Nasza wizyta u Kasi Pilitowskiej była ekspresowa, ale wypełniona treścią po brzegi. Kasia – kobieta, dla której nie ma rzeczy niemożliwych, pełna energii do życia, zdaje się, że energii nie do wyczerpania. Od paru lat razem z partnerem sprzedaje hummus w najróżniejszych smakowych kombinacjach. Wspólnie prowadzą Hummusiję Amamamusi przy ul. Meiselsa 4, w niezbyt turystycznym zakątku krakowskiego Kazimierza. Jako jedna z organizatorek, w 2013 roku zainicjowała w Krakowie pierwszy duży kulinarny festiwal Najedzeni Fest! Od niedawna zaprasza do siebie na kolacje nieznajomych za pomocą, założonego w Krakowie, portalu Eataway. Mieszkanie mieści się w starej kamienicy, z balkonu widać Hummusiję.
Już po pierwszym rzucie oka na kuchnię widać wyraźne nawiązanie do lokalu, w którym sprzedajecie hummus.
Kasia: Nasze mieszkanie stało się moją inspiracją do aranżacji Hummusiji – chcieliśmy żeby atmosfera naszej domowej kuchni, została niejako przeniesiona do tych czternastu metrów kwadratowych lokalu, po to by ludzie, którzy tam przyjdą poczuli się jak u siebie, a ci którzy przychodzili wcześniej po hummus do naszego mieszkania, nie zauważyli zmiany.
Czy wprowadziliście jakieś zmiany do układu funkcjonalnego mieszkania?
Kasia: Gdy kupiliśmy to mieszkanie, jego układ wyglądał zupełnie inaczej. Tu gdzie obecnie mieści się kuchnia, było osobne pomieszczenie, a kuchnia znajdowała się w niewielkim pokoju.
Mając na względzie nasze główne zajęcie, czyli gotowanie, uznałam, że to jakiś absurd, by największe pomieszczenie było oddzielone ścianami i wręcz się marnowało. I tak nasze kulinarne centrum dowodzenia przeniosło się na 37 metrów kwadratowcyh kuchnio-jadalni w sercu mieszkania.
Mieszkanie ma bardzo wyraźny charakter.
Kasia: W przestrzeni dominują zdecydowane kolory – ogromna kuchenna ściana pomalowana jest na niebiesko, dodatkowo pokryta białymi wzorami odbijanymi z wałka. Wygląda jak wiktoriańska tapeta, nadając świetne tło dla starych mebli i dodatków. Od zawsze marzyłam o ścianie malowanej we wzór z wałka, kojarzy mi się z dzieciństwem, wakacjami na wsi. Identyczny motyw powtórzyliśmy w Hummusiji.
Kasia postanowiła nie zakrywać tak pięknie udekorowanej ściany zabudowanymi szafkami, zdecydowała się tylko na kilka półek, na których dumnie prezentuje się polska ceramika, której okres świetności przypadł na czasy PRL-u. Większość kubków, talerzy i mis jest bez kompletu. Dominują proste wzory: kropki, pasy, bo jak informuje Kasia, dopiero póżniej pojawiły się intensywne kwiatowe wzory.
Cała przestrzeń mieszkania wypełniona jest przedmiotami, które Kasia kupuje na targach lub aukcjach internetowych. Przyznaje, że ma w sobie gen zbieractwa. Od najmłodszych lat buszowała z tatą po targach staroci.
Kasia: Mam wrażenie, że jest to trochę moim przekleństwem, pomimo tego że w mieszkaniu wszędzie są różne przedmioty, to ja niestety nie ustaję w poszukiwaniach. Nie potrafię się opanować. Choć wiem, że istnieją pewne granice zagracania sobie mieszkania. Ale kiedy idę pod krakowską halę targową i widzę kieliszki za dwa złote o wyjątkowej urodzie, to nie potrafię się oprzeć.
Naszą uwagę przyciąga duża sufitowa lampa w korytarzu – jak się okazuje tego typu lampy oświetlały kiedyś ulice Kazimierza. Egzemplarz znajdujący się w mieszkaniu Kasi, wisiał wcześniej na jej ulicy, zaraz za oknem mieszkania. Udało się ją odzyskać kiedy miejskie lampy były wymieniane na nowe.
Jedna z sypialni przenosi nas w zupełnie inne czasy.
Kasia: Tak, to pokój przeniesiony z lat 60-tych w skali jeden do jeden. Metalowe łóżko, feeria wzorów i kolorów i wielka szafa z prawdziwymi skarbami – wypełniona po brzegi domowymi przetworami: pomarańczowe konfitury, rabarbarowe sosy, pikle z buraków. Robienie przetworów to dla mnie czas absolutnego relaksu. Owoce i warzywa to ja. Wykorzystujemy je później w kuchni Hummusiji.
Mieszkanie Kasi to mieszkanie z historią – o każdym meblu, przedmiocie, dekoracji, zdjęciu ich właścicielka mogłaby opowiadać w nieskończoność.
Kasia: Gdy ludzie coś zbierają, to te wszystkie rzeczy mają swoją historię, bez historii trochę się nie liczy. Dobrze się żyje w takim otoczeniu. To trochę tak, jakby te przedmioty miały własne życie i toczyły je równolegle z naszym.
Do takich mieszkań wchodzi się i właściwie od razu ma się milion pytań w głowie. Chce się posłuchać opowieści skąd, kto, dlaczego, gdzie. I tylko żal, że czasu tak mało. Jeśli chcecie pogawędzić z Kasią i jej partnerem, spróbować ich przepysznego hummusu to zajrzyjcie koniecznie do ich lokalu przy Meiselsa 4 – koło Piekarni Mojego Taty.
Dzięki za zaproszenie Kasia!
Wywiad & tekst: Ola Koperda, zdjęcia: Ada Stańczak