Wróciłem do podstaw

Tomek Baran:

Tekst: Ola Koperda / Zdjęcia: Kachna Baraniewicz

 

Jedno pomieszczenie z dużym oknem, farby, spraye, piły, części mebli, metalowe odłamki. Jesteśmy w krakowskiej pracowni abstrakcyjnego malarza Tomka Barana. Na ścianach wiszą obrazy przygotowywane na najnowszą wystawę. Te dzieła, tak jak i jego wcześniejsze prace, wychodzą poza ramy tradycyjnego malarstwa, przyjmują formy obiektów i instalacji. Od klasycznego podejścia do malarstwa odróżnia go też szczególna wrażliwość na przestrzeń i światło. Tomek wychował się w Stalowej Woli hutniczym mieście z przemysłowym krajobrazem. Być może dlatego w jego pracach możemy odnaleźć postindustrialne obiekty. Jego tata malował, choć hobbistycznie. Tomek od małego lubił kombinować „Sam robiłem sobie zabawki. Tekturowe modele z filmów science fiction. Szybko nauczyłem się szyć na maszynie, sam projektowałem i szyłem swoje ubrania”.

 

 

 

 

Studiowałeś malarstwo na krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych, jak wyglądał czas po studiach?

Tomek: Zadebiutowałem dość szybko, już na 4 roku miałem pierwszą wystawę indywidualną, jednak po ukończeniu studiów pojawiło się uczucie pustki. Poświęciłem sporo czasu na przemyślenie tego, czym jest dla mnie malarstwo. Wtedy pierwszy raz zdecydowałem się wyjść poza podobrazie, przełamać przestrzeń płótna. Pojawiła się u mnie potrzeba eksploracji granic malarstwa. Zorientowałem się, że muszę odrzucić wszystko, czego się nauczyłem, zrezygnować ze wszystkiego, czym nasiąknąłem, i wrócić do podstaw: linii, plamy, koloru. Pozbyłem się figury człowieka, przedstawialności. Zacząłem prosto: mieszaniem kolorów, budowaniem przestrzeni poprzez plamę. 

Pojawiły się lakiery, spraye, blacha, tektura.

Tomek: Tak, dużo pracuję z farbami przemysłowymi, choć w ostatnich pracach wracam do malarstwa olejnego. Sam projektuję i wycinam swoje podobrazia, używając wyrzynarki. Używam różnego rodzaju materiałów, czasem wykorzystuję gotowe elementy o ciekawych kształtach. Ostatnio znalazłem front szafki z początku XX wieku ładny obiekt, który zachęca do dalszej pracy.

Jak wygląda twój dzień w pracowni?

Tomek: Mieszkam niedaleko. Pracuję 5-6 dni w tygodniu, głównie popołudniami i wieczorami. Zdecydowanie nie jestem rannym ptaszkiem. Wstaję późno i późno kładę się spać. Podział na dom i pracownię dobrze się u mnie sprawdza. Przez jakiś czas pracowałem w mieszkaniu, jednak czułem, że będąc cały czas w procesie twórczym, nie mam możliwości oddechu, refleksji. W tej pracowni nie tylko maluję. Tu wykonuję całą „brudną pracę” tnę, szlifuję, nakładam lakiery, robię zdjęcia obrazom. Przychodzę tu też po to, by poprzebywać z tym, co zrobiłem. Mam dobry widok na ogród, można się porządnie zrelaksować na balkonie. Od zeszłego roku w ogrodzie mieszkają sowy i wieczorami często się odzywają.