Biżuteria: Pola Zag

Dziś o dziewczyńskich sprawach. O Poli Zag. Z Polą znamy się osobiście, odwiedzaliśmy ją z Hygge w jej mieszkaniu. Tym razem nie o życiu, a o biżuterii.

Opowiedz coś o sobie.

Pola: Mieszkam w Krakowie. Tu studiowałam i tu na studiach zaistniała Pola Zag. Był to mniej więcej 2010 rok. O założeniu firmy zadecydowało duże zainteresowanie tym co robiłam i dużo zamówień, ale sam pomysł założenia firmy nie był poprzedzony żadnym planem. Od dzieciństwa interesowały mnie przedmioty i ich działanie. Na wszelkich wyjazdach kupowałam biżuterię.  Od strasznie tandetnej w dzieciństwie, po oryginalne egzemplarze za odłożone pieniądze. Teraz dla odmiany noszę tylko swoje produkty plus pierścionek zaręczynowy i obrączkę. Od dziecka też mówiłam, że będę architektem wnętrz, więc może podświadomie coś sobie w kontekście przyszłości w głowie zaprojektowałam. Nie miałam takiego planu, żeby biżuteria stała się moim głównym zajęciem. Do głowy by mi to nie przyszło gdyby nie to, że po tym jak zrobiłam coś dla siebie, to spodobało się to innym. Zaczęłam czuć satysfakcję i dumę z tego, że jestem w stanie wymyślić coś co podoba się drugiej osobie. To bardziej przypadek o tym zadecydował, ale okazuje się, że nie umiem już bez tego żyć. To dla mnie wciąż kreatywna i satysfakcjonująca praca.

 

 

Jak projektujesz? Jak tworzysz nowe produkty?

Pola: Projektuję przez cały rok. Ciągle pracuję nad nowymi pomysłami. Zaczynają się w głowie, skrótami myślowymi rysuję je na kartce. Ale cała prawda o funkcjonalności i tym czy pomysł jest realny, wychodzi dopiero w pracowni. Tworzę głównie z mosiądzu i stali, przy pomocy narzędzi ręcznych i maszyn. Wszystko dzieje się wyłącznie w mojej pracowni, nie korzystam z pomocy żadnych firm z zewnątrz. Warsztatu uczyłam się metodą prób i błędów razem z moim tatą, nigdy nie chodziliśmy na żadne kursy jubilerstwa, ani obróbki metali. To pozwala nam też czasem wydobyć z metalu jego przypadkowy nietypowy walor. Wypuszczam dwie kolekcje w roku. Po każdej nowej kolekcji trochę się martwię, że nic lepszego już nie wymyślę. Ten strach wraca do mnie dosłownie po każdej premierze. Towarzyszy mi przez kilka dobrych miesięcy, ale kiedy emocje po nowej kolekcji opadają zwykle robią miejsce dla nowych pomysłów.

Masz jakieś plany na przyszłość? Jak pracujesz przy Poli na co dzień?

Pola: Myślę, że jeszcze dużo jest do zrobienia. Oczywiście oprócz satysfakcji, czyli wisienki na torcie pracy każdego projektanta, jest też dużo stresu i bardzo dużo codziennej pracy. To nie jest zajęcie na weekendy czy przypadkowe dni. Razem z tatą pracujemy codziennie, jest bardzo dużo logistyki, która musi być dopilnowana i systematyczna, żeby wszystko się udawało. Sami wymyślamy, sprawdzamy i tworzymy nasze rzeczy. Sami dbamy o marketing i graficzną część naszej marki. Tak naprawdę wszystko robimy we własnym obrocie zysków i strat, i mogę przyznać, że to co robię zaczęło się kiedy miałam 50 złotych w portfelu i kupiłam kilka sznurków. A od 7 lat, bez  żadnej przerwy to moje jedyne źródło utrzymania. Oczywiście zdarzały się gorsze miesiące, ale od kilku lat sytuacja jest już stabilna i pozwala lepiej planować na przykład inwestycje w materiały czy sprzęt. Ostatnio pojawiła się moda na laserowo cięte przedmioty, ja tego nie czuję, dla mnie to produkt robiony taśmowo i właściwie niewiele różni się od tych sieciówkowych. Lubię w mojej biżuterii to, że często dwa egzemplarze tego samego modelu minimalnie się różnią.

Co lubisz robić w czasie wolnym?

Pola: Moja praca jest moją pasją, wiec nie mogłam lepiej trafić i nie chcę tego zmieniać. W wolnym czasie czytam biografie, korzystam z uroków życia w towarzyskim mieście, ale przede wszystkim poświęcam czas mojemu synkowi i mężowi.

 

 

Zdjęcia: Jakub Mysiński.