Brunon & Johnny: W swoim życiu otaczamy się rzeczami, które lubimy

Tekst: Ola Koperda / Zdjęcia: Kachna Baraniewicz

 

Budynek z lat 30. na warszawskim Mokotowie. Dwupokojowe, wynajmowane mieszkanie urządzone z ogromną dbałością o szczegóły ciężkie, kurtynowe zasłony, mnóstwo roślin, sporo starannie dobranych bibelotów z historią i klasyki polskiego dizajnu. Całość w szlachetnej kolorystyce. Mieszkają tu Brunon, Johnny oraz 3 koty: Herhor, Grażynka i Persu.

Obaj jesteście z Warszawy.

Brunon: Tak, urodziłem się w szpitalu zaledwie ulicę dalej. Dzieciństwo spędziłem właśnie tu, na Mokotowie.

Johnny: Ja także jestem z Warszawy, większość swojego życia spędziłem na Ochocie, ale z Mokotowem również jestem związany, to tu chodziłem do technikum odzieżowego.

Brunon: Wspólnie zamieszkaliśmy na Starym Żoliborzu, a po kilku miesiącach postanowiliśmy wrócić na Mokotów, którego bardzo mi brakowało.

 

 

 

 

 

 

 

Jak trafiły do was koty?

Brunon: Rok temu pojechaliśmy do jednej z kocich fundacji na Pradze-Południe po jednego kota, a wyszliśmy z trzema! Persu miała koleżankę, Grażynę, więc nie mogliśmy ich rozdzielić (śmiech).

Johnny: Brunon od razu złapał więź z kotkami, ja za to usiadłem na kanapie, a z koszyka obok mnie wyszedł czarny, majestatyczny kot.

Brunon: Było widać, że to Herhor wybrał sobie Johnnego, dlatego musieliśmy wrócić do domu w piątkę.

Co robicie zawodowo?

Johnny: Skończyłem m.in. projektowanie ubioru na Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi. Teraz pracuję w firmie odzieżowej, gdzie zajmuję się projektowaniem. Jednocześnie jestem w trakcie tworzenia własnej marki.

Brunon: Ja studiowałem architekturę wnętrz, co zawsze było moją pasją, ale poszedłem inną ścieżką i aktualnie zajmuję się mieszkalnictwem. Pracuję w urzędzie miasta, a od studiów zrobiłem sobie małą przerwę.

 

 

 

 

 

 

 

Od kiedy tu mieszkacie i jakiego mieszkania szukaliście?

Brunon: Mieszkamy tu od 7 miesięcy. Wcześniej żyliśmy w 34-metrowym mieszkaniu, które stało się za małe, kiedy pojawiły się koty. Obecne ma około 60 m2Zależało nam na mieszkaniu w starej kamienicy z wysokimi sufitami i z parkietem. Okolica również była istotna. To mieszkanie nie wyglądało zbyt dobrze, kiedy je oglądaliśmy. Pokoje były wypełnione brązowymi meblami ze sklejki i dywanami, a prawie cały salon zajmowała ogromna sofa ze skaju. Jednak zauważyłem wśród obrazów reprodukcję mojego ulubionego dzieła, tj. Damę z gronostajem, co potraktowałem jako dobry znak.

Jaki był pomysł na to wnętrze?

Johnny: Miało nam się podobać. W swoim życiu otaczamy się rzeczami, które lubimy. Osobiście preferuję minimalizm lat 60. i modernizm z lat 30., które staram się łączyć z orientalnymi dodatkami. Brunon stawia na art déco i różnokulturowe akcenty.

Brunon: Lubimy stare, sprawdzone projekty: meble z okresu od lat 30. do 70., które są ponadczasowe. Oprócz tego staramy się łączyć ze sobą wiele rzeczy, obok Buddy stoi Maryja, wśród roślin różowy flaming, na ścianach wiszą pocztówki. Wszystko stanowi spójną całość, bo przede wszystkim wyraża nas samych.

Co musieliście tu zrobić przed przeprowadzką? Skąd pochodzą poszczególne przedmioty?

Brunon: Trzeba było przemalować ściany i wybrane zabudowy, w których dodatkowo wymieniliśmy gałki. To, czego nie możemy zmienić, to łazienka i zabudowa kuchenna. Naszym pierwszym meblem było biurko, które jest w mojej rodzinie od lat i w końcu trafiło do mnie. Za biurkiem stoi krzesło znalezione w kontenerze na śmieci. Czarny obraz namalowaliśmy sami.

Johnny: Część mebli mamy z domów rodzinnych, część z internetowych licytacji, facebookowych grup lub osiedlowych kontenerów. Większość pojawiała się stopniowo. Np. moje wymarzone biurko znalazłem na grupie “Uwaga, śmieciarka jedzie” i dostałem je za darmo od pani, która pozbywała się wszystkiego z domu. Dodatkowo trafiły mi się 2 kredensy, wszystko w stanie idealnym. Co roku jeżdżę też do Gdańska na Jarmark Dominikański i tam szukam ciekawych rzeczy. To stamtąd mamy m.in. figurkę Maryjki, maszynę do pisania czy gazetownik.

Brunon: Są tu tylko 2 nowe meble: stolik z IKEA i sofa. Cała reszta to vintage.

 

 

 

 

 

 

 

Czy jest coś, co lubicie zbierać?

Brunon: Uwielbiam rośliny i nie mogę przestać ich znosić do domu. Czasem wnoszę je po kryjomu, by Johnny nie widział, że pojawiają się nowe (śmiech).

Johnny: Ja kolekcjonuję np. winyle, ale tak naprawdę to zbieramy po prostu ładne rzeczy. Nigdy nie wiadomo, na co się trafi.

Macie jakieś porady dla osób, które wynajmują mieszkanie, planują je urządzić i chciałyby poczuć się jak u siebie?

Johnny: Nie warto podchodzić do wynajmowanego mieszkania jak nie do swojego, to nasze meble i rzeczy mogą tworzyć “dom”, mogą z nami podróżować. To dzięki nim w nowych miejscach będziemy czuć się “u siebie”.

Brunon: Coraz więcej osób decyduje się na wynajmowane mieszkania, bo wtedy nie ograniczają nas miejsce i kredyt. W każdym momencie możemy się spakować i przenieść do innej dzielnicy czy miasta. Nie warto czekać na własne mieszkanie i ograniczać się ze względu na miejsce.

Johnny: No i trzeba szukać okazji. W większości nasze meble, które mają historię i wartość, były tańsze niż stolik z IKEA.

Wasz sposób na relaks w domu?

Johnny: To zależy. Lubimy tu spędzać czas ze znajomymi przy winie albo sami z książką i na kanapie, albo z Netflixem i w łóżku.

A jaki był wasz ostatni zakup?

Brunon: Fikus, sofa i kilka płyt.