PION Studio: W domu zależy nam na wyciszeniu.

Wywiad: Ola Koperda / Zdjęcia: PION Studio

 

Warszawskie mieszkanie przy jednej z najciekawszych ulic w Śródmieściu Oleandrów. Mieszkają tu Basia Kuligowska i Przemysław Nieciecki, czyli fotografowie tworzący PION Studio. Mieszkanie ma 60 m2 i spory balkon. To 2 duże pomieszczenia: salon z sypialnią oraz nieco mniejsza kuchnia. Jest jasno, dominują stonowane kolory, nie ma tu przypadkowych przedmiotów.

Jak się poznaliście?

Basia: Poznaliśmy się w Poznaniu podczas studiów na Akademii Sztuk Pięknych, oboje studiowaliśmy fotografię, ja byłam rok wyżej. Początkowo mijaliśmy się na korytarzach i, jak to mają w zwyczaju introwertycy, nie nawiązywaliśmy rozmowy, tylko podglądaliśmy się nawzajem w internecie. Dopiero pod koniec studiów, jak byłam już na magisterce, zaprosiłam Przemysława do wzięcia udziału w wystawie. To był dobry pretekst do nawiązania znajomości (śmiech).

Czy fotografia była czymś, co fascynowało was od najmłodszych lat?

Basia: Ja od gimnazjum albo nawet od podstawówki lubiłam wiele rzeczy związanych z kreowaniem, tworzeniem, ale fotografią zainteresowałam się dopiero po liceum, kiedy studiowałam w Łodzi. Miałam wtedy znajomych, którzy robili dużo zdjęć (wszystko na filmie 35 mm). Już wtedy myślałam o Akademii, ale wiedziałam, że muszę się solidnie przygotować, więc najpierw poszłam do szkoły policealnej na kierunek fototechnik. Super wspominam tamten czas. Nauczyłam się tam wszystkiego i poznałam inspirujących ludzi, dzięki którym ostatecznie trafiłam na Akademię.

Przemysław: U mnie zaczęło się od kursu fotografii w Młodzieżowym Domu Kultury w Puławach. Odkryłem tam dla siebie inny, ciekawszy świat, który stał w opozycji do tego, co spotykało mnie na co dzień w liceum. Jedyną fotograficzną szkołą wyższą, którą znałem, była łódzka filmówka, na szczęście mój ówczesny nauczyciel fotografii przekonał mnie do wybrania ASP w Poznaniu, twierdził, że lepiej się tam odnajdę. Sądzę, że to był dobry wybór, bo świetnie wspominam czas spędzony w tej szkole.

 

 

 

 

 

Od kiedy pracujecie razem?

Przemysław: Wspólna praca zaczęła się jeszcze w Poznaniu od zlecenia dla naszego przyjaciela architekta. Trochę przymusił nas do tego, żebyśmy zrobili zdjęcia jego realizacji. To był świetny projekt, który został opublikowany w wielu zagranicznych magazynach. Dało nam to niesamowitą satysfakcję i pozwoliło uwierzyć w swoje umiejętności. Wtedy zdecydowaliśmy się pracować wspólnie.

Basia: Od dawna interesowaliśmy się architekturą, dizajnem i poczuliśmy, że obojgu z nas fotografowanie wnętrz, miejsc, przedmiotów oraz współpraca z projektantami sprawia ogromną przyjemność. Jednego wieczora naszkicowałam nasze logo, którego używamy do dziś, założyliśmy konto na Facebooku i powoli zaczęliśmy zdobywać zlecenia.

Jak wam się współpracuje? Ustaliliście jakieś zasady, sposoby na porozumienie w problematycznych sytuacjach?

Przemysław: Tak, mamy sztywny podział ról, niemalże jak w korporacji (śmiech). Np. podczas sesji ja zajmuję się szerszymi planami, Basia bliższymi.

Basia: Początkowo nie do końca wierzyłam w swoje techniczne umiejętności. Do tej pory myślę, że Przemysław ma większą wiedzę w tej kwestii, zna wszystkie aparaty świata, jest też fanem tutoriali na YouTube, więc potrafi rozwiązać każdy problem. Ja jestem trochę lepsza w myśleniu kreatywnym, dlatego robię dużo zdjęć, które oddają klimat miejsca. Zajmuję się także edycją fotografii, tworzeniem postów na Facebooka itp. Oprócz tego pracujemy w swojej pracowni, nigdy w domu. Zazwyczaj jesteśmy tam od 9 do 17. To nam pomaga zachować dyscyplinę.

Przemysław: W poniedziałki robimy zebrania, planujemy pracę na cały tydzień. Naturalne jest, że czasem mamy inne wizje, wtedy musimy szybko się z tym uporać. Firma jest dwuosobowa, więc jeśli jesteśmy w konflikcie, firma staje (śmiech). Stres związany z pracą staramy się zostawiać w pracowni.

Basia: Wspólna praca pozwoliła nam się rozwinąć i robić to, co robimy. Jest niemal pewne, że gdyby każde z nas pracowało solo, nasze zawodowe życia potoczyłyby się inaczej. Uzupełniamy się i uczymy od siebie nawzajem.

Która sesja była dla was przełomowa?

Basia: Wyjątkowo dobrze wspominamy współpracę z Autor Rooms. 4 lata temu zrobiliśmy dla nich pierwszą sesję. Autor Rooms to niezwykłe miejsce, bardzo w naszym guście, dlatego efekt jest taki dobry. Sesja pojawiła się w wielu magazynach (a jedno ze zdjęć nawet na okładce książki!) i staliśmy się bardziej rozpoznawalni jako studio. Pamiętamy ją dobrze również z innego powodu. Przemysław dostał się na warsztaty z japońską fotografką Rinko Kawauchi w terminie, w którym miała się odbyć sesja. Chociaż ją uwielbiamy, zdecydował, że wybiera zdjęcia dla Autor Rooms, bo byliśmy wtedy jeszcze mało znani i baliśmy się, że sesję zrobi ktoś inny. Opłacało się!

Przemysław: Druga sesja zupełnie inna, bo na większą skalę to sesja reklamowa dla IKEA. Gdy przyszedł do nas mail w sprawie tej sesji, myśleliśmy, że to pomyłka (śmiech). Było to dla nas nowe wyzwanie. Zwykle pracujemy przy świetle dziennym i bardzo kameralnie. A tu na planie w niektórych momentach było kilkadziesiąt osób i ciężarówka pełna świateł! Mieliśmy sporo ludzi do pomocy, musieliśmy wydawać polecenia, do czego nie jesteśmy przyzwyczajeni, bo zazwyczaj większość rzeczy robimy sami. Tak jak z pierwszej współpracy pamiętamy głównie stres, tak przy kolejnej kampanii dobrze odnaleźliśmy się w tej skali produkcji i zauważyliśmy jej niesamowite zalety, np. jak łatwo jest z pomocą innych osób wprowadzić pewną wizję w życie.

 

 

 

 

 

 

 

 

Od kiedy żyjecie w Warszawie i jak trafiliście do tego mieszkania?

Przemysław: Warszawy nie znaliśmy za dobrze, ale byliśmy jej ciekawi. Żyjemy tu 5 lat. To nasze trzecie warszawskie mieszkanie. Pierwsze było na Mokotowie tuż przy parku Morskie Oko nadal bardzo lubimy tamte okolice. Kolejne na na Żoliborzu, który akurat nie przypadł nam do gustu. W obecnym mieszkaniu jesteśmy od roku. Szukaliśmy mieszkania w Śródmieściu Południowym i z balkonem. Mieliśmy sporo szczęścia, przed nami mieszkali tu nasi znajomi, którzy postanowili się przenieść do czegoś większego. Wiedzieli, że jak tylko będą się wyprowadzać, jesteśmy chętni na to, by je po nich przejąć.

Jak je urządzaliście, jaki był wasz pomysł?

Basia: Gdy się tu wprowadzaliśmy, mieszkanie było całkowicie puste. To, co było i co nie bardzo możemy zmieniać, to łazienka i część kuchni. Na szczęście zachowały się stare wielkie okna, piękne drzwi łączące salon i sypialnię oraz parkiet w jodełkę. Wszystkie meble kupowaliśmy stopniowo dopiero po przeprowadzce. Z poprzedniego mieszkania przetransportowaliśmy dywan i sofę, na której spaliśmy do czasu, aż nie kupiliśmy sobie łóżka. Do urządzenia mieszkania zainspirowała nas jego modernistyczna architektura oraz pierwszy główny mebel w salonie regał zaprojektowany przez Piotra Paradowskiego.

Przemysław: Mamy tu parę mebli vintage. Fotel, który stał chyba 4 lata na strychu u moich rodziców (wcześniej znaleźliśmy go na śmietniku), by w końcu po odrestaurowaniu trafić na Oleandrów. Większość mebli i akcesoriów vintage pochodzi z Patyny, z którą współpracujemy. Jeśli kupujemy nowe rzeczy, to raczej pochodzą od duńskich producentów jak Ferm Living, Hay, Frama. Ciekawym choć trochę niepozornym meblem jest stolik berlińskiego studia New Tendency. Na ścianach wiszą obrazy i grafiki autorstwa naszych znajomych artystów.

Basia: Staramy się nie mieć tu zbyt wielu niepotrzebnych przedmiotów, ozdób, kolorów. W domu zależy nam na wyciszeniu.

 

 

 

 

 

 

 

Czy macie tu coś z waszych domów rodzinnych?

Basia: Niewiele, nie jestem osobą, która przywiązuje się do rzeczy. Mam chyba tylko jedną książkę po tacie oraz kilka swetrów po mamie.

Przemysław: Ja mam aparat fotograficzny marki Leica, należący kiedyś do brata mojego dziadka, który mieszkał w Stanach Zjednoczonych. W rodzinnym albumie mamy jego zdjęcie z lat 50., kiedy stoi z tym właśnie aparatem w Wielkim Kanionie. Później aparat trafił do dziadka, następnie do mnie. Zreperowałem go i zrobiłem nim wiele zdjęć. Mam swój mały nałóg: lubię kupować analogowe aparaty. Najbardziej lubię te całkowicie mechaniczne, działające bez baterii i pozwalające na kontrolę perspektywy w każdym wymiarze. W drugiej kolejności są modele o statusie kultowych, uznanych przez bohemę świata mody, kompaktowe contaxy czy też leiki.

Basia: Ja nie jestem sentymentalna, staram się nie gromadzić i stawiam na praktyczność. Chyba dlatego tak nie lubię dostawać prezentów pod choinkę (śmiech).

Przemysław: Moje aparaty są bardzo praktyczne!

Basia: No nie wiem! Mnie wystarczy jeden. Przemysław zbiera, zbiera, a po paru miesiącach sprzedaje i kupuje nowe. Więc następuje rotacja (śmiech).

Jak wygląda wasz czas wolny?

Basia: Często w tym przypadku musimy się rozdzielić. Od 6 lat regularnie ćwiczę jogę, a ostatnio zaczęłam naukę medytacji. Jestem też uzależniona od kina, do którego najbardziej lubię chodzić sama. To coś, co bardzo mnie relaksuje kiedyś przez krótki czas pracowałam nawet w kinie w Zamku Ujazdowskim tylko po to, by oglądać filmy!

Przemysław: Mnie często przychodzi chęć na bierny wypoczynek (śmiech). Lubię usiąść na naszym balkonie i nic nie robić, skupiać się na dźwiękach miasta, byciu z własnymi myślami. Innym, bardzo ważnym dla mnie sposobem na zagospodarowanie czasu wolnego jest podróżowanie. Staram się nie wchodzić w rolę turysty i zamiast tego spędzać czas na włóczeniu się po nowym terenie.

Basia: Oboje jesteśmy introwertykami, a mamy pracę wymagającą kontaktów z ludźmi. Często poznajemy nowe, inspirujące osoby co bardzo lubimy, przy okazji jest to niezwykle rozwojowe, jednak po sesjach jesteśmy tak zmęczeni, że wolimy pobyć sami w ciszy. Lubimy posiedzieć w domu. Tu ładujemy baterie.