Tekst: Ola Koperda / Zdjęcia: Kateryna Lukina
Od lat Norwegia przoduje w rankingach najlepszych krajów do życia, tym razem według Human Development Report tworzonego przez ONZ przypadło jej pierwsze miejsce. Co składa się na to, że Norwegowie są tak usatysfakcjonowani z życia? ONZ bierze pod uwagę średnią długość życia, stabilność finansową czy równouprawnienie kobiet i mężczyzn.
Wpadamy do Oslo, największego i najbardziej zaludnionego miasta Norwegii – mieszka tu aż ¼ ludności kraju (70% powierzchni państwa jest niezamieszkała). Od 2 lat mieszka tu także Maija Uleberg, 21-letnia studentka animacji 3D. Spotykamy się w jej mieszkaniu blisko ogrodu botanicznego, niemal w centrum miasta. To salon z kuchnią i sypialnia, łącznie 60 m2, które zawłaszczył sobie kot Baileys (ze względu na umaszczenie nazywa się jak irlandzki likier). Maija wychowała się w wiosce Hovden liczącej mniej niż 400 mieszkańców. Jak mówi: „Hovden słynie z ośrodków narciarskich i turystycznych szlaków. W okresie zimowym jest tam mnóstwo przyjezdnych, latem prawie nikogo”. Znajdziecie tam też dziko żyjące renifery, borówki i maliny moroszki. Zanim Maija trafiła do Oslo, mieszkała też w Lillesand i Bergen. Wiele rzeczy, które dla niej są oczywiste, dla nas jest zaskakujących. Norwegia spełnia wszystkie kryteria, które w swoim raporcie bierze pod uwagę ONZ. Czy to one decydują o tym, że mieszkańcy tego kraju są szczęśliwi, czy to kwestia przypadku? Może i to, i to. Jest sporo stereotypów, które mamy w głowie, gdy myślimy o Norwegach. Być może jednym z nich jest właśnie to, że są oni szczęśliwym narodem. Wszystko zależy od tego, jak definiujemy szczęście. Jeżeli odpowiednikiem tego słowa może być słowo zadowolenie, to rzeczywiście – Norwegowie (jak i inne skandynawskie narody) mogą prowadzić w tym wyścigu.
Czy to chłodny naród? Pytana o to Maija odpowiada: „To prawda, że potrzeba przestrzeni personalnej jest u nas nieco większa, nieczęsto uśmiechamy się na ulicy, nie rozmawiamy z nieznajomymi. Wychowałam się w małej miejscowości, gdzie wszyscy się znali, więc kontakty między ludźmi były częstsze, w Oslo jest nieco inaczej”. Maija jest freelancerem. „Pracuję głównie przy projektowaniu gier komputerowych. Uwielbiam to, uwielbiam pracę zespołową. Mnóstwo osób wykonujących zupełnie inne zadania współpracuje, by powstał efekt końcowy” – mówi. Pytana o to, czy tak samo jak u nas popularne są w Oslo biura coworkingowe, odpowiada: „Chyba nie bardzo, muszę przyznać, że o tym nie słyszałam. Ja najczęściej pracuję w domu, od czasu do czasu grupa znajomych spotyka się w knajpie, by popracować razem”. Pewnie więc „chłód” Norwegów to kwestia kulturowa, niektóre z badań akademickich potwierdzają, iż to, co dla Norwegów jest byciem uprzejmym i świadczy o nienaruszaniu przestrzeni osobistej (np. niezawracanie głowy nieznajomym), dla mieszkańców innych krajów europejskich może wydawać się niemiłe.
Z drugiej strony to w Norwegii na co dzień funkcjonuje słowo kos, które najprościej można wyjaśnić jako odpowiednik duńskiego hygge. To cecha wspólna krajów skandynawskich – posiadanie w języku słowa na określenie uczucia ciepła, przyjemności, przytulności. Czy tego słowa rzeczywiście się używa, czy to kolejny stereotyp? „Słowo kos pojawia się w rozmowach bardzo często. Kos może być wszystko: spotkanie ze znajomymi, picie kawy, padający śnieg. Nawet praca, jeśli wykonujesz ją z kimś, kogo lubisz. Umawiając się na spotkanie, mówimy sobie: Będzie kos, czyli będzie fajnie” – wyjaśnia Maija. Kos zdecydowanie może być też kominek, który znajduje się w prawie każdym norweskim domu. „W rodzinnym domu w Hovden mieliśmy ogromne okna z widokiem na jezioro, otwarty plan z kuchnią i salonem i kominek w centralnym punkcie” – wspomina.
A jak wyglądała domowa kuchnia? „W domu gotowała głównie mama, łączyła kuchnie różnych krajów: tajską, hinduską, norweską. Mój tata nie lubi wielu potraw, za to uwielbia ziemniaki!” – mówi Maija, śmiejąc się. „Mama często przygotowywała 2 obiady: pierwszy dla mnie i siostry, drugi dla taty. Zresztą ziemniaki, tak jak i chleb, je się w Norwegii prawie do każdego posiłku”. Menu w norweskich domach jest międzynarodowe, popularne są kuchnie całego świata często wzbogacane norweskimi składnikami. Takim przykładem jest sushi przygotowywane ze świeżo złowionych ryb, hot-dogi, które możemy kupić niemal na każdej ulicy, i coś, co może nas mocno zaskoczyć – meksykańskie tacos. Je się je na tyle często, że istnieje określenie tacofredag, czyli taco piątek. Ta tradycja pojawiła się w Norwegii w latach 90., piątkowy wieczór skłaniał do rodzinnych spotkań przy stole, taco można łatwo przygotować, każdy może w nie włożyć to, co lubi, i jest tanie. „Zawsze uwielbiałam tacos, nigdy nie jedliśmy ich w domu, więc jadałam je podczas spotkań z przyjaciółmi. W sklepach mamy osobne alejki poświęcone temu daniu. Do środka taco lub tortilli wkładamy wszystko, najczęściej mięso, ryby, sałatę, pomidory, ogórki, śmietanę. Tak samo jak tacos kochamy lody, czekoladę, kawę, no i ser!” – opowiada Maija.
Spożycie kawy jest w Norwegii bardzo wysokie – ok. 10 kg w ciągu roku na osobę. Kawa to spora część norweskiej kultury. Pije się jej dużo od XIX w., kiedy to zaczęto handlować z Ameryką. Kawa jest napojem, który w sytuacjach społecznych pija się w Norwegii często zamiast alkoholu. Z kolei typowo norweski ser to brunost – dosłownie „brązowy ser” – słodki, karmelowy, produkowany z serwatki, do której dolewa się mleko i śmietankę, a całość gotowana jest wiele godzin. Ten ser (jak i wszystkie inne na świecie) najczęściej kroimy przyrządem, który wszyscy znamy. A zaprojektował go w 1925 roku właśnie Norweg – Thor Bjørklund, z zawodu stolarz. Do dziś nie wymyślono niczego praktyczniejszego.
Co i gdzie najczęściej jada Maija? „Nie jestem wegetarianką, ale tego typu dania jem przez parę dni w tygodniu. Zazwyczaj gotuję coś w domu. Nieczęsto jadam na mieście, wyjście do restauracji jest dość kosztowne. Kiedy mamy ochotę zjeść coś z przyjaciółmi, najczęściej spotykamy się u kogoś i wspólnie gotujemy. Moje śniadania to zazwyczaj po prostu kawa i kromki chleba z „czymś”. Na to „coś” mamy nawet specjalne słowo – pålegg. Wszystko, co nie jest masłem, a co można położyć na kanapkę (ser, szynka, pomidor), może być pålegg. Na obiad często przyrządzam pie, to bardzo praktyczne danie, można wrzucić do niego niemal cokolwiek z lodówki i jest smaczne również następnego dnia na zimno. Jeżeli chodzi o potrawy narodowe, lubię bożonarodzeniowe dania. Ribbe, czyli pieczone wieprzowe żeberka podawane z kiszoną kapustą, oraz pinnekjøtt – solone, suszone żeberka jagnięce, podawane z puree z ziemniaków. Do dziś jednak nie potrafię przełknąć smalahove – opalanej, suszonej i wędzonej głowy owcy”.
Czy jedzenie ma wpływ na to, że Norwegowie są szczęśliwi? Gotowanie jest ważną częścią norweskiej kultury i uczy się go dzieci już od najmłodszych lat. Tradycje kulinarne bywają sprzeczne z innymi wątkami kulturowymi. Z jednej strony wycofanie, umiarkowane podejście do wszystkiego w życiu, z drugiej otwartość na to, co kulinarnie „obce”. Być może Norwegowie są współczesnymi epikurejczykami rozważnie korzystającymi z życia.
Przepis na pie z łososiem i szpinakiem
Ciasto:
- 2 szklanki mąki pszennej,
- 200 g zimnego masła,
- szczypta soli,
- pół szklanki zimnej wody.
Nadzienie:
- 2 ziemniaki,
- 1 cebula,
- 100 g sera chèvre,
- 200 g łososia,
- 150 g szpinaku,
- 300 ml śmietanki kremówki,
- 3 jajka „zerówki”,
- łyżeczka soli,
- pół łyżeczki pieprzu.
Do podania:
- koperek.
Przygotowujemy naczynie na pie lub tortownicę o średnicy 26 cm, spód i boki smarujemy masłem.
Masło kroimy w kostkę. Na stolnicę przesiewamy mąkę, dodajemy sól i pokrojone masło, szybko zagniatamy, tak by małe kawałki masła pozostały nieroztopione, dolewamy tyle wody, by ciasto nie było za suche. Całość formujemy w kulę i wsadzamy do lodówki na pół godziny.
Piekarnik nagrzewamy do 180 stopni. Po schłodzeniu ciasto rozwałkowujemy, wykładamy nim spód i boki naczynia, nakłuwamy widelcem, wstawiamy do piekarnika na 10-15 minut – do zezłocenia.
Ziemniaki kroimy w kostkę i gotujemy w osolonej wodzie przez 5 minut. Cebulę i łososia kroimy w kostkę, ser kruszymy na małe kawałki.
Odsączone ziemniaki, cebulę, łososia i szpinak wykładamy na ciasto. Jaja miksujemy ze śmietaną i przyprawami i wlewamy do naczynia, wierzch posypujemy serem. Wstawiamy do piekarnika na 30-35 minut – do zezłocenia i ścięcia się masy. Po wyciągnięciu posypujemy koperkiem.