Aurelia i Zwei Frauen

Kimono w konie, sukienka w charty, marynarka w kolorową kratę. Takie właśnie ubrania znajdziecie w Aurelia & Zwei Frauen – marce, której przyglądam się od początku jej istnienia. Wszystko jest takie, jak lubię, czyli kolorowe, ekstrawaganckie i oryginalne w formie. Sporo modeli powstaje z materiałów vintage, dlatego często piękna koszula występuje tylko w jednym egzemplarzu. Niestety ta upatrzona przeze mnie zniknęła, zanim się zdecydowałam, dlatego jeśli coś Wam się spodoba, nie czekajcie!

Jesteście siostrami, jak się ubierałyście, kiedy dorastałyście?

Iza: Jesteśmy bliźniaczkami, więc tego pokrewieństwa nie da się nie zauważyć! Nasz styl zawsze był dość eklektyczny. Dorastałyśmy w latach 80. i 90., kiedy wczesny kapitalizm miał twarz sieci odzieżowej TROLL. Stamtąd, o ile dobrze pamiętam, miałam pierwsze ogrodniczki i bandany. To był czas butików ze szkaradnymi ekspozycjami i plastikowymi manekinami bez głów, ale i pierwszych szmateksów z odzieżą sprowadzaną z Niemiec. NRD-owskie bluzy, dżinsowe koszule, odzież robocza wymieszana z cekinowym bluzkami z gigantycznymi poduszkami w ramionach. Królowały neonowe kolory: cytryna, kiwi, amarant. Kto by tam myślał o ilości chemikaliów, które musiały pokryć tę odzież. O tym pomyślimy za jakieś 30 lat.

Aurelia: Wychowałyśmy się na jednym z gdyńskich blokowisk z dużej płyty. Pamiętam magiel na parterze, z którego zapach krochmalonych pościeli roznosił się na całe osiedle, Ogródek, czyli sklepik z warzywami, kolorowymi napojami w woreczkach i gumami Donald, osiedlowy „lasek”, w którym rosły największe jeżyny i pokrzywy na świecie, pielgrzymkowego papieża w oknach, chodnik pomazany kredą i gromadę dzieci z wyżu demograficznego. Część roku spędzałyśmy w Poznaniu u rodziny mamy. To była zawsze podróż do innego świata. Można śmiało powiedzieć, że arystokratycznego, gdyż wywodzą się z Popielów – o czym mama przypomina do dziś, kiedy widzi, że coś jest niewyprasowane (podobnie jak wtedy, gdy w dzieciństwie wracałyśmy do domu z dziurawymi rajtuzami). W Poznaniu był fortepian, była też moda, którą kochała babcia. Była bardzo wysmakowaną kobietą, ubrania z „Burdy” szyła dla całej rodziny. Dziadek fotografował, z pasją dokumentował życie rodziny. Te zdjęcia, dziś bezcenne, pokazują miasto lat 50. i 60., rodzinne wakacje nad morzem, spotkania przy stole u prababci.

Czyli dzięki babci moda stała się i waszą pasją.

I: Moda zawsze była istotnym elementem naszego życia. Wyrażała to, co w danym czasie chodziło nam po głowie. Nam lub tym, które nas ubierały, czyli babci i mamie. Od małego nosiłyśmy dość odważne kreacje, np. importowane, czerwone futerka, w których pomaszerowałyśmy na Święto Zmarłych, czy recyklingowe sukienki komunijne. Z takim spojrzeniem na modę i estetykę weszłyśmy w dorosłość, więc naturalne było u nas przekonanie, że najpierw same coś wynajdziemy, uszyjemy, a w ostateczności kupimy. I nigdy się na tym nie sparzyłyśmy. W pewnym momencie brakowało już miejsca w szafie na ubrania z drugiej ręki.

Moda nie była jednak waszym pierwszym wyborem zawodowym.

A: Obie ukończyłyśmy studia humanistyczne. Większą część życia zawodowego spędziłyśmy na edukacji artystycznej i arteterapeutycznej. To był bardzo intensywny czas. Ja po paru latach postanowiłam zająć się kreacją. Rozpoczęłam studia w Międzynarodowej Szkole Kostiumografii i Projektowania Ubioru. Po jakimś czasie, a mianowicie w lipcu 2020 roku, spotkałyśmy się z Izą na dachu jednego z budynków naszego miasta, by porozmawiać o tym, co chcemy robić. Kilka miesięcy później robiłyśmy już zdjęcia naszej pierwszej upcyklingowej kolekcji „El Sole”.

Jaki był pomysł na markę?

I: Właściwie od początku było wiadomo, że będzie to moda w duchu zero waste. Zanim połączyłyśmy siły, Aurelia przygotowała pierwsze prototypy, które już wówczas bardzo spodobały się osobom z najbliższego otoczenia. Projekt kimona, które stało się naszym flagowym produktem, powstał jeszcze w MSKPU. Dla mnie zaś stało się jasne, że Aurelia & Zwei Frauen będzie naturalną kontynuacją naszej współpracy, która rozpoczęła się przy Zwei Frauen 10 lat temu. Wówczas na redizajn mebli, którym chciałyśmy się zajmować, było chyba jeszcze za wcześnie. Ale ewidentnie kosmos zaczął nam sprzyjać, bo to, co jest w naszym DNA, czyli przetwarzanie, reperacja i kreacja, stało się w końcu pożądane, a nawet konieczne w obliczu katastrofy ekologicznej, której jesteśmy świadkami.

A: DNA marki to przede wszystkim projektowanie oraz produkcja odzieży w obiegu zamkniętym, co ciągle dla sporej grupy Polaków brzmi dość tajemniczo. Tak naprawdę sama idea jest prosta. Branża odzieżowa generuje więcej dwutlenku węgla niż lotnictwo i jest drugim co do wielkości konsumentem wody na świecie. Odejście od konsumpcyjnego modelu fast fashion na rzecz zrównoważonej mody, czyli umiarkowania i uważności w zakupach, jest już koniecznością, a nie wyborem. W naszych projektach wykorzystujemy przede wszystkim materiały z recyklingu, które pozyskujemy z różnych źródeł. Z second handów, ze zbiórek charytatywnych oraz od osób prywatnych. Mamy najwyraźniej szczęście do ludzi, ponieważ sporo unikatowych tkanin dostajemy np. od mieszkanek Gdyni, zwłaszcza od tych, które miały tzw. pływających mężów, czyli od wspaniałych pań marynarzowych. Ostatnio zachwycającymi materiałami z Wysp Świętego Tomasza i Książęcej podzieliła się z nami graficzka Anita Wasik. Kolejnym źródłem są deadstocki, czyli tkaniny, które zalegają w szwalniach i często są zmorą krawcowych.

I: Ideę ograniczania konsumpcji i włączania recyklingu w projektowanie realizowałyśmy już jako Zwei Frauen. Wykorzystywałyśmy m.in. drewno z deadstocków czy potłuczoną ceramikę. Potrzeba tworzenia była w nas już od dzieciństwa. Najatrakcyjniejsze było to, co wyobrażone, niekompletne, dlatego kochałyśmy i kochamy ryneczki oraz targowiska. Lalka bez oka, kolorowe kulki, sztuczne kwiaty, można by długo wymieniać.

Kolejna rzecz, która nas określa, to egalitaryzm. Sprzedaż oraz dzielenie się tym, co wypracowałyśmy, powinny się równoważyć. W marki takie jak nasza, które podpisują się jako zero waste, wpisana jest misja. Temat upcyklingu w Polsce to nadal egzotyka i kosztowna fanaberia. Jesteśmy krajem na dorobku, na etapie wielkiej miłości do konsumpcji. Dlatego tak ważne są pełna transparentność, informowanie o tym, czym jest moda z recyklingu, jak powstają ubrania i co składa się na ich koszt.

Jakie są wasze ubrania?

A: Takie, jakie same chciałybyśmy nosić. Marka powstała też dlatego, że nie mogłyśmy znaleźć w sklepach czegoś dla siebie. Branża odzieżowa nie należy do najmniejszych, ale rzeczy, które widywałyśmy na polskim rynku, nie do końca spełniały nasze oczekiwania estetyczne albo jakościowe. Zakup zawsze był kompromisem.

Kiedy decydowałyśmy się na własną markę, nie chciałyśmy powielać modelu linearnego – kup, ubierz, wyrzuć. Naturalnie wybrałyśmy tkaniny z odzysku, nie tylko ze względów etycznych, lecz także ze względu na ich unikatowość i jakość. Bo która z dzisiejszych tkanin wytrzyma 20 lat? Tkaniny z lat 60. czy 70. to wspaniałe wzornictwo, z którego w projektowaniu użytkowym czerpiemy do dziś.

Projektowanie z materiałów z drugiego obiegu to wspaniała antropologiczna przygoda, ale też bez wątpienia bardzo angażujący proces. Odszycie modelu to jedno, pozostaje jeszcze cały proces sprzedaży: odpowiednie zdjęcia, opis. A to wszystko dla jednej sztuki!

I: Kochamy również skandynawskie wzornictwo, które wykorzystuje elementy folkloru, baśni i szeptanych historii. W polskich tkaninach vintage szukamy wspomnień z dzieciństwa. I tak stworzyłyśmy kimona z Pszczółką Mają czy Smerfami.

W projektowaniu liczą się dla nas łączenie przeszłości z przyszłością oraz eklektyzm. Poza kolekcjami z recyklingu realizujemy też kolekcje ze zdolnymi graficzkami, m.in. z Anią Lubińską czy Anią Rudak, której print z końmi niejako sam do nas przywędrował. Ania poprosiła nas o uszycie spersonalizowanego kimona z tym niezwykle eleganckim wzorem i tak zaczęła się nasza współpraca. Jesteśmy przekonane, że łączenie potencjałów w projektowaniu przynosi wspaniałe efekty.

A: Projekty z printami są całoroczne, odeszłyśmy od sezonowości. Część printów przygotowują zaprzyjaźnione artystki, część, jak np. ukochana przez nasze klientki balonowa sukienka w landrynkowych kolorach Bianca czy top Ciao Ciao w sycylijskie mandarynki, to nasze autorskie wzory. Staramy się również, aby niektóre z projektów miały charakter unisex. Pikowane kamizele czy bluzę Miki Rurka z printem Ani Lubińskiej kupują też panowie.

Gdzie powstają ubrania?

I: W naszym zespole jest najlepsza na świecie krawcowa – pani Natalia. Odszywa zaprojektowane przez nas kolekcje w pracowni w Gdańsku. My mamy w Gdyni małą pracownię, w której już się nie mieścimy. Szukamy większej przestrzeni. Projektowanie z tkanin z recyklingu wymaga miejsca i znalezienie tego odpowiedniego to nasze najpilniejsze zadanie na nowy rok.