Joanna Stetkiewicz:
Nie lubię pustych ścian
Jesteśmy na warszawskim Mokotowie, w bloku, w którym wcześniej odwiedzaliśmy już dwa inne mieszkania. Tym razem gościmy na parterze, gdzie żyje Joanna Stetkiewicz. Po kilkunastu latach zdecydowała się na generalny remont. Zmieniono układ funkcjonalny mieszkania i wykorzystano każdy kąt. Powstało wnętrze pełne kolorów i faktur, bez pustych ścian. Joanna studiowała kulturoznawstwo oraz produkcję filmową i telewizyjną. Dziś pracuje w mediach i robi to, co kocha. Ogląda filmy, montuje trailery, tworzy proma do seriali i programów, wymyśla różne historie i dobrze się bawi. Bo bez tworzenia, jak twierdzi, żyć się nie da.
Jak znalazłaś to mieszkanie?
Wszystkie decyzje w moim życiu podejmuję bardzo szybko. Od kiedy mieszkam w Warszawie, wynajmowałam różne mieszkania. Wcześniej mieszkałam z przyjaciółką również na Mokotowie. Po jakimś czasie ona postanowiła zamieszkać z chłopakiem, a ja byłam przerażona, że pierwszy raz w życiu będę mieszkać sama. Wtedy stwierdziłam, że nie jest to opłacalne i muszę kupić mieszkanie. Znalazłam jedno, które było niedaleko obecnego. Niestety właścicielka wycofała się w dzień, w który miałam pojawić się u niej z zaliczką. Poszłam do kolegi na kawę, otworzyłam gazetę, zobaczyłam ogłoszenie i zadzwoniłam. Pani powiedziała, że mogę przyjść obejrzeć mieszkanie, ale jest w nim tylko przez chwilę. Przyszłam i zdecydowałam, że biorę. Wszystko zajęło 10 minut.
Jak powstał projekt wnętrza?
Inspiracją był film Las Vegas Parano, który i ja, i moja przyjaciółka Milena Krzywda, przygotowująca projekt, bardzo lubimy. To między innymi scena w hotelu, w której widzimy różowe palmy, zielone wstawki i luksfery. Chciałam, by powstało kolorowe i charakterystyczne wnętrze, żeby było w tym wszystkim trochę poczucia humoru. Nie lubię nudy, tu musiało się dziać. Milena, która mnie doskonale zna, wymyśliła układ idealny, bo w tym wnętrzu gdzie się nie stanie, zawsze jest możliwość interakcji. Wszystko jest ładne, funkcjonalne i przytulne. Mój chłopak pieszczotliwie nazywa to mieszkanie Homeik, czyli domek chomika. Tak tu miło.
Wcześniej mieszkałam tu 12 lat. W końcu zdecydowałam się na generalny remont.
Wyburzyliśmy ściany, wymieniliśmy podłogę, przearanżowaliśmy przestrzeń. Dziś salon jest w dawnej sypialni. Wcześniej był tu też korytarz, który zajmował sporo miejsca, a kuchnia była wydzielona. Lubię gotować. Jest to w moim DNA, bo tata jest szefem kuchni, a teraz mogę to robić, kiedy przychodzą znajomi. Rozmawiamy, pijemy wino i pichcimy. To mnie bardzo relaksuje.
Start remontu przypadł na nieszczęśliwy moment, bo na sam początek pandemii. Wszystko szło jak po grudzie. Wstępnie cały remont zaplanowany był na miesiąc. Zaczęliśmy w maju, wzięłam plecak z letnimi rzeczami, całą resztę wpakowałam do piwnicy, a w listopadzie miałam cały czas te same ubrania. Wprowadziłam się po pół roku prac. Stolarz przyjeżdżał przez kolejne dwa lata, choć wszystko to, co wykonał, a zaprojektowała Milena, to nietypowe rzeczy. W wielu miejscach za okładzinami ściennymi kryją się wnęki na przykład na pralkę, detergenty czy buty. Miejsca na przechowywanie jest teraz zdecydowanie więcej. Jednocześnie wszystko jest niewidoczne. Gdzie się tylko dało, zrobiłyśmy jakąś szafeczkę. Łóżko też jest dużym schowkiem.
Sporo z nowych rzeczy powstało dzięki Sylwii Biegaj, która wykonuje i tapiceruje meble. To między innymi łóżko, aranżacje okienne i tkaniny na otomanę. Musiało stanąć tu coś, na czym będą mogli przenocować goście. Nie chciałam typowej rozkładanej sofy. Sylwia stworzyła poduszki z piękną pasmanterią i narzutę z frędzlami. Wszystko nabrało intensywności. Świat tkanin to fantastyczna zabawa. Na pewno jeszcze nie skończyłyśmy wszystkiego, bo cały czas coś wymyślam i projekt żyje.
W sypialni wydzieliliśmy część garderobianą. Po stronie zagłówka stanęła ściana z luksferów zakończona półką, od drugiej strony jest toaletka. Szklane biurko zostało wykonane na zamówienie. Lustro zaprojektowało dla mnie Hasik Studio. Jest tu też ich kinkiet i wazon.
Czy któreś meble były tu z tobą wcześniej?
Regał na książki od Ethnicraft z teaku rozpalił we mnie miłość do drewna, ale tak naprawdę wszystko zaczęło się od lamp. Ta wisząca nad kuchennym stołem została kupiona 15 lat temu. To projekt Saturn Jo Hammerborga. Pierwszy raz wydałam na coś większe pieniądze. Nie wyobrażam sobie, żeby jej ze mną nie było. Chociaż przeszła wiele, bo robotnicy wystawili ją do ogródka bez zabezpieczenia, przeżyła w deszczu, wietrze i zimnie. Cała kuchnia nie jest nowa. Wykorzystałyśmy starą zabudowę. To ikeowskie fronty, przerobione przez Tomasza Matcheza, który specjalizuje się w artystycznej obróbce metali. Zostały spatynowane i dostały drugie życie. Mebel, na którym stoi gramofon, jest po mojej babci Danusi. Odnawiałam go dość dawno temu. Jednak prawie wszystkie starocie, które były tu wcześniej, wyprzedałam. Mam charakter zbieracza. Przez lata zebrałam sporo art décowskich i PRL- owskich rzeczy, jednak były kupowane bez żadnego planu i nie było tu czuć spójności. Teraz trafiły tu meble, które były znaleziskami moimi, Mileny oraz moich sąsiadów Grześka i Tomka, prowadzących Hasik Design Studio.
Jest tu sporo bibelotów, masz coś z domu rodzinnego?
Mam nawet obrusy i kieliszki, które moi rodzice dostali w prezencie ślubnym. Jestem z Włocławka, dlatego na regale w sypialni stoi pikasiak, wcześniej należał do mojej babci. Zawsze lubiłam ładne rzeczy i zbieractwo. Wszystko, co trafiało do moich wnętrz, było z duszą i z historią, wyłapane na targach staroci. Kiedy podróżuję, robię to kluczem pchlich targów. Kocham szkło czeskie, polskie i niemieckie. Niezmiennie od wielu lat w piękne rzeczy zaopatruję się u mojej przyjaciółki Agi z „Ładne Vintage” i u „Stefana – sprzedaż rzeczy”. Lubię też figurki Maryjek. Mam ich kilka. Część z podróży, na przykład z Palermo czy Maryjka pozytywka z Lizbony.
To wnętrze będzie się zapełniać i zapełniać. Gdzie tylko mogę coś wcisnąć, to wcisnę. Projektowanie tego mieszkania nie będzie miało końca.