Dzień Czytelniczy. W weekendy? Mój wymarzony weekend to seriale w łóżku, przez cały dzień i jedzenie na telefon. Jestem leniwa. Teraz, kiedy mieszkamy w takim fajnym mieszkaniu, nawet nie za bardzo wychodzimy.

Szymon: Kiedyś wychodziliśmy częściej na imprezy, a teraz do imprezy przychodzą do nas.

 

 

 

Wywiad: Ola Koperda, Zdjęcia: Konrad Jurek.