Adriana Szweda:
Urzekają mnie proste przedmioty
Pewnego dnia, a było to parę miesięcy temu, wybraliśmy się do Bytomia w dwóch sprawach. Na dobrze znany wielbicielom przedmiotów z historią jarmark staroci oraz by zrealizować nasze pierwsze bytomskie Odwiedziny.
Targ w Bytomiu czynny jest w jeden piątek i jedną sobotę w miesiącu. Właśnie w taką sobotę wolne w pracy bierze Adriana Szweda, która prowadzi bloga Trzecie piętro. Adriana żyje z mężem Michałem, dorosła córka wyfrunęła już z domu. Podczas naszych odwiedzin Adrianie towarzyszyła suczka Hera, która niestety krótko po naszej wizycie (z racji wieku i przebytych chorób) odeszła.
Od kiedy tu mieszkacie?
To już 11 lat. Wcześniej mieszkaliśmy po drugiej stronie ulicy w zabytkowej kamienicy z 1911 roku, którą musieliśmy opuścić ze względu na szkody górnicze. Po kolejnym mocnym tąpnięciu przez niemal rok konstrukcja podparta była legarami. Czekaliśmy na przydział nowego mieszkania. Wyprowadzaliśmy się z tego budynku jako ostatnia z rodzin. Chciałam, by mieszkanie, które miało do nas trafić, było odpowiednie. To, które dostaliśmy, zamieniliśmy na kolejne – większe. I takim sposobem mamy słoneczne 64 m2 z dużym balkonem.
Zarówno ja, jak i mąż dorastaliśmy na Śląsku. Nasi rodzice, jak wiele rodzin w latach 70., przyjechali tu za pracą na kopalni. Później górnikiem został i mój mąż.
Minęło sporo czasu, odkąd się tu wprowadziliście. Jak zmieniała się ta przestrzeń?
Mieszkanie było mocno zaniedbane. Na dzień dobry musieliśmy wymienić całą stolarkę okienną i drzwi wejściowe. Na podłogach zastaliśmy rozsypujące się ze starości wykładziny PCV, które zastąpiliśmy panelami i kaflami. Teraz wybrałabym parkiet, ale 11 lat temu nie mieliśmy takich aspiracji.
Początkowo marzył mi się tu styl glamour, na szczęście wszystkie zmiany były odwracalne. Zamiłowanie do starych przedmiotów mam chyba po wujku, który co jakiś czas podrzuca mi różne drobiazgi. Niemal wszystkie meble, które tu mamy, są po przejściach – z Internetu lub ze śmietnika. Bibeloty głównie z bytomskiego targu staroci, ale i od rodziny czy znajomych, którzy wiedzą, że lubię przedmioty z PRL-u. Ale trafiają się też nieoczywiste miejsca jak ogródki działkowe, gdzie od jednego pana kupiłam sokowirówkę za 10 zł. Nadal działa i robi przepyszne soki.
Meble przerabiasz sama?
Tak, wszystkie są przemalowane przeze mnie. Tak było z kuchennym kredensem z lat 20., zielonym regałem na płyty CD czy żółtym stolikiem kawowym. Kiedy nad czymś trzeba przysiąść dłużej, coś zeszlifować, miejsce pracy organizuję sobie piętro wyżej – w suszarni.
Lubisz przedmioty z przymrużeniem oka, sporo tu znalezisk z PRL-u.
To, co kupuję, to często rzeczy, które pamiętam z dzieciństwa, a które nie przetrwały w rodzinie. Tak było np. z tacą z kotkami. Kiedy znalazłam ją w bytomskim sklepiku TUsz i wiatr, przypomniało mi się, że taka sama była w naszym domu.
Lubię, kiedy jest kolorowo, domowo, przytulnie, kiedy pozornie coś do siebie nie pasuje. Urzekają mnie proste przedmioty typu solniczki pomidorki z lat 80., puszka po chipsach Chio, plastikowy pojemnik na jajka. To czasem rzeczy, które kosztują raptem parę złotych, a sprawiają mi mega przyjemność. Często kupuję coś nowego do kolekcji, ostatnio sporo kubków. Jednak kiedy coś mi się znudzi lub mam czegoś za dużo, sprzedaję to dalej. Od jakiegoś czasu chodzi mi po głowie pomysł na własny sklep vintage.
Opowiedz o paru przedmiotach, które wyjątkowo lubisz.
Na ścianie w salonie wisi mój portret z dzieciństwa, prezent od matki chrzestnej. Został zrobiony na podstawie zdjęcia z wakacji w Międzyzdrojach. Siedzę na kucyku, a obok mnie siedzi mała małpka. Obraz ten zatytułowałam pieszczotliwie Małpa z małpą. Niedawno Marta z @ma.illustories zrobiła dla mnie grafikę wzorowaną na monidle moich dziadków. Zawiśnie nad łóżkiem w sypialni. Szczególnym sentymentem darzę stare krzesło Skoczek, które odnowiliśmy z mężem, a także zielony fotel z salonu znaleziony na śmietniku. Stolarka była w stanie idealnym, więc oddaliśmy go tylko do zaprzyjaźnionego tapicera i voilà.
Jeśli chodzi o ceramikę vintage, bardzo lubię wyroby z Fabryki Porcelitu w Tułowicach, szczególnie kubki. Uwielbiam też wyroby z Pruszkowa czy Mirostowic. Mam nawet mirostowicką lampkę nocną kupioną na Olx za całe 10 zł, poluję jeszcze na mirkowe lustro. Mam nadzieję, że w tym roku uda mi się je zdobyć.
Natomiast konikiem mojego małżonka jest vintage sprzęt audio. Kolumny głośnikowe, amplituner, wzmacniacz czy kolorofon disco, wszystko z lat 70. i 80. Rzeczy, którymi urządzamy mieszkanie, muszą być wyjątkowe, inne, nietuzinkowe i przede wszystkim wiekowe. Uważam, że kiedyś wszystko było solidniejsze i dobrze zaprojektowane. Obecnie przedmioty nierzadko są marnej jakości.
Co porabiacie w wolnym czasie?
Muszę przyznać, że relaksuje mnie sprzątanie, dekorowanie, przestawianie, układanie. Oboje z mężem jesteśmy domatorami. Lubimy przysiąść na sofie z lampką wina i słuchać ciężkiej muzyki, ale kochamy też naturę, a w szczególności las i jesienne grzybobrania. Często chodzimy też do kina, szczególnie w niedzielę. Tym miłym akcentem lubimy kończyć weekend. Jeśli chodzi o sport, to mąż uwielbia jeździć na rowerze, a ja od czterech lat wyciskam siódme poty w mojej minisiłowni.