Kolaż No. 29
Tambourine & Co
Od pracy w marketingu międzynarodowych marek do stworzenia marki biżuteryjnej Tambourine przeszła Patrycja Persona-Wójcicka. „Kiedy moja córka miała trochę ponad roczek, bardzo zatęskniłam za rozwojem zawodowym, jednocześnie ogromnie zależało mi na tym, aby zostać z nią w domu. Wtedy powstał pomysł na działalność graficzno-papierniczą. Zaczęłam tworzyć zaproszenia, winietki, logotypy. Jednak gdy przyszedł lockdown, musiałam pomyśleć o czymś, co nie będzie tak silnie zależne od sytuacji pandemicznej. Finalny kierunek – Tambourine & Co. – był spontaniczną decyzją” – opowiada Patrycja.
Nazwa była gotowa od pewnego czasu, powstała jeszcze przed pojawieniem się pierwszego koralika. Pomysł na produkt przyszedł później. Miał być blisko żywiołu Ziemi, blisko natury. „Miałam wizję bosego tańca w trawie z tamburynem w ręku. Taka miała być marka Tambourine & Co. Ostatecznie okazało się, że na ręku tej tańczącej dziewczyny brakowało jedynie biżuterii. Wszystkie modele wykonuję własnoręcznie. Kamienie, perły i złocone elementy wybieram w zgodzie z tym, co w danym momencie czuję, powstaje z tego nowinka, którą wrzucam na stronę. Do tej pory nie było w tym zbyt wiele planowania, teraz natomiast pracuję nad kolekcją ze złota, którą przygotowuję we współpracy z pracownią złotniczą”.
Projekty Tambourine to zabawa formą i kolorem. Elastyczne pierścionki z opali, turkusów, bransoletki z nieregularnych pereł, naszyjniki z muszli i różowego rodonitu. Jest lekko i dziewczęco. A wszystko pakowane w pudełka i papier z makulatury oraz w lniane woreczki, bez gąbek jubilerskich, bez plastiku.
Miamiko
Miamiko nie jest nowe, to pierwsza marka, która już parę lat temu wprowadziła na polski rynek zadrukowane maty do jogi. A założyciele Miamiko – Ola Dębska i Kuba Rawek – są ze sobą już całkiem długo. Jak opowiada Kuba: „Markę założyliśmy na przełomie 2015 i 2016 roku, z Olą byliśmy parą już kilka lat i nie mieliśmy praktycznie żadnego doświadczenia zawodowego. Ja w tamtym czasie rzuciłem studia i od kilku miesięcy freelansowałem dla zagranicznej firmy, a Ola była w klasie maturalnej i pracowała w kawiarni. Sam pomysł wziął się z potrzeby, a właściwie z dwóch. Ola ćwiczyła jogę i bardzo przeszkadzało jej, że przy bardziej intensywnej praktyce mata staje się śliska, czyniąc ćwiczenia niemalże niemożliwymi. Dodatkowo w tamtym czasie rynek akcesoriów był bardzo ubogi – wszystkie maty były nudne, zupełnie niewyróżniające się, wręcz brzydkie”.
Co znaczy Miamiko? Nazwa, choć wydaje się abstrakcyjna, wzięła się od słów mia amiko, które w esperanto oznaczają „mój przyjaciel”. Kuba wspomina: „Szukaliśmy przyjemnie brzmiących słów w różnych językach, takich, które oddadzą filozofię marki”.
Od początku Miamiko maty (technologicznie) niemal się nie zmieniły, bo po prostu są takie, jakie być powinny. Co jakiś czas pojawiają nowe wzory (mój ulubieniec to Rosana!), ale też i nowe produkty, np. ubrania do ćwiczeń.
Wild’n’Slow
Polski len od paru lat ma się dobrze. Muszę jednak przyznać, że mnie nie do końca lniane ubrania kręciły, ale sukienki, które odkryłam zaledwie parę tygodni temu, po prostu chciałabym mieć. Model Adonis, czyli innowacyjna konstrukcja i całkowicie bezodpadowy projekt, przy szyciu którego nie marnuje się nawet skrawek tkaniny, oraz megakobieca sukienka Mary’Lin. Te i inne projekty tworzy Joanna Kuś-Martinez pod marką Wild’n’Slow.
Joanna żyła w wielu miejscach: pochodzi z Dolnego Śląska, studiowała we Francji, gdzie się zakochała, a do Polski wróciła już z mężem. Po 6 latach i z 2 dzieci wyjechali na Karaiby, aktualnie ich dom jest w Moskwie.
Pomysł na Wild’n’Slow powstał na Gwadelupie. Jak wspomina Joanna: „Początki na wyspie były trudne, czułam się w tym raju obco, oddalona o 8 tys. km od rodziny i przyjaciół. Złościło mnie to, że wyspiarskie butiki oferują poliestrowe kreacje. Wyciągnęłam maszynę do szycia i uszyłam dla siebie pierwszą sukienkę – prostą, z miękkiej dzianiny. Czułam się w niej bardzo kobieco i swobodnie. Kolejne uszyłam dla koleżanek. Tak powstał pomysł, by stworzyć kolekcję, a kto mówi «kolekcja», mówi «marka»”.
Dlaczego ubrania są z lnu? „Pomysł na wykorzystanie lnu pojawił się, kiedy odkryłam, że nie chcę robić mody dla samej mody, ale tworzyć taką modę, która ma sens. Len wybrałam z kilku ważnych powodów: uprawia się go w Europie, wystarczają mu naturalne opady deszczu, nie potrzebuje pestycydów, jest surowcem odnawialnym, każda jego część jest do wykorzystania. Sama tkanina ma cudowne właściwości termiczne: chłodzi latem, a grzeje zimą. Wyprodukowanie koszuli lnianej to zaoszczędzenie 13 półtoralitrowych butelek wody w porównaniu z koszulą bawełnianą”.
Len pochodzi od 2 polskich dostawców, którzy współpracują z producentami polskimi i europejskimi. Joanna używa również lnu z Białorusi. Wszystkie surowce posiadają certyfikat Oeko-Tex.
„Odrzucam dostawców tkanin, którzy nie chcą ujawniać pochodzenia swoich materiałów. Dziś transparentność w przemyśle tekstylnym jest bardzo ważna. Wild’n’Slow prowadzę zdalnie, cała produkcja odbywa się w Polsce. Wszystkie nasze produkty szyjemy w polskich szwalniach, w Polsce robione są konstrukcje, a gotowe produkty są prane. Bez ludzi, z którymi współpracuję, Wild’n’Slow nie mogłoby zaistnieć”.
Pytana o to, które modele sama lubi najbardziej, odpowiada: „Model, w którym chodzę najczęściej, to koszula Bliss. Uwielbiam jej kształt i luz, pasuje idealnie do jeansów. Kiedy chcę wyglądać stylowo, zakładam granatową Akemi. A kiedy mam ochotę błyszczeć w towarzystwie, wybieram Mary’Lin Red. Moich ulubieńców noszę przez cały rok. Lubię łączyć len z wełną”.