Hule: Meble na nowo

Inspiracje Bauhausem, szlachetne materiały, projekty, które przetrwają lata – takie założenia towarzyszyły Bartkowi Hulewiczowi, gdy zakładał Hule. Hule to lampy i meble wykonywane głównie z metalu, sklejki i drewna, w charakterystycznych kolorach i o przemyślanych formach.

„W Hule znajdziemy m.in. kolekcję KINO (zaprojektowaną pierwotnie dla kawiarni mieszczącej się w holu modernistycznego kina) – to sofa KIM, fotel LUC, stolik kawowy OSKAR, ława LIV i duży stół. Projektując kolekcję, inspirowałem się dokonaniami Theo van Doesburga i grupy De Stijl. Duży wpływ na finalną formę kolekcji miała też niepowtarzalna estetyka mebli z lat 70.”.

Gdzie dorastałeś?

Trudno mi określić, skąd pochodzę. Urodziłem się w Opolu, ale nie mieszkałem tam dłużej niż rok, ponieważ moi rodzice prowadzili domy wczasowe i często zmienialiśmy miejsce zamieszkania. Mieszkałem i w górach, i nad morzem, a od studiów (z przerwami na dłuższe podróże) mieszkam w Warszawie. Czuję, że to moje miasto.

Co studiowałeś? Co porabiałeś, zanim powstało Hule?

Studiowałem ekonomię – trochę z uwagi na czasy i na modę, ale pewnie też dlatego, że wcześniej nie poczułem silnej ekscytacji do innej dziedziny. Choć moje zainteresowanie pracami manualnymi objawiło się wcześnie, to nie przyszło mi do głowy, aby pójść np. na wzornictwo. Przez parę lat po studiach pracowałem w zawodzie, jednak dość szybko zrozumiałem, że nie daje mi to satysfakcji. Zacząłem się zastanawiać, jak się z tego wyplątać. Pomyślałem, że tzw. gap year byłby dobrą opcją – czasem do wykuwania koncepcji. Wyruszyłem wtedy w kilkuletnią podróż po obu Amerykach. Zbierałem doświadczenia i nabywałem umiejętności. Pracy z metalem uczyłem się m.in. z eksperymentatorem Tito Ingenierim w Buenos Aires, a potem u Michaela Talley’ego w Nowym Jorku. Po powrocie do kraju przez kilka lat prowadziłem własną pracownię w Warszawie, robiłem meble. W tym czasie szlifowałem swoje umiejętności projektowe, eksperymentując we własnej kawiarni, która była polem do testowania nowych mebli w zakresie zarówno funkcjonalności, jak i trwałości. Zakończeniem tego procesu były studia z krytyki dizajnu na SWPS. To właśnie tam uświadomiłem sobie, że za produktem powinna stać jakaś głębsza idea, że nie można dziś wyprodukować czegoś ładnego tylko dlatego, że potrafimy to zrobić. Zacząłem myśleć o odpowiedzialności projektantów i producentów za przedmioty, które tworzą, i za środowisko.

I wtedy powstało Hule?

Formalny debiut marki miał miejsce na Warsaw Home & Contract 2019 w strefie Poland Design Festival, ale pomysł na robienie mebli pojawił się z 15 lat temu, a pierwsze meble powstały 8 lat temu. Jeśli chodzi o ideę, która mi przyświecała, to uważam, że blisko mi do wartości reprezentowanych przez dizajn holenderski czy skandynawski, są wyjątkowo uniwersalne: skupienie na potrzebach człowieka, form follows function, prostota, szacunek dla środowiska. Szczególnie to ostatnie zagadnienie jest dla mnie ważne w obliczu zmian klimatycznych. Uważam, że przetrwanie człowieka na Ziemi wymaga przedefiniowania sposobu, w jaki żyjemy, tak aby produkować to, co jest potrzebne, a potem korzystać z tego bardzo długo i naprawiać. Dlatego zależy mi na tym, aby nasze meble były produkowane z jak najmniejszą szkodą dla środowiska, przy poszanowaniu ludzi, którzy pracują przy wszystkich procesach. Chcę, żeby te meble były maksymalnie długo eksploatowane, a finalnie, gdy będą już niepotrzebne, by ich utylizacja lub rozkład nie stanowiły dużego obciążenia dla przyrody.

Opowiedz o pierwszym projekcie.

Zacząłem od projektowania stolików do Faworów (kawiarni na Żoliborzu). Wcześniej miałem sporo projektów na papierze, ale te początkowe były dość typowe. Z czasem, kiedy oglądałem projekty na wystawach oraz festiwalach (np. na Dutch Design Week) i zainteresowałem się dizajnem krytycznym, koncepcje dojrzewały. Pierwszym projektem, który działa w przestrzeni od kilku lat i dość dobrze się starzeje, jest stolik kawowy PIMM.

Gdzie wykonywane są projekty?

System produkcji działa w ten sposób, że wytwarzanie poszczególnych elementów jest zlecane rzemieślnikom i zakładom, a my skręcamy wszystko w całość w naszej pracowni na Żoliborzu. Np. lampy LAURENT są wykonywane przez wyoblacza (drykiera), to zawód, który odchodzi w zapomnienie – jest dość trudny, wymaga krzepy i dużego wyczucia. Klosz jest ręcznie wyrabiany z kawałka blachy aluminiowej na tokarce i przez to każda lampa jest odrobinę inna. Dla nas to bardzo ważne, że współpracujemy z warszawskimi rzemieślnikami, mamy przez to kontakt z ich ogromną wiedzą, a oni dają naszym meblom element ludzkiego dotyku.

W Hule istnieje możliwość naprawienia kupionych rzeczy. Skąd taka idea?

To odpowiedzialność za produkt i ograniczanie presji kładzionej na środowisko. Produkty Hule są tak zaprojektowane, aby dało się je naprawiać, choć wiem, że wszystkie projekty są trwałe. Jako mała firma nie mamy możliwości pracy nad nowymi technologiami, ale możemy inaczej myśleć o meblu – nie jako o rzeczy, ale jako o wieloletniej usłudze. Dlatego można te meble odnawiać lub naprawiać, jeśli będą tego wymagały. Mamy też na naszej stronie sekcję „z drugiej ręki”, gdzie będą pojawiać się ogłoszenia tych osób, które chcą już rozstać się z naszym produktem.