Wszystko, czego baliście się zrobić z naleśnikami, Bretończycy już zrobili

Mówiąc Francja zwykle pierwsza myśl, która przychodzi do głowy to Paryż, ewentualnie południowe wybrzeże albo Alpy. Wszystkie te miejsca na pewno warte są odwiedzenia, choć ja wolę bardziej surowe rejony – jak Normandia, leżąca na północny zachód od stolicy. Dom tysiąca beżowych krów i jabłek, z których powstaje Calvados i tradycyjny cydr. Wybrzeże jest wizualną ucztą ciągnącą się po masywnych klifach i kamienistych plażach nad kanałem La Manche.

 

 

Dalej na zachód leży Bretania podobna w atmosferze i klimacie. Pogoda jest kapryśna, bywa naprawdę ponuro, a zimowe sztormy nie należą do rzadkości. Tożsamościowo, jest to region, który wyróżnia się na tle kraju przez korzenie w kulturze celtyckiej. Dla mnie jest to przede wszystkim raj naleśnikowy. Mimo, że nie jestem typem foodie i na pewno żaden ze mnie wybitny smakosz, galettes wpisały się mocną czcionką na listę moich ulubionych dań.

 

 

 

 

Naleśnik – co może być w nim wyjątkowego, jeśli to tylko mąka, mleko i jajko z nadzieniem w środku. Znamy i jemy od dziecka. Ale jakby zamienić biała mąkę na gryczaną, a zamiast mleka użyć wody, to pojawi się nowe oblicze plackowego świata. Goryczka pochodząca z gryki fenomenalnie podkreśla smak wytrawnych dodatków. Działa jak szczypta soli w wyostrzaniu słodyczy ciast. Zatem z czym te naleśniki, bo przecież nie z Nutellą. W naleśnikarniach (Crêperies) znajdziemy zwykle trzy kategorie: klasyczne, które są z serem, szynką, jajkiem, pieczarkami i śmietaną, spéciales i deserowe (czyli crepes z białej mąki). Spéciales  są trochę jak wskakiwanie na wyższy poziom abstrakcji, bo komu przyszłoby do głowy połączenie z ziemniakami, zieloną sałatą, ratatouille albo owocami morza? Zapytałam mojego męża, który pochodzi z Normandii, jaki był najdziwniejszy dodatek w naleśniku, który jadł. Po chwili zrozumiałam, że to nie jest właściwe pytanie, bo dla niego wspomniane ziemniaki czy przegrzebki nie są niczym dziwnym. Zapytałam więc inaczej, jakiego składnika nigdy by nie użył – antrykotu z wołowiny odpowiedział, dodając, że wołowina przygotowana jak na burgera mogłaby się w naleśniku już znaleźć. Jeśli o mięsnych dodatkach mowa, muszę też wspomnieć o moim najświeższym odkryciu galette saucisse – kiełbasce zawiniętej w bretoński placek. Jest to bardziej przekąskowy street food, niż danie główne jadane na obiad czy kolację.

 

 

Gryczana uczta ma jeszcze jeden ważny element, bez którego nie mogę się obejść – wytrawny cydr jabłkowy. Może zabrzmię pretensjonalnie, ale wolałabym nie pić nic niż wybrać popularny cydr słodki  lub inny napój. Połączenie posmaku gryki z surowością cydru po prostu klika. Wierzę, że to nie przypadek i Bretończycy świetnie wiedzieli, co robią tworząc tą kombinację.

 

 

Na koniec mam dobrą wiadomość, jeżeli zachodnie tereny Francji nie są na liście miejsc do odwiedzenia, a jest na niej Paryż i chcielibyście eksplorować bretońskie smaki, zamiast ustawiania się w długie kolejki z turystami po crepes, kierujcie się na Rue du Montparnasse. Na ulicy poczujecie intensywny zapach masła i zobaczycie, że jesteście w zagłębiu naleśnikowych restauracji, niczym nie odbiegających od tych w oryginalnej lokacji.

 

Tekst & Zdjęcia: Kinga Pinkston