Anthony Passeron, Uśpione, tłum. Jacek Giszczak, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2024
Z pozoru ta położona na granicy włosko-francuskiej miejscowość, w której od pokoleń żyje i pracuje rodzina Passeronów, to raj na ziemi. Na przecięciu dwu światów – górskiego i morskiego, z zapierającymi dech widokami krewni autora prowadzą dobrze prosperującą masarnię. Biznes przynosi na tyle przyzwoite dochody, że pozwala kolejnym pokoleniom kształcić się i już nie tylko marzyć o awansie społecznym.
Jednak na tym wzorowym obrazie istnieje rysa i to dość mocna. Historia rodzinnego dramatu – uzależnienia od heroiny, zmagań z AIDS i wreszcie przedwczesnej śmierci kładzie się cieniem na rodzinnych stosunkach. Autor dopiero w wieku kilku lat usłyszał od swojego ojca, że ten miał starszego brata – Désiré. Dopiero jako dorosły, kilkadziesiąt lat po tragicznej śmierci stryja, postanawia przypomnieć rodzinną historię – nie tylko historię jednostki, ale też awansu społecznego rodziny i jego konsekwencji, przede wszystkim jednak – prowincjonalnej mentalności i uprzedzeń, które prowadzą do tragedii.
Aż trudno uwierzyć, że Uśpione to debiut francuskiego pisarza. Jego precyzyjny, chłodny język przywodzi na myśl Annie Ernaux. Podobne oszczędna forma, która tylko potęguje poczucie dramatu. Poruszającym zabiegiem narracyjnym jest też zderzenie ze sobą rodzinnej tragedii i kataklizmu na wielką skalę – epidemii AIDS, która w tym samym czasie przetoczyła się przez USA i Francję. Tajemniczy wirus, zbierający potworne żniwo nie omija również małej górskiej wioski. Wioski, która tylko z pozoru jest sielankowa – autor mistrzowsko dekonstruuje powszechne przekonanie o idealności wiejskiego świata z pogranicza Lazurowego Wybrzeża i Alp, pokazując trud życia w takim miejscu, ale też szorstkość i surowość ludzi, nauczonych ciężkiej pracy.
Passeron z ogromnym wyczuciem portretuje katastrofę – zarówno tę na wielką skalę, jak i tę małą, rodzinną. Próbuje wydobyć z zapomnienia pamięć o tych, którzy odeszli. Piękna, poruszająca do głębi proza.