DESA Home Today: Aleksandra Kujawska

Niemal od roku wyjątkowe projekty z dawnych lat: ceramikę, szkło, tkaniny czy meble możemy znaleźć w DESA Home, czyli odnodze domu aukcyjnego DESA Unicum. A teraz światło dzienne ujrzał nowy projekt: DESA Home Today, czyli współczesne obiekty w limitowanych seriach, tworzone przez wybitnych polskich twórców.

Jedną z osób zaproszonych do współpracy jest pracująca ze szkłem projektantka i artystka Aleksandra Kujawska. Mieliśmy szansę towarzyszyć jej w jednej z hut, podczas procesu tworzenia przez nią szklanych dzieł.

O sobie mówi: „Interesują mnie relacje człowieka z naturą, ludzkie pragnienia i emocje związane z atawistyczną potrzebą kontaktu z przyrodą i wspólnotą. Na tym koncentruję się w swojej twórczości”.

Aleksandra ukończyła Państwowe Liceum Sztuk Plastycznych na kierunku Szkło Artystyczne w Jeleniej Górze-Cieplicach w klasie szkła artystycznego Władysława Czyszczonia, w Katedrze Szkła Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu studia magisterskie w pracowni prof. Kazimierza Pawlaka, Podyplomowe Studia – Szkło w Architekturze, Specjalizacja Witraż w pracowni prof. Ryszarda Więckowskiego, Międzywydziałowe Studia Doktoranckie w pracowni prof. Beaty Mak-Soboty. Obecnie przygotowuje się do obrony doktorskiej, pisze dysertację i realizuje szklane obiekty. 

Ze swoimi projektami brała udział w kilkudziesięciu wystawach. Jedne z ostatnich zdobytych przez nią nagród to zwycięstwo w 2021 w nowej kategorii Rzemiosło w konkursie Dobry Wzór, najstarszym polskim konkursie wzorniczym organizowanym przez Instytut Wzornictwa Przemysłowego. Zaprezentowała tam wykonany ręcznie, dmuchany do drewnianej formy projekt Kieliszków Księżycowych. W tym samym roku otrzymała wyróżnienie w międzynarodowym konkursie Design Educates Awards za projekt Glass Garden, a jej seria rzeźb „Toys” dostała nagrodę MUST HAVE na Łódź Design Festival. „Toys” powstały podczas pandemii: Zmęczona miesiącami zabezpieczania podstawowych spraw związanych z przetrwaniem w izolacji, zapragnęłam stworzyć abstrakcyjne, nieoczywiste obiekty. Tak powstały zabawki: Comet, Planets, Sun, Moon, Star. Ich przeznaczeniem jest odwracanie myśli od dnia codziennego. Kontemplacja kształtu, koloru, gry światła przepuszczonego przez szklaną formę. Bąble powietrza zatrzymane w szkle układają się w konstelacje. Zestawione ze światłem wchodzą w relację z otoczeniem, wyświetlając mapy kosmosu”. 

Przez lata wiele razy zmieniałaś miejsce zamieszkania. Była Jelenia Góra, Kraków, Wrocław, Warszawa, od niedawna żyjesz w Gdyni. A gdzie się wychowałaś?

Urodziłam się w Wielkopolsce, w Kole – mieście majoliki, fajansu i ceramiki. Do czwartego roku życia mieszkałam w Kłodawie, w domu dziadków z dużym ogrodem. Później ze względu na pracę taty trafiliśmy do górniczego miasta na Dolnym Śląsku. Ta przeprowadzka była dla mnie trudnym doświadczeniem. Z pięknego domu przeniosłam się na ogromne, szare blokowisko, wokół którego były kolejne identyczne blokowiska w kształcie gigantycznych kręgów, każde z identyczną szkołą na kilka tysięcy dzieci w identycznych kombinezonach kupionych w sklepie dla górniczych rodzin i supersamem. Z okna mieliśmy widok na rosyjską bazę wojskową. Nawet podobały mi się te radary wystające ponad las. Ściany bloków wyłożone były szkliwionymi kafelkami, które czasem odpadały. Podczas spacerów zbierałam ich błękitne odłamki i szkiełka z ulicy. Fascynowała mnie ich barwa i materia. To były skarby przypominające, że istnieją magiczne światy.

Niemal całe miasto zamieszkiwali młodzi ludzie z dziećmi, wszyscy przyjezdni, oderwani od rodzin i korzeni. Bardzo ciekawe zjawisko socjologiczne, które nie wszyscy dobrze znosili. W tym czasie w Polsce następowały zmiany ustrojowe. Dobrze pamiętam wydarzenia lat 80. w naszym mieście. Demonstracje, górników zabitych na naszych oczach, ludzi mierzących do nas z karabinów. Jako kilkuletnia dziewczynka stałam nad ogromną kałużą krwi, świstały petardy, paliły się mieszkania, a moja matka w środku Europy krzyczała: Nie zabijajcie moich dzieci!”. Od zawsze czułam potrzebę, by zapomnieć o tym okresie mojego życia. Jednak zostało to we mnie, z takim bagażem wyszłam z dziecięcych lat. Może dlatego moje prace często są mroczne. 

 

Już w trakcie nauki w liceum zamieszkałaś w internacie. 

Chciałam jak najdalej uciec z tego miasta. Pojechałam z tatą do pobliskiego Wrocławia i Jeleniej Góry-Cieplic Śląskich-Zdrój, by obejrzeć tamtejsze licea plastyczne. Kiedy w Cieplicach zobaczyłam piękny pałacowy budynek z Karkonoszami w tle, wiedziałam, że chcę tam zostać. Kierunek – szkło artystyczne – także mnie zachwycił. Dostałam się i to było pięć wspaniałych lat z nauczycielami dziś zapisanymi na kartach historii sztuki szkła. Zajęcia z artystą szkła, rzeźbiarzem Władysławem Czyszczoniem oraz zajęcia z rzeźby z prof. Janem Supersonem były na bardzo wysokim poziomie. Bylejakość nie wchodziła w grę. Nauczyciele nazywali mnie tytanem pracy, odcięta od rodziny przez pięć lat skupiłam się na pracy twórczej, robiłam to, co kochałam. Po lekcjach spędzałam sporo czasu na jednoosobowym kółku szklarskim u wspaniałego Mieczysława Buczyńskiego, długoletniego pracownika Muzeum Karkonoskiego i w lokalnym BWA. Świat sztuki pochłaniał mnie zupełnie. Uszczęśliwiało mnie to. 

 

 

Jak to się stało, że w tak młodym wieku wiedziałaś, że chcesz uczyć się pracy ze szkłem? Czy w domu rodzinnym zwracano uwagę na przedmioty?

Rodzice kochali sztukę, mama kupowała olejne obrazy, piękne przedmioty, starała się kreować nasze domowe otoczenie. W domu dziadków zbierało się kryształy, porcelanę. Pamiętam lustrzany, podświetlany barek w tzw. Swarzędzach” wypełniony skrzącym się, głęboko rżniętym szkłem. Kiedy dziadek otwierał jego drzwiczki, działa się magia, robiło to na mnie ogromne wrażenie. 

Najistotniejszym wydarzeniem, które wpłynęło na moje postrzeganie świata, było jednak co innego. Kiedy miałam około 10 lat, byłam na szkolnej wycieczce w Warszawie. Zwiedzaliśmy między innymi Starówkę, gdzie zobaczyłam witrynę galerii, w której stały ogromne, szklane, bezbarwne, kokonowate, abstrakcyjne rzeźby. Stanęłam przed szybą i nie mogłam oderwać wzroku. Pierwszy raz widziałam coś takiego. Nawet teraz, kiedy to wspominam, mam ciarki! Po latach dowiedziałam się, że były to rzeźby Zima Henryka Albina Tomaszewskiego. To doświadczenie we mnie zostało. Choć mogłam wybrać szkołę we Wrocławiu, który był bliżej domu rodzinnego, świadomie, po kontakcie z tymi pracami wybrałam Cieplice i szkło. 

 

Tworzysz obiekty, które budzą emocje, zapadają w pamięć. Eksperymentujesz z formą i kolorem. Od zawsze bliżej ci do przedmiotów unikatowych niż produkcji przemysłowej?

I wzornictwo, i sztuka szkła są mi bliskie. To, co na granicy między nimi, czyli obiekty unikatowe, to obszar interesujący mnie najbardziej. Choć tak naprawdę moje serce jest po stronie rzeźby. Myślę, że rzeźbiarzom łatwiej jest projektować, bo myślą w 3D. Doświadczenia z Liceum Sztuk Plastycznych nadały kierunek mojej twórczości.

Rynek szkła w Polsce jest trudny, szczególnie jeśli mówimy o współczesnych formach rzeźbiarskich. Poprzez artykuły o szkle i swoją twórczość krok po kroku staram się to zmieniać. Po paru latach zachwytu nad projektami produkowanymi masowo w czasach PRL-u, polskie współczesne szkło powoli, powoli zyskuje na popularności. Dodam, że warto kupować, także prace żyjących artystów!

Jeśli chodzi o wzornictwo, robię krótkie, unikatowe serie. Wszystkich wokół namawiam raczej, by używali przede wszystkim rzeczy, które już mają lub by zbierali to, co inni wyrzucili na śmietnik. Na świecie jest tak dużo przedmiotów. Szklanek, talerzy, wazonów mamy tyle, że chciałabym, żeby to, co tworzę, było pewnym wydarzeniem, obiektem z pogranicza wzornictwa i sztuki. Staram się nie zarzucać świata ogromnymi ilościami projektów. Od setek lat rzeczy wartościowe, wykonywane ręcznie jak np. porcelanowe serwisy, były hołubione, miały specjalne miejsce w domu, wyjmowane były na wyjątkowe okazje, towarzyszyły im rodzinne rytuały, przekazywano je z pokolenia na pokolenie. Bardziej dbamy o przedmioty unikatowe. Chcemy, by były z nami długie lata. Takie obiekty chcę tworzyć. Bardzo bym chciała zaprojektować szkło dla pewnej kultowej huty na południu Polski. Rozmowy trwają, kryzys światowy przeszkadza, ale może się w końcu uda!

 

Jak wyglądają poszczególne etapy pracy nad projektem?

Zaczyna się od emocji, powoli krystalizuje się koncept. Sam proces produkcji jest poprzedzony głęboką analizą. W zależności od pomysłu, który chcę zrealizować, dobieram technikę wykonania, hutę, hutników tak, by najlepiej zrealizować projekt. Pomysły szkicuję ręcznie, następnie wykonuję rysunki techniczne, robię tzw. „wycinek” z papieru, na podstawie którego formierz wykonuje formę hutniczą do dmuchania szkła itd. Czasem sama wykonuję narzędzia hutnicze pomocne mi do dzieła.

Jaki projekt stworzyłaś dla DES-y?

Przygotowałam zestaw Komety: sześć kieliszków i karafkę. Wszystko wykonane jest ręcznie, tradycyjną techniką hutniczą, dmuchane do drewnianej bukowej formy. Każda sztuka ma niepowtarzalny charakter i zdobienia, wynikające z ręcznej pracy w szybkim tempie z półpłynną materią. Korki do karafek docierane są indywidualnie starymi technikami szklarskimi. Do konkretnej karafki pasuje tylko jeden korek. Zestawy są obecnie dostępne w trzech wersjach: bezbarwnej ze szkła kryształowego, rozalinowej i niebieskiej z wysokiej jakości szkła sodowego barwionego w masie. 

Komety mają w założeniu budzić pozytywne emocje, cieszyć, zdobić stół. Stworzone formy są nieco przeskalowane, uroczyste, ale też trochę bajkowe. Przy tworzeniu koncepcji sięgałam do literatury Stanisława Lema, którego twórczość pozostaje moim niewyczerpanym źródłem inspiracji. Geometryczne kształty karafki i kieliszków przywodzą na myśl spadające komety, kule ognia ze wspaniałym skrzącym ogonem. Stąd kulisty, efektowny, sferyczny korek do karafki i trójkątny stożkowaty kształt jej brzuśca, z reliefowym, liniowym zdobieniem. Zdobienia na każdej karafce rozchodzą się dynamicznie, skręcają, wirują. Kieliszki dzięki cienkościennemu dmuchaniu są lekkie i poręcznie, można używać ich dwustronnie, ponieważ noga kieliszka może być jednocześnie czarką. 

 

Czy po latach pracy ze szkłem coś jeszcze cię zaskakuje?

Nieustannie! Ten materiał nadal mnie fascynuje. Żaden inny nie ma takich własności optycznych jak szkło. Możliwość pracy z tą materią jest tak bogata, pomimo iż narzędzia są takie same od setek lat. Od zawsze uwielbiam kolorowe szkło. Nie boję się koloru. Kolor cieszy, daje energię, pomaga formie, jest składową obiektu. Kiedy w hucie spoglądam w żar szklanej lawy, za każdym razem mam metafizyczne wręcz odczucie, że obcuję z żywą materią. Szkło w płynnej postaci promieniuje, świeci. Jego uroda i magia zmienności stanu skupienia są niebywałe. Od drobiny kwarcowego piasku, poprzez fazę płynną, do dowolnej formy stałej nadanej ludzką ręką.

 

Co czujesz, kiedy twój projekt z kartki stoi gotowy przed tobą?

Euforię. To niezwykłe uczucie. Mogę być w najgorszym czasie, mieć trudny okres, ale kiedy jestem w hucie, widzę, co powstaje, czuję, że żyję, nabieram wiatru w żagle. Uśmiecham się.