Ewa Jasińska – To mieszkanie, to sentymentalna podróż.

Wywiad: Ola Koperda, Zdjęcia: Michał Lichtański

 

Dziś Kraków, dzielnica Grzegórzki, okolice Hali Targowej, mieszkanie w budynku z lat 50-tych. Mieszka w nim architektka Ewa Jasińska razem z partnerem córką.  Mieszkanie ma okna na dwie strony: wschodnią i zachodnią. Do pomieszczeń wpada piękne popołudniowe światło. Za oknami stoją duże, stare drzewa.

Dzieciństwo, lata szkolne i studenckie spędziłaś w Krakowie.

Ewa: Tak. Dzieciństwo spędziłam na krakowskim blokowisku. Po studiach wynajmowałam parę mieszkań. Na rok, razem z partnerem wyjechaliśmy też do Australii. Ale z góry zakładaliśmy, że wrócimy do Europy. W Krakowie studiowałam architekturę i urbanistykę, a podczas pobytu w Australii projektowanie wnętrz na uniwersytecie w Melbourne. Tam też udało mi się znaleźć pracę w biurze architektonicznym, gdzie miałam przyjemność pracować przy projektach wnętrz komercyjnych oraz mieszkalnych.

Od kiedy mieszkacie w tym mieszkaniu? Jak tu trafiliście?

Ewa: Jesteśmy tu mniej więcej dwa lata. Mieszkanie ma 54 metry kwadratowe. Jak to zazwyczaj w starym budownictwie bywało, ma dwa pokoje i oddzielną kuchnię. Wszystkie pomieszczenia były do remontu. Łazienka, znajdująca się pomiędzy kuchnią i sypialnią, była bardzo mała. Postanowiliśmy zwęzić sąsiadujące z nią pomieszczenia i dzięki temu uzyskać miejsce na umywalkę, której wcześniej brakowało!  Zlikwidowaliśmy również ścianę działową pomiędzy korytarzem, a kuchnią dzięki czemu ciemny dotychczas korytarz stał się przyjazny i jasny. Remont trwał ok. trzech miesięcy. W tej okolicy niegdyś mieszkał mój tato, może to nasze mieszkanie tu, to taka sentymentalna podróż.

 

 

 

 

 

 

 

 

Jakie były założenia projektowe?

Ewa: Pierwszą ważną rzeczą było: otworzyć kuchnię, kolejną: trzymać się tonacji biało – czarnej. Wcześniej często eksperymentowałam z kolorami i dość szybko mi się nudziły. Tu kolor występuje głównie w dodatkach. Ważne było również to, by zachować oryginalny parkiet i wprowadzić do wnętrza elementy drewniane. Zawsze chciałam też mieć okno z parapetem, na którym można usiąść, więc poszerzyliśmy parapety w salonie, teraz można tam siedzieć i czytać.

W mieszkaniu jest bardzo mało przedmiotów! Jak to zrobiłaś?

Ewa: Rzeczywiście staraliśmy się, by mieszkanie nie było zagracone. Wcześniejsze przeprowadzki, a parę ich było, zazwyczaj było ciężko przeprowadzić w miarę sprawnie, więc nauczona doświadczeniem wiem już, że zbyt duże kolekcjonerstwo nie jest dla mnie. Teraz mamy tylko to co potrzebne, mało sprzętów i bibelotów. Część pamiątek i drobiazgów przechowuję w domu rodziców, co jest sporym ułatwieniem. Choć mieszkamy tu niedługo i może się okazać, że za jakiś czas, przedmiotów przybędzie!

Okolica jest bardzo zielona, gdzie lubisz chodzić?

Ewa: Zaraz za oknem mamy mały park, no i parę kroków dalej jest Wisła. Teraz z wózkiem eksploruję wszystkie zakątki. W okolicy jest też dużo ciekawych podwórek, z dawnych lat. Dużych, zielonych, zaprojektowanych w przemyślany sposób. Blisko jest też Hala Targowa, gdzie kupuję warzywa i owoce. Dzięki temu, że obecnie przebywam w domu, zaczęłam gotować więcej niż kiedykolwiek wcześniej. Ciasto jogurtowe, które dziś jemy to mój debiut!