Jedną z moich ukochanych zabaw w dzieciństwie było fantazjowanie. Uwielbiałam wpatrywać się w ilustracje i wyobrażać sobie, że jestem w lesie na pachnącym dywanie z mchu, chowam się przed ulewą pod grzybkiem, zaglądam do domku krasnoludków.
Antropomorficzne wątki na ilustracjach wspierają dziecięce myślenie animistyczne, które zakłada, że przedmioty nieożywione mają świadomość i moc. Według Bruna Bettelheima, austriackiego psychoanalityka i pedagoga, wiara w niemożliwe jako kanwa postrzegania świata przez dziecko pomaga zaspokajać tak ważną dla niego potrzebę fantazjowania i poczucia cudowności.
Gdy zobaczyłam obrazki Joasi Wojniłko, wiedziałam, że będą w sam raz do marzeń! Do marzeń o miniaturowym świecie pełnym muchomorków, owadów i czarownych zakamarków przyrody.
Joasia studiowała projektowanie graficzne na poznańskiej ASP. Lubi malować pieski, kwiaty i używać różowego we wszystkich odcieniach, a kadry z jej prawdziwego życia, które możemy oglądać na Instagramie, są jak stary czeski film pełen kolorowych, wyblakłych od słońca detali.
„Sztuka jest dla mnie błędem, jest irracjonalna. To gest prosto z serca, które samo siebie czasem ośmiesza, to zabawa bardzo daleka od pytań o pozwolenie i ocenę w dzienniczku”. Taka definicja sztuki, która daje wolność, to impuls do powstawania na jej ilustracjach różowych kwiatów o falistych, rzadkich listkach i pączkach przypominających buźki – jak gdyby zaklęto w nie postaci.