Tomo Yarmush: Berlin

Miejsce tak bliskie geograficznie, a tak odległe i egzotyczne w doznaniach, jakich dostarcza. Dla jednych idealne do życia, dla innych tylko do imprezowania. Z olbrzymią liczbą uroczych kawiarni i knajpek, gdzie sypiące się ściany i spłowiałe meble nie świadczą o pozie i stylizacji, a o bezpretensjonalności i przemijaniu. Z muzeami i galeriami, które nierzadko inspirują równie mocno samą przestrzenią i panującą aurą, co dzieła w nich wyeksponowane.

Miasto, którego ulice trzeba podglądać o świcie i z którym trzeba tańczyć techno o zachodzie słońca. Do którego warto zagadać jak mieszkaniec przechadzający się małymi uliczkami pokrytymi starymi drzewostanami przepuszczającymi majaczące bliki światła. I choć to wciąż europejska metropolia i turystyczny moloch, to potrafi oczarować swoim zalotnym, swojskim obliczem.

Na koniec zostawi cię milczącego, by później zmusić do opowieści. Tej dosyć intymnej, ale wciąż jeszcze bezwstydnej. O Berlinie.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Więcej od Tomo.