Kolaż No. 31

Dziś 3 marki, które wystartowały w 2020 roku (jaki był, pamiętamy wszyscy). Każda z nich powstała z pasji, a decyzje o ich założeniu dojrzewały powoli i wiązały się ze sporymi zmianami w życiu, ale chyba się opłaciło!

SOIL

Założycielka marki SOIL – Marta Cylwik – 2 lata temu od ukochanego dostała w prezencie bon na kurs ceramiki. Było to wtedy, kiedy jeszcze studiowała wzornictwo i pracowała w małej warszawskiej firmie reprezentującej polskich projektantów oraz działała przy organizacji targów mody i dizajnu: „Teraz wiem, że był to najpiękniejszy prezent, jaki tylko mogłam dostać. Nieśmiało stawiałam pierwsze kroki w świecie ceramiki, ale od razu wiedziałam, że to przeznaczenie. Zawsze marzyłam o rzemieślniczym zawodzie. Wirusowe zamieszanie zmusiło mnie do pewnych zmian, kiedy zwolniono mnie z pracy, poczułam, że to idealny czas na rozwinięcie własnej marki. SOIL jest dzieckiem kwarantanny”.

To, co możecie znaleźć w SOIL, to m.in. pieski (a także inne zwierzaki) robione przez Martę na zamówienie – to piękne ceramiczne podobizny waszych pupili wykonywane na podstawie przesłanych zdjęć.

Jak mówi Marta: „Jedną z największych inspiracji jest dla mnie natura, soil, czyli ziemia, jest słowem najbliższym moim pracom. Ziemia to naturalność i prostota”.

SOIL to jednak coś więcej niż ceramika, 5% od każdego zakupu pieska trafia do Schroniska „Na Paluchu”. Marta ma w planach sporo innych projektów, m.in. organizację ceramicznych targów, a w dalekiej przyszłości otwarcie pracowni.

MASH NATURAL

„Każdy ma w sobie piękno. Ty też je #mash” – to hasło przewodnie marki kosmetycznej, która na rynku jest od października. MASH Natural tworzy Marzena Sitarz-Szmigiel, która pasję do kosmetyki miała w sobie od dawna: „Pod koniec liceum zrobiłam nawet kurs kosmetyczny, zrozumiałam jednak, że praca kosmetyczki nie jest dla mnie – nie jestem dokładna i raczej nie mam cierpliwości! Pożegnałam się więc z tym pomysłem i wybrałam filologię. Jednak własna marka kosmetyków była moim marzeniem od zawsze, chociaż było to jedno z tych marzeń, które bardziej przerażają, niż cieszą. Zawsze było coś ważniejszego, pilniejszego. Pewnego dnia dotarło do mnie, że poświęcam czas i energię na sprawy, które nie do końca sprawiają mi radość. Zrozumiałam, że brak specjalistycznej wiedzy czy wystarczających pieniędzy nie powinien powstrzymywać mnie przed działaniem, tym bardziej że robiłam proste kosmetyki na własne potrzeby”.

W końcu Marzena postawiła wszystko na jedną kartę. Skonsultowała się z technologiem i zaczęli pierwsze próby: „To było trochę jak gotowanie, a trochę jak magia! Czasem dawałam komuś bliskiemu coś powąchać, wklepać w skórę, a potem wysłuchiwałam opinii. Zarządzałam wówczas gabinetem kosmetologicznym ze SPA, gdzie bardzo dużo rozmawiałam i z kosmetologami, i (przede wszystkim) z klientami. To wtedy wyklarowała mi się idea marki. Spotykałam mnóstwo pięknych kobiet, które często z powodu kompleksów lub braku pewności siebie czuły się nieatrakcyjne. Doskonale to rozumiałam, bo sama przeszłam długą drogę do akceptacji siebie. Dbanie o urodę i estetykę jest ważną częścią życia, jednak niektórym z tych kobiet wcale nie były potrzebne kolejne zabiegi, a jedynie przypomnienie, że są piękne takie, jakie są. Kiedyś opowiedziałam o moich obserwacjach mężowi i tak od słowa do słowa powstało hasło przewodnie naszej marki. Miałam więc sample produktów, ideę, hasło, ale ciągle nie miałam czasu… aż nadszedł marzec 2020 roku. Przez blisko 3 miesiące „zamknięcia” wstawałam z samego rana, robiłam kawę i krótki trening, a następnie siadałam po turecku na dywanie z komputerem i stosem notatek”.

Co z tego powstało? Wegańskie, naturalne kosmetyki pakowane w szkło – cukrowe peelingimusy do ciała. Każdy w 3 wersjach (wszystkie pachną wybornie!). Dlaczego peelingi? To od wielu lat ulubione kosmetyki Marzeny: „To było oczywiste, że to peeling musi być naszym pierwszym produktem. Chciałam, aby nawilżał, ale nie zostawiał mocno natłuszczonej skóry. Jeśli chodzi o musy, to słoneczne smoothie jest moim faworytem”.

Za to moim faworytem jest mus o zapachu leśnych borówek. Jest optymalnie gęsty i bardzo dobrze nawilża skórę. Czekam na kolejne produkty MASH!

PURITY HERBS

W 1993 roku Andre Raes w warunkach domowych stworzył krem na bazie islandzkich ziół, który Ásta Sýrusdóttir pracująca wówczas w przedszkolu wypróbowała u chłopca cierpiącego na egzemę. Po paru dniach skóra chłopca niemal całkowicie wróciła do zdrowia, a krem dzięki swoim właściwościom zyskał nazwę Wonder Cream ~ Cudowny Krem. Zachwycony efektem działania Wonder Creamu dziadek chłopca, który był lokalnym farmaceutą, udostępnił Andre zaplecze swojej apteki, by umożliwić mu kontynuację badań nad islandzkimi ziołami i ich właściwościami. Tak właśnie w 1994 roku powstało Purity Herbs. Założyli je Andre i Ásta. Z czasem dołączył do nich mąż Ásty – Jón – oraz kilku członków ich rodziny. Kosmetyki powstają w położonym na północy Islandii miasteczku Akureyri.

Jak Purity Herbs trafiło do Polski? Stało się to za sprawą Marty i Pawła, którzy po paru latach życia na Islandii postanowili wrócić do kraju: „Pierwszy raz na Islandię trafiliśmy w 2016 roku. Przylecieliśmy tylko na kilka dni, żeby spełnić jedno ze swoich podróżniczych marzeń. Spokojnie możemy powiedzieć, że zakochaliśmy się w Islandii od pierwszego oddechu. Uderzyły nas niekończąca się przestrzeń, zapierające dech w piersiach widoki i tak łatwo odczuwalna siła natury. Byliśmy zmęczeni wielkim miastem, naszymi pracami i poczuliśmy, że chcemy spróbować czegoś innego. Po powrocie do Polski zaczęliśmy działać, rozsyłać swoje CV i wizualizować sobie życie na wyspie. Miesiąc później stanęliśmy na lotnisku w Keflavíku z plecakami gotowi na nową przygodę! Pracowaliśmy na północy, zachodzie i południu kraju, głównie zajmowaliśmy się guesthouse’ami. Wszystkie wolne chwile spędzaliśmy na eksplorowaniu rozmaitych zakątków wyspy, początkowo jeździliśmy stopem i spaliśmy pod namiotami”.

W międzyczasie Paweł spełnił swoje marzenie i nauczył się grać na handpanie, a Marta zgłębiła sztukę robienia na drutach i stworzyła swoją markę z islandzkimi czapami i lopapeysami.

Po kilku latach pracy tęsknota za domem sprowadziła ich do Polski. Podzielenie się kawałkiem Islandii z Polską wydało im się dobrym pomysłem na nowy start.

Jak poznali Purity Herbs? „Po naszym przyjeździe na Islandię Marta zmagała się z problemami skórnymi. Znajoma z pracy poleciła nam wypróbować Viking Balm, który w kilka dni poradził sobie z problemami, na które nie działał żaden steryd. Od tamtej pory testowaliśmy inne produkty marki. Zaczęły je też stosować nasze mamy, babcie, ciocie itd. Napisaliśmy maila do Jóna i Ásty i ku naszemu zdziwieniu zaprosili nas na spotkanie do Akureyri! Poznaliśmy funkcjonowanie firmy od środka, jej rodzinny charakter, atmosferę oraz sposób produkcji kosmetyków, co ostatecznie przekonało nas do prowadzenia marki w Polsce”.

Kosmetyki Purity Herbs zaciekawiły mnie swoim „niekosmetycznym” wyglądem i różnymi niespotykanymi w markach kosmetycznych produktami. Znajdziecie tam nie tylko pełne islandzkich ziół kremy do twarzy czy balsamy, ale też mikstury, które mogą stanąć w domowej apteczce, m.in. Viking Balm, który jest idealny na opryszczki, zajady, ranki, zadrapania, odciski i zmiany grzybicze, czy Joint relief oil – olej do masażu na zmęczone mięśnie i stawy.

Które kosmetyki są ulubionymi Marty i Pawła? „Marta uwielbia Eye Gel, który doskonale odżywia i wygładza skórę wokół oczu, a schłodzony (warto trzymać go w lodówce!) przynosi ukojenie na poranne opuchlizny. Rose Wonder świetnie sprawdza się na dojrzałej cerze naszych mam, ponieważ doskonale hamuje procesy starzenia się skóry i likwiduje przebarwienia. No i oczywiście polecamy serię «Dla zakochanych» i nasz ulubiony Secret of love – naturalny i stymulujący doznania żel intymny, to coś, czego na polskim rynku do tej pory naprawdę nie było!”.