Barbara Janczak: Urządziłam się tu w stylu DIY

„Do Krakowa trafiłam na studia i szybko miałam poczucie, że to moje miejsce. Choć przez chwilę mieszkałam w Hiszpanii i Chinach, ostatecznie to tutaj zakotwiczyłam. Tu znalazłam środowisko, które bardzo mi odpowiada” – mówi projektantka i artystka Barbara Janczak, którą odwiedzamy w jednej z krakowskich kamienic. Mieszkanie wypełniają jej własne prace, dzieła zaprzyjaźnionych artystów i znaleziska z drugiej ręki. Barbara ukończyła Wydział Grafiki na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, zajmuje się działaniami interdyscyplinarnymi, wykłada na Uniwersytecie Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie. Jednym z jej projektów jest kolekcja żakardowych tkanin Animalsi z motywem żaby, ośmiornicy i tygrysa. 

Od kiedy tu żyjesz i jak wyglądała przestrzeń, kiedy tu trafiłaś?

Mieszkam tu już około 10 lat. Długo szukałam tego mieszkania. Zwiedziłam bardzo dużo innych, ale kiedy trafiłam tutaj, to pomyślałam sobie, że to jest to. Na początku było dość drogie, z czasem – i zapewne brakiem zainteresowania – cena spadała. Przestrzeń nie wyglądała wtedy zachęcająco. Od strefy wejściowej nie było drzwi do dzisiejszej kuchni, a ściany przedpokoju były wyłożone listwami PCV, mała kuchnia znajdowała się pod antresolą, na ścianie zostawiłam w tym miejscu oryginalne kafelki. W całym wnętrzu stały cztery szafy i dwa tapczany. 

Jakie wnętrze chciałaś stworzyć?

Urządziłam się tu w stylu DIY. Zachowałam oryginalny kaflowy piec i parkiet. Przy różnego rodzaju demontażach pojawiały się ciekawe elementy jak stara warstwa farby na ścianie czy futryna. Podobała mi się myśl, że pracuję z tym, co zastałam i mogę to ewentualnie wcielić w obraz mojego nowego mieszkania. Między sypialnię a salon wstawiłam stare kamieniczne drzwi, które pierwotnie były drzwiami zewnętrznymi, mają nawet skrzynkę na listy. Oba skrzydła są podobne, ale jak się okazało po fakcie, nie są parą. 

Szczególnie dumna jestem z łazienki, którą zaprojektowała dla mnie moja przyjaciółka (Marzenka z Enkelt Studio). Zaraz po remoncie byłam tak oczarowana moim powder roomem, że chodziłam sobie tam pić herbatę.

Przez pięć lat studiów mieszkałam w akademiku ASP przy Kapelance, który był wyjątkowym miejscem. Niemal wszystko sklecone ze śmieci, wykorzystany każdy kawałek drewna, pokoje zawalone malarstwem, rysunkami, ściany w graffiti. Kreatywność wylewała się z tych wnętrz. Podczas jednych wakacji przeprowadzono remont, ale po miesiącu wszystko wróciło do poprzedniego stanu. Może stąd lubię eklektyzm i staram się zachować podobnego ducha w tym mieszkaniu. Przynoszę tu różne rzeczy i lubię, jak pasują do siebie na zasadzie kontrastu. Wnętrze mieszkania żyje i zmienia się razem ze mną. Wiele z rzeczy, które tu mam, to pamiątki, rzeczy, które dostaję od znajomych, a czasem znajduję na ulicy. Na ścianie wiszą ceramiczne odpady z pracowni Wojtka Sobczyka, grafika z psem na wulkanie Ani Juszczak, święty Krzysztof Agnieszki Piksy malowany na szkle, obraz Dawida Czycza czy zniszczone lustro znalezione pod klatką. Mam też kilka rysunków Marcina Dymka i innych artystów. Bardzo lubię moją kolekcję, każde dzieło sztuki przypomina mi o bliskiej osobie. Jest też aluminiowa kompozycja przywieziona z Cypru. Znalazłam ją w sklepie ze starociami. Podobno w latach 70. przywieźli ją z Gwinei Bissau angielscy kolekcjonerzy. Ja przetransportowałam ją do Polski samolotem Ryanaira. Moi współpasażerowie bardzo się dziwili, że z czymś takim wpuszczono mnie na pokład, a ja po prostu przeszłam przez kontrolę, nie patrząc nikomu w oczy. Mam też sporo przedmiotów, które zwyczajnie mnie bawią, w tym kolekcję ceramicznych piesków, wykonanych przez moich rodziców po przejściu na emeryturę. Proszę, oto fioletowy jamnik.

 

Projektujesz, tworzysz, ale i uczysz. Czy szybko czułaś, że ASP to twoja droga?

Od kiedy pamiętam, wiedziałam, że chcę robić coś związanego z obrazem, coś wizualnego. Kiedy byłam w przedszkolu, ktoś spytał, gdzie pójdę na studia i już wtedy odpowiedziałam, że na ASP do Krakowa. O istnieniu tej uczelni wiedziałam, jako że moja starsza kuzynka aspirowała, by właśnie tam studiować. A ja jako mała dziewczynka byłam zafascynowana nią i glinianymi domkami, które tworzyła, by sprzedawać je turystom odwiedzającym Kraków. 

Podczas studiów byłam przekonana, że będę tylko i wyłącznie projektować graficznie, ale życie zweryfikowało te plany. Przez jakiś czas prowadziłam działalność gospodarczą i zajmowałam się głównie identyfikacją wizualną i składem książki. Pracowałam też w kilku studiach projektowych. Było to bardzo satysfakcjonujące, ale czułam, że nie jestem w stanie ciągle gonić za nowymi zleceniami. Szukałam pewnego rodzaju stabilności i tak trafiłam na uczelnię. Zaczęłam wykładać, od czasu do czasu zajmując się innymi projektami. Nowy układ pozwolił mi na zwolnienie tempa oraz zajęcie się także rzeczami, które niekoniecznie miały uzasadnienie finansowe.

Kiedy zaczęłaś pracować z tkaniną?

W 2022 roku w ramach pracy nad doktoratem przygotowywałam wystawę „To, czego chcesz, tłumaczy kim jesteś”, opartą o moje wspomnienia z lat 90. Pojawiły się tam między innymi metalowe formy, które potrzebowałam zestawić z czymś miększym. Pomyślałam o tkaninie żakardowej. Zwróciłam się do zakładu Texpol, który wykonał mój projekt. Wyglądały trochę inaczej niż te, które robię teraz. Bazowały na glitchu, były pewnego rodzaju szumem. Niedługo potem nawiązałam kontakt z Izą Sojką z firmy MOST i zaczęłyśmy regularną współpracę. Ja projektowałam, a ona zajmowała się produkcją. Przy okazji tego, że musiałam zrobić stopień naukowy, zobaczyłam, że jest dla mnie jakaś nowa ścieżka, zobaczyłam niszę. Teraz realizuję również tkaniny wielkoformatowe, na potrzeby własnych projektów artystycznych.

 

 

Bławatek Stokrotka

Tygrys

Dziś współpracujesz z marką MOST, stworzyłaś serię pledów, które mogą też być potraktowane jak gobeliny. Jak powstał pomysł na wzory?

Z perspektywy czasu rozpoznaję w tych kompozycjach ducha mojej ukochanej cioci Gosi. Gosia miała (i ma) dryg do wyszukiwania zabawnych przedmiotów. Wypełniała swój pokój najbardziej absurdalnymi, kolorowymi gadżetami. Wiele z nich miało twarze lub przypominało zwierzęta. Ostatnio opowiadała mi, że kupiła sobie zegar z kukułką pod Halą Targową. Potem okazało się, że zegar ma felerek: kukułka mówi tylko jedno „ku…”. Lubię myśl, że i ja mogę wywołać u kogoś uśmiech, jakieś przewrotne skojarzenie.

Wzory rozpłaszczonych zwierząt nawiązują do tradycyjnych tybetańskich dywanów. Pomyślałam, że chciałabym się otulać jakąś konkretną jakością, na przykład męskim, choć miękkim tygrysem. Albo zawijać się czymś, co ma absurdalnie dużo odnóży. Tygrysa rysowałam najdłużej, paręnaście wersji w ciągu dwóch lat. Iza przeklinała przy każdej poprawce. Żaba po prostu do mnie przyszła; była gotowa od samego początku.

Sama praca z żakardem nie jest łatwa, to dość kapryśna tkanina. Masz podgląd projektu w komputerze, mniej więcej można zgadnąć, jak będzie wyglądał po utkaniu, ale w praktyce często wychodzi inaczej.

 

Z czego to wynika?

Możliwości splotów nici jest bardzo wiele i soft komputerowy, mimo że zaawansowany, nie oddaje ostatecznego efektu. Każdy splot oznacza nie tylko wygląd, zmianę koloru, faktury, ale również inne właściwości taktylne tkaniny. Dodatkowo po utkaniu czasem okazuje się, że dane sploty nie chcą koło siebie leżeć, tworzą na styku dziwny glitch. Dobór odpowiednich splotów do żmudna i długotrwała praca. Bardzo się cieszę, że nie ja ją wykonuję, tylko Iza.

 

Czy tkaniny były obecne w twoim domu rodzinnym?

Pochodzę z województwa łódzkiego, z Opoczna, gdzie była zresztą duża firma tekstylna, która upadła w latach 90. Pamiętam żakard i siermiężność ówczesnego wzornictwa, która mnie zawsze pociągała. Myślę, że to wybrzmiało w mojej wystawie doktorskiej. Próbowałam wtedy faktycznie wejść w swoje wspomnienia. Pamiętam, że lubiłam wzory i zawsze miałam chęć, żeby je poprawiać albo przestawiać. 

Szczególnie lubiłam bezpretensjonalność i prostotę wzorów kuchennych ścierek i ręczników. Do dziś mam sentyment do popularnego wzornictwa przełomu lat 80. i 90. Dla mnie kwintesencją dizajnu tego okresu jest powtarzalność tego samego wzoru w 100 kolorach i nośnikach. Mój gust opiera się na zwykłości, prostocie i poczuciu bliskości. Myślę, że to widać w moich projektach.

Yin Yang

Motyl