Kaja Werbanowska: Pierwsza randka skończyła się zdobyczami z mokotowskiego kontenera

Nasza kolejna bohaterka – Kaja Werbanowska – mieszka na warszawskim Śródmieściu. W mieszkaniu, które odwiedzamy, żyje od 4 lat, jednak wychowała się właśnie w tej okolicy: „Mój dom rodzinny znajdował się kilkaset metrów dalej, nieopodal mieszkają mama, babcia, ciocia i wujek”. Obecne mieszkanie Kai ma ok. 60 m2. Niby niedużo, ale wydaje się spore przez dobry układ. Brak klasycznego przedpokoju powiększa przestrzeń. Od wejścia do kuchennej ściany biegnie wysoka zabudowa ze sklejki, ten sam materiał pojawia się na szafie w gabinecie. Białe kuchenne szafki „lewitują” nad podłogą, przez co nie przytłaczają. Niemal każdy mebel to vintage: krzesła patyczaki z lat 60., stolik, na którym stoi gramofon, szafka na buty z lat 80., która dziś służy za szafkę w sypialni, kwietnik czy wieszak na ubrania w przedpokoju.

Kaja, studiowałaś historię sztuki. Skąd wziął się ten pomysł?

 Pochodzę z rodziny historyków sztuki, dzieciństwo spędziłam w galerii prowadzonej przez tatę i z mamą w jej sklepie z antykami. W weekendy chodziliśmy na targi staroci, do muzeów i galerii. Myślę, że nie bardzo miałam wybór. (śmiech) Studiowałam historię sztuki w Warszawie, a w Londynie skończyłam art and business w Sotheby’s Institute of Art.

Obecnie pracujesz w magazynie KUKBUK, a co było wcześniej?

Przez lata pracowałam jako modelka. Zaczęło się klasycznie, koleżanka z liceum wpadła na pomysł, abyśmy razem poszły na casting do agencji. Mnie zaprosili, jej niestety nie. Standardowa, najgorsza historia, rozpad przyjaźni. (śmiech) Zaczęłam sporo wyjeżdżać i zarabiać w młodym wieku. Modeling to trudna i niewdzięczna praca, jednak dała mi możliwość podróżowania – pracowałam w Europie i Japonii. Przez cały ten czas nie zrezygnowałam z nauki, nie miałam żadnej przerwy od szkoły. Po paru latach zaczęłam pracę w magazynie K MAG, wtedy w naturalny sposób zakończył się poprzedni etap. Z perspektywy czasu uważam, że dobrze się stało. W K MAG-u byłam fotoedytorką, producentką i dziennikarką. Płynnie przeszłam do KUKBUK-a, gdzie zajmuję się podobnymi rzeczami, jestem tam już 5 lat. Tam też poznaliśmy się z moim mężem Marcinem.

Jednocześnie od 2015 roku przy Rynku Starego Miasta prowadzisz Galerię Promocyjną.

 Galeria mieści się w Staromiejskim Domu Kultury. Wcześniej to miejsce prowadził mój tata. Praktycznie wychowałam się w tej galerii, więc gdy on nie mógł już tego robić, przystąpiłam do konkursu. Udało się, od 5 lat prowadzę ją samodzielnie. Od lat Galeria promuje młodych artystów (zaraz po Akademii), których start w świecie sztuki nie jest zbyt łatwy. Chciałam wprowadzić do Promocyjnej młodego ducha i mam nadzieję, że mi się to udaje. Kieruję się intuicją, pokazuję artystów, którzy mnie samej się podobają. Zaczęłam wprowadzać również wystawy fotograficzne. Cieszę się, bo udało mi się przyciągnąć nieco młodsze pokolenie odbiorców.

A jak trafiliście do tego mieszkania? Czego szukaliście?

 Zależało nam na czymś w starym budownictwie i dobrze nasłonecznionym. Ważne były też dla nas oryginalne elementy nadające charakter wnętrzu, takie jak stolarka czy parkiet. Okazało się, że nie jest to takie proste, bo większość ludzi po zakupie takiego mieszkania zrywa parkiet i kładzie panele, a stare, piękne drzwi przeważnie lądują w kontenerach. Przed tym mieszkaniem zobaczyliśmy kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt innych miejsc, w zasadzie trafiliśmy tu przypadkiem – zobaczyliśmy ogłoszenie, przechodząc obok kamienicy. Bardzo lubię tę okolicę. Zawsze mieszkało (i nadal mieszka) tu wielu ciekawych ludzi. Po drugiej stronie ulicy, na poddaszu: Zofia i Oskar Hansenowie, a zaraz obok Ryszard Kapuściński. Kiedy byłam mała, babcia zabierała mnie do swojej koleżanki, Hanki. Dopiero po latach odkryłam, że Hanka i Gaber Rechowiczowie to jedni z ciekawszych artystów czasów PRL-u. Sąsiednia ulica zamieszkiwana była też przez wolnomularzy, dziś mieści się tam siedziba Wielkiej Loży Narodowej Polski.

Jaki był pomysł na to wnętrze? Co zmieniliście?

Lubimy przestrzeń, dlatego z 4 pokojów zrobiliśmy 3. Wyburzyliśmy ścianę między kuchnią a salonem. Na podłodze widać, jak podzielona była przestrzeń wcześniej, w części kuchennej wyłożona jest długimi deskami, a w salonowej klepki ułożone są w klasyczną jodełkę. Zachowaliśmy parkiet i wyczyściliśmy drzwi – wcześniej pokrywały je warstwy wielokolorowych farb. Jako że kuchnia jest połączona z salonem, nie chcieliśmy klasycznych, wiszących szafek. Te podblatowe są zawieszone nad podłogą, co dodaje im lekkości.

A skąd pochodzą meble?

Parę sztuk udało nam się znaleźć na warszawskich śmietnikach. Nawet nasza pierwsza randka skończyła się zdobyczami z mokotowskiego kontenera! Dziś już niestety ciężko trafić na perełki. Zapisałam się też na kurs renowacji i jestem w trakcie tapicerowania jednego ze zdobycznych foteli. Trochę przedmiotów przywieźliśmy z podróży: dywan i tradycyjne szklanki do zielonej herbaty z Marrakeszu, pomarańczową lampę kuchenną z lat 80. z Belgradu. W gabinecie mamy piękny zestaw foteli ze stolikiem kawowym projektu W. H. Gispena dla Mücke Melder z lat 30. i stare biurko kreślarskie, które kiedyś należało do mojego dziadka. Jako że mój dom rodzinny był przeładowany przedmiotami, mamy też parę skarbów, jak choćby wazony w przeróżnych kolorach i kształtach. Kiedy tylko możemy, inwestujemy też w dzieła młodych artystów, ale moim ulubionym obrazem w naszym domu jest ten namalowany przez Gabra Rechowicza. Ma niesamowite kolory i mogę na niego patrzeć w nieskończoność.

 

 

 

 

Czy są tu jakieś przedmioty, które wyjątkowo lubisz?

Zakopiańska rzeźba, którą mój tata znalazł na warszawskim Kole. Kupił dwie, drugą ma moja siostra. Były w naszym domu rodzinnym od lat. Niedawno widziałam taką na wystawie „Relacja Warszawa–Zakopane” w warszawskiej Królikarni. Z mężem zbieramy też ćmielowskie figurki, o czym wie cała rodzina, więc co jakiś czas dostajemy je w prezencie. Zdecydowanie lubię kolor i przedmioty z lat 60. i 70., dlatego w kuchni wisi stary, pomarańczowy plakat, który kiedyś znalazłam w jednej z galerii (wtedy jeszcze nosiła nazwę Galerii Sztuki Współczesnej), a zaraz obok niego niebieski Mały książę zaprojektowany przez Jana Młodożeńca.

Pracujesz w KUKBUK-u, czy to znaczy, że lubisz gotować?

Zdecydowanie lubię jeść, czego na szczęście nigdy nie było po mnie nie widać. Jednak gotowanie oddałam mężowi, on jest w tym zdecydowanie lepszy. To on zajmuje się też domowymi kwiatami. (śmiech)

Gdzie w domu przebywacie najchętniej?

W tygodniu więcej czasu spędzamy w sypialni, wieczorami czytamy, oglądamy filmy na rzutniku. Tutaj też ma swoje ulubione legowisko nasz pies Rondel. W weekendy to kuchnia staje się centrum domu, zapraszamy znajomych i gotujemy.