Kolaż No. 37

SUBLIME

Sublime to dwie siostry Aga i Gabi, francuskie inspiracje i polska produkcja. Kolejna marka biżuteryjna, która wpadła mi w oko, tym razem z powodu klasycznych, eleganckich wzorów. Obie dziewczyny we Francji spędziły parę lat, tam kończyły liceum. Aga mieszka teraz w Warszawie, Gabi w rodzinnym Krakowie. Po drodze były Korsyka, Kalifornia, Hiszpania i Dublin. Jednak jak mówią chcą zostać w Polsce.

 Jako miłośniczki biżuterii postanowiłyśmy stworzyć markę dla kobiet, które tak jak my, uwielbiają złote akcesoria, cenią dobrą jakość, ale dostosowują zakupy do możliwości portfela. Zainspirowane paryską estetyką, nonszalanckim stylem i niewymuszoną elegancją postanowiłyśmy przenieść trochę Paryża do Polski”.

Marka powstała rok temu. Do tej pory dziewczyny stworzyły trzy kolekcje po siedem modeli. Każdy cechuje nawiązanie do klasycznych form, ale i odrobina nowoczesności.  Nie biegniemy za aktualnymi trendami – zgodnie z francuskim podejściem do mody, tworzymy ponadczasową biżuterię, która uzupełni każdy look i doda francuskiego je ne sais quoi. Projekty posiadają raz mniej, raz więcej autorskich elementów, a czasem są po prostu solidną interpretacją klasyków. Chcemy, żeby nosząc Sublime, nasze Sublime muses – bo tak nazywamy klientki, poczuły się naturalnie, nonszalancko i stylowo” – mówi Aga.

 Francuzki bardzo często widząc coś co przypadnie im do gustu mówią: c’est sublime! Taka właśnie jest nasza biżuteria – Sublime! Dobrze wiemy, że klasyka jest ponadczasowa i to właśnie w tym kierunku chciałybyśmy podążać proponując naszym klientkom everyday charm-s, czyli urokliwą biżuterię, która będzie uzupełnieniem ich codziennych i niecodziennych stylizacji”.

Biżuteria robiona jest ręcznie w krakowskiej pracowni wg. projektu dziewczyn. Opakowania wykonane są z materiałów z recyklingu.

Jeśli szukacie klasycznych kolczyków kółek, czy cienkich bransoletek, a przy tym w dobrych cenach zerknijcie do Sublime.

Dziane

Jeśli lubicie kolorowe czapki i rękawiczki, to zapraszam do Dziane. Dziane, czyli małe studio dziewiarskie założone w 2017 roku w Łodzi przez Martę. Ma też paru pomocników: Tomka, Natalię oraz psią asystentkę Stefanię.

 Łódź, to moje rodzinne miasto. Sporo osób, które się tutaj wychowało miało w rodzinie kogoś związanego z przemysłem tekstylnym. Moja babcia przez moment pracowała w jednym z większym zakładów bawełnianych, ale ze względu na ciężkie warunki pracy, zrezygnowała i zajmowała się szyciem w domu. Dziadek był szewcem, mama również szyła i pracowała przez jakiś czas w łódzkich szwalniach, a tata zajmował się procesem produkcji odzieży. Mi na pewno o wiele bliższe jest wytwarzanie rzeczy w małej skali. Swoją przygodę z dzianiem zaczęłam od robienia na drutach i ten gest, wykonywania samemu każdej rzeczy ma dla mnie duże znaczenie. W przypadku dzianiny, zwykle są to ciepłe rzeczy, które mają zadbać o komfort osoby obdarowanej, a to piękny wyraz troski o drugą osobę” – opowiada Marta.

Wszystkie czapki i rękawiczki Dziane nadal tworzy własnoręcznie. Kolorowe cuda powstają na ręcznych maszynach dziewiarskich – analogowych, bez prądu, więc żeby wykonać czapkę trzeba się trochę napracować.  Ale to akurat praca, którą bardzo lubię i mam z niej wiele satysfakcji.  Po wykonaniu każdej rzeczy, czeka nas jeszcze ręczne wykończenie i zszycie. Do pracy używamy bardzo dobrej jakości wełny merynosa, zależy mi na tym, żeby nasze produkty, skoro już poświęcamy im sporo czasu, przetrwały jak najdłużej”. 

Dziane skradło moje serce. Podoba mi się bezpretensjonalność marki, precyzja wykonania, zabawa wzorem i kolorem oraz to, że ze względu na to, iż jeśli tylko ma się ochotę produkty można personalizować – każdy model można zamówić w innym kolorze. Ja sama mam rękawiczki w pomarańczowe łaty i sam ich widok poprawia mi humor (w środku wyściełane są bawełną pod kolor!). Zapewniam, że poprawi i wam! Jeśli coś wam się spodoba, spieszcie się z zamówieniem, żeby Marta zdążyła to udziać!

LAST

Kosmetyki do twarzy zmieniam często. Próbuję nowych marek i formuł. Moje ostatnie kosmetyczne odkrycie to Skin Repair Serum – dwufazowe serum z silnie działającymi ekstraktami z roślin, peptydami, witaminami i bio fermentami od LAST. A LAST, to jak mówi Kasia, założycielka marki, mieszanka różnych emocji, energii i osobowości”.

LAST powstało jako efekt zmian w życiu Kasi: „Dorastałam w Wołominie pod Warszawą. Miałam typowy syndrom dziecka spod dużego miasta, które ma wielkie ambicje. Codzienne pobudki o 5:00 nauczyły mnie dyscypliny, wytrwałości i konsekwencji. Na pierwszym roku studiów rozpoczęłam pełnoetatową pracę w szwedzkiej korporacji. Ten rosnący perfekcjonizm miał mnie wkrótce zgubić. Pracowałam po 12-16 godzin dziennie. Jak zawsze chciałam być najlepsza. Na szczęście w moim życiu pojawił się partner, dzięki któremu po wielu wspólnych latach nauczyłam się odpuszczać i znajdować przyjemność w tym, co robię. Kolejnych kilka lat później jestem osobą o głębokiej świadomości, medytującą, z nieznanym mi wcześniej spokojem i cierpliwością. LAST robię przede wszystkim dla siebie i na swoich zasadach”. 

Pierwsza myśl o kosmetycznej marce do głowy Kasi wpadła, gdy jej teść szukał dobrego kremu dla żony: Stanął przed półką z najdroższymi kosmetykami i zupełnie nie wiedział co wybrać. Sfotografował więc nazwy i składy poszczególnych kremów, by skonsultować je z dawną znajomą z USA, kosmetologiem. Zamiast rekomendacji któregoś z kremów otrzymał jednak listę pięciu surowców, które należy zmieszać, dodać do dowolnego kremu i voila! Receptura trafiła do mnie. Zbliżał się Dzień Matki, więc w ramach prezentu odtworzyłam pierwotną recepturę 1:1. Wyszło ciekawie, więc zrobiłam ją kolejny raz. I kolejny. Za każdym razem dodawałam kolejne surowce, które zainteresowały mnie swoimi wynikami badań, wysoką, mierzalną skutecznością. Grono osób, które co miesiąc zgłaszały się po kosmetyk zaczęło wkrótce wykraczać poza moich znajomych. 

Prace nad LAST trwały trzy lata. Właśnie tyle czasu minęło od kiedy Kasia próbowała stworzyć recepturę pierwszego kosmetyku: Na początku sama: wertując wyniki badań w poszukiwaniu skutecznych surowców, ściągając z całego świata próbki, mieszając je w swojej kuchni. Jednak dużo bardziej interesował mnie sam etap koncepcyjny i dopracowywania receptury. Dlatego kiedy tylko podjęłam decyzję o profesjonalnej produkcji własnych kosmetyków, zaprosiłam do współpracy osoby, które w obszarach mojej niekompetencji były absolutnie bezkonkurencyjne. Tym sposobem w LAST pojawiła się druga Kasia – biotechnolożka i kosmetolog z ajurwedyjskim zacięciem, która w laboratorium dopracowała moją pierwszą recepturę i zajęła się kolejnymi. A także trzecia Kasia, która opracowała proces technologiczny wykonywania wymarzonych przeze mnie korków do kosmetyków opalanych zgodnie z japońską sztuką shou sugi ban”.

Wszystkie produkty LAST oprócz surowców o udowodnionym klinicznie pozytywnym wpływie na skórę, zawierają surowce neuroaktywne, czyli takie, które poza pielęgnującym wpływem na skórę, potrafią wchodzić w interakcje z systemem nerwowym, wpływać na pracę mózgu czy system odpornościowy. Np. obniżają kortyzol, co łagodzi stan zapalny w komórkach i w efekcie spowalnia proces starzenia, podnoszą poziom beta-endorfiny w skórze, co wzmaga jej zdolności regeneracyjne i poprawia homeostazę. Wszystkie te składniki pochodzą z całego świata, od Japonii, przez Australię, Etiopię, Somalię, po Brazylię czy Kolumbię. Kasia, jak mówi czerpie z różnych kultur stosując zarówno surowce stosowane od zarania dziejów do opatrywania ran powstałych w wyniku walk plemiennych jak i najnowocześniejsze biomimetyczne tetrapeptydy. 

Markę zawsze postrzegałam przez pryzmat produktów, a te miały wyleczyć skórę, doprowadzić ją do najlepszego możliwego stanu. LAST to komfort. To rozwiązanie problemów u źródła, a nie przykrycie ich makijażem. LAST to trwanie”. 

Wiem, że brzmi to magicznie i może takie właśnie jest. Począwszy od świetnej identyfikacji, wspomnianego korka, po zapach, barwę i konsystencję serum – jestem zauroczona. Kasia mówi, że marka rozwija się głównie w oparciu o polecenia, więc polecam i ja.