Kolaż No. 28

Jeżeli na jesień potrzebujecie czegoś miłego, drobnego prezentu dla kogoś bliskiego lub tylko i wyłącznie dla siebie samego, dziś 3 marki, za których produkty warto zapłacić – polskie, ręcznie robione i ładne.

SALT LAMPS

Pamiętacie lata 90. i lampy solne, które co niektórzy mieli w swoich pokojach? Muszę przyznać, że wtedy zdecydowanie nie kojarzyły mi się z niczym fajnym. Teraz, kiedy zobaczyłam okrągłą lampkę, która po zapaleniu wygląda niczym Mars, stwierdziłam, że jest po prostu piękna! Lampki solne dają przyjemny, ciepły blask, ale przynoszą też zdrowotne korzyści. Poprawiają powietrze w pomieszczeniu, neutralizują działanie sprzętu elektronicznego, a ich światło nie wpływa negatywnie na sen.

Alicja Latkowska w czasie pandemii wraz z rodzeństwem zaangażowała się w pomoc rodzicom, których firma znalazła się w trudnym położeniu z powodu sytuacji epidemicznej i wynikających z niej obostrzeń. Założyła konto na Instagramie, gdzie publikuje zdjęcia robione przez przyjaciółki. Zamierza też odświeżyć wiekową już stronę internetową.

Alicja opowiedziała mi o początkach marki: „Rodzice (Marcin i Urszula) rozpoczęli produkcję lampek solnych w Chęcinach w połowie lat 90. Tata wychował się w Górach Świętokrzyskich, od najmłodszych lat fascynował się historią Ziemi, skałami i paleontologią. Z tego powodu zdecydował się na studia geologiczne na AGH w Krakowie. Tam poznał mamę, która także pochodziła z gór – dokładnie z Beskidu Sądeckiego – i swoje zainteresowania również kierowała w stronę natury, szczególnie ogrodnictwa. Kamieniem milowym tej historii okazały się praktyki studenckie taty w Kopalni Soli „Wieliczka”, gdzie po raz pierwszy zobaczył podświetlone bryły soli, co zainspirowało rodziców do rozpoczęcia produkcji i sprzedaży lampek solnych. Mimo upływu 25 lat firma zachowała rodzinny charakter”.

Charakterystyczne różowe kryształy używane do produkcji lampek pochodzą z kopalni w Kłodawie, w której znajdują się pokłady soli kamiennej z ery paleozoicznej sprzed ponad 250 milionów lat. Każda lampka robiona jest ręcznie.

AUNA

Moje niedawne odkrycie kosmetyczne. Marka wegańskich kosmetyków tworzona przez Annę Kościelnik, która pytana o to, jak powstała marka, mówi wprost: „Nie znosiłam swojej poprzedniej pracy, jednocześnie produkty, które wytwarzałam dla siebie w domu, zaczęły wśród znajomych rozchodzić się jak świeże bułeczki. Główną ideą było stworzenie kosmetyków wolnych od okrucieństwa i produktów odzwierzęcych, prostych, bez zbędnych dodatków, no i oczywiście miłych dla oka”.

Produkty, które mnie skusiły, to:

  • kwas hialuronowy w żelu – mieszanka 3 typów kwasu hialuronowego – SLMW i LMW (o silnym działaniu przeciwzmarszczkowym) oraz kwasu HMW (o silnym działaniu nawilżającym). Można dodawać po parę kropli żelu do olejku czy kremu do twarzy, balsamu do ciała, maseczek z glinką,
  • bazyliowy szampon i jagodowa odżywka do włosów w kostkach – zapakowane w papier, zero plastiku, piękne kolory,
  • peeling do ciała z wiórkami kokosowymi – prosty skład i piękny zapach.

PAPER PROJECT

Wrocławska pracownia letterpressowa tworzona przez Anię i Krzyśka. Miłością do tego rodzaju druku zapałali w 2015 roku, jak opowiadają: „Początkiem była fascynacja starymi maszynami drukarskimi i tym prawie wymarłym rzemiosłem, chęć tchnięcia życia zarówno w maszyny, jak i w sam fach. Letterpress to tradycyjna metoda druku, która wymaga rzemieślniczych umiejętności, cierpliwości i dbałości o detal”. Oboje projektują, drukują i działają introligatorsko.

Oprócz tego założyli sklep, gdzie możecie kupić m.in. pudełka na fotografie, planery na biurko czy notesy kulinarne: „Sam sklepik powstał dość spontanicznie za namową przyjaciół. Pudełka na zdjęcia czy notesy zrobiliśmy na własne, domowe potrzeby. Najpierw stworzyliśmy coś dla siebie, potem obdarowaliśmy znajomych, a następnie pojawiła się myśl, że może komuś jeszcze nasze produkty wpadłyby w oko. Same pomysły dość mocno wiążą się z rzemiosłem letterpress. Stąd dużo cienkich linii w ilustracjach, które wtłoczone w głąb pulchnego papieru robią niesamowite wrażenie. O ile to możliwe, korzystamy z metalowych czcionek zecerskich. Sama stylistyka jest dość naturalna, stawiamy na precyzję i jakość, czasem porwiemy się na drobny żart”.