Bartek Borkowski:
Poznań mnie zmienił
Jesteśmy w pięknym Poznaniu, gdzie odwiedzamy Bartka Borkowskiego mieszkającego z partnerem Kamilem i psem Biszką. Bartek prowadzi popularny profil instagramowy Człowiek Śmieć, a o sobie mówi: „największy poznański śmieciarz” i nie bardzo da się z tym stwierdzeniem dyskutować. Niemal wszystko, co wypełnia jego mieszkanie, jest znalezione na śmietniku, a jeśli nie, to na pewno jest z drugiej ręki. Mieszkanie ma 99 m2 i klasyczny układ z długim korytarzem i pomieszczeniami po obu jego stronach. W jednym z nich mieści się pracownia Bartka, w której odnawia meble.
Jak trafiłeś do Poznania i tego mieszkania?
Jestem ze Śląska, a w Poznaniu mieszkam niemal trzy lata. Przyjechałem tu za miłością. Tamto uczucie się skończyło, ale pojawiło się nowe! To moje trzecie wynajmowane w tym mieście mieszkanie, żyję tu od ponad roku. Razem z partnerem nadal nad nim pracujemy. Niemal wszystko, co tu zgromadziliśmy, znaleźliśmy w ciągu ostatnich 12 miesięcy. Gdy wprowadziliśmy się do mieszkania, wymagało ono remontu. Deski w korytarzu były wyłożone starą wykładziną, pod którą kryło się mnóstwo warstw farby, parkiet w pozostałych pomieszczeniach był bardzo zniszczony, w kuchni znajdował się jedynie zlew, cała reszta pomieszczeń była zapuszczona i pusta, a ściany popękane i zagrzybione, generalnie ruinka. W zamian za remont płacimy za nie właścicielowi niewielki czynsz. Mamy wolną rękę co do wystroju i tak kawałek po kawałku własnymi siłami odnawiamy mieszkanie. Do wykończenia pozostała łazienka oraz odmalowanie futryn, drzwi i okien. I to będzie już wszystko.
Kiedy zacząłeś się interesować dizajnem vintage i poszukiwać ciekawych obiektów na śmietnikach?
Poznań mnie zmienił. To tu zaczęły mnie interesować starocie, tu zacząłem zajmować się renowacją mebli, choć wcześniej zupełnie mnie to nie ciekawiło. Dziś robię to zawodowo. Zaczęło się od tego, że kiedy przeprowadziłem się do tego miasta, wynajmowałem pokój, który chciałem nieco odświeżyć. Na Instagramie zobaczyłem, że dość popularne zaczęły się robić poszukiwania mebli na śmietnikach. Moim pierwszym znaleziskiem były doniczki, na które wpadłem, idąc do sklepu. Wtedy zabranie ich ze sobą wymagało przełamania poczucia wstydu. Nigdy wcześniej nie zabrałem do domu nic ze śmietnika, nie miałem jeszcze tej pewności, którą mam dziś. Z czasem podczas każdego spaceru po osiedlu rozglądałem się za czymś nowym. Kolejno znalazłem komodę, która dziś stoi w korytarzu. Dość amatorsko przeprowadziłem jej renowację. Wyszło dobrze, a co ważniejsze spodobał mi się sam proces.
Dziś zajmujesz się renowacją profesjonalnie. Jak zdobywałeś wiedzę o tej sztuce?
Nie chodziłem na żadne kursy, uczyłem się sam, z tego co było dostępne w internecie. Próbowałem i próbowałem. Łapałem dość szybko, miałem do tego smykałkę. Dziś prowadzę warsztaty i odnawiam meble dla indywidualnych klientów. To ciekawa praca. Choć meble są zazwyczaj z tej samej epoki, każdy jest inny, inne rzeczy są do zrobienia, do każdego trzeba podejść inaczej. Każdego dnia robię coś nowego. Odświeżam meble, ale nie odrestaurowuję ich tak, by wyglądały jak nówka sztuka ze sklepu. Lubię, gdy widać na nich ich historię. Zawsze też staram się zachować jak najwięcej oryginalnych detali. Czasem, gdy znajdę na śmietniku mebel, z którego nic już nie będzie, odkręcam uchwyty, które wykorzystuję przy innym meblu z epoki.
Co w tym mieszkaniu jest ze śmietnika?
Zdecydowanie łatwiej mówić co z niego nie jest! W kuchni to jedynie sosnowe szafki, znalezione za darmo na OLX, które tylko przemalowaliśmy. Ze śmietnika jest wszystko, począwszy od lodówki i piekarnika, na książce kucharskiej ze śląskimi przepisami skończywszy.
Jest tu coś, co ma ciekawą historię?
Tak jest niemal ze wszystkimi przedmiotami. Na przykład z mirostowickim serwisem Agat. Kilka dni przed swoimi urodzinami znalazłem filiżanki i mlecznik, a na urodziny dostałem od partnera dzbanek. Wyglądają jak z jednego kompletu.
Zaraz po przeprowadzce do tego mieszkania na jednym z okolicznych śmietników znalazłem dość drogo wyceniany wazon z Krakowskiego Instytutu Szkła. Pomyślałem, że to będzie dobre miejsce do życia! Niską komodę stojącą w salonie znaleźliśmy 50 metrów od domu. Choć sporo osób próbowało mnie namówić na jej sprzedaż, została z nami. Regał przeszedł do mnie z mieszkania znajomej. Był sporo większy. Żeby wyglądał zgrabniej, postawiłem go do góry nogami i ściąłem kawałek z wysokości. Bardzo go lubię. I tak jest zazwyczaj, że ten ostatni zrobiony mebel wyjątkowo mnie cieszy.
W sypialni stoi łóżko z Ikei, oczywiście ze śmietnika. Szafeczki nocne to peerelowskie półki używane najczęściej w łazienkach. Też ze śmietnika. Przemalowałem je, bo materiał, z którego były wyprodukowane, wyblakł.
Kredens, który stoi w jadalni, dostaliśmy od znajomych. Stał tak przez rok, zanim zabrałem się za renowację. W tym czasie rozbiła się jedna ze szklanych półek. Niedawno na jednym ze śmietników znalazłem sporo pociętego szkła. Wymierzyłem półkę w kredensie, miała 98 na 26 cm. Stwierdziłem: co za dziwny wymiar. Wróciłem na śmietnik z miarką. Okazało się, że jedna ze szklanych tafli ma dokładnie ten wymiar! To są sytuacje, które mnie bardzo cieszą. Mam wrażenie, że czasami się tak dzieje, że potrafię sobie coś wymanifestować. Myślę: ale by mi się to przydało, tak by było fajnie to mieć. I w końcu to coś znajduję. Staram się nie kupować nowych przedmiotów. Najpierw myślę o nich parę miesięcy i w końcu to znajduję!
Czy te śmietnikowe spacery są zaplanowane? Czy znajdujesz coś zupełnie przypadkiem?
Tak, celowo robię spacery po wybranych śmietnikach. Najczęściej z psem. Łączymy przyjemne z pożytecznym. Im więcej i częściej chodzi się na poszukiwania, tym większa szansa na znalezienie czegoś ciekawego. Przedmiotów znajduję tyle, że dziś większość z nich sprzedaję. Oprócz renowacji mebli prowadzę na Instagramie sklep ze starociami, ceramiką, bibelotami. Co jakiś czas wymieniam w domu to, czego sam używam. Za dużo rzeczy mi się podoba, zbieram, zbieram, w końcu stwierdzam, że czegoś muszę się pozbyć. Choć teraz staram się zachowywać tylko to, co skrada moje serce.
A jakie przedmioty je skradają?
Obecnie najchętniej do domu przynoszę to, czego jeszcze wcześniej nie widziałem, unikaty. Ale też wyjątkowo lubię ceramikę, wazony. Wszystkie, które mam, również są ze śmietnika. Przynoszę też sporo roślin. Ciężko mi patrzeć na te wyrzucone, myślę: a wezmę do domu, odratuję, najwyżej przekażę dalej. Nie jestem osobą, która się mocno przywiązuje do przedmiotów, nie ma takich, do których mam ogromny sentyment. Gdyby była potrzeba pozbyć się wszystkiego, zrobiłbym to z łatwością.