Les Moutons: Przejdźmy do rzeczy

Catwalk, Shell, Smile czy Owl to nazwy toreb tworzonych przez Ajkę Karwowską od niemal 14 lat. Wszystkie z licowej skóry wyprawianej roślinnie i barwionej tradycyjnymi metodami, co sprawia, że każdy egzemplarz szlachetnieje z czasem. Marka Les Moutons, bo o niej mowa, nie powstałaby, gdyby nie szczęśliwy przypadek. Wszystko zaczęło się od jednej torby uszytej przez Ajkę na własne potrzeby.

Dorastałaś w Krakowie. Początkowo Les Moutons prowadziłaś właśnie tam. Czy ktoś w twojej rodzinie zajmował się tym samym?

Urodziłam się w tym mieście i żyłam tam do 2017 roku. Dużo z Krakowa nadal we mnie siedzi. Dzieje mojej rodziny są dosyć barwne, sporo w nich niezwykłych postaci, historii i tradycji artystycznych. W takiej atmosferze się wychowywałam. Moja mama odziedziczyła po swoim ojcu talent literacki i niezwykły dryg do opowiadania anegdot, co nierozerwalnie łączy się z poczuciem humoru i dystansem do rzeczywistości. Na język polski przetłumaczyła m.in. cudowne powieści Roalda Dahla, na których wychowują się moje dzieci. Mamie zawdzięczam ciekawość świata i ludzi. Od taty z kolei nauczyłam się przede wszystkim widzieć. Często mówił, że coś jest „za bardzo wymyślone”. Odnosiło się to do przedmiotów codziennego użytku, dizajnu, proporcji – to myślenie pozostaje dla mnie jednym z ważniejszych drogowskazów przy projektowaniu. Dzięki tacie pokochałam też sztukę. Nauczyłam się ją rozumieć i traktować jako niezbędną część życia. To on wykonał niemal wszystkie meble w naszym rodzinnym domu w Krakowie. Na początku lat 90. zaczął projektować buty. Jednymi z pierwszych były niezwykłe sandały klejone na podeszwach z opon samochodowych.

Jako dziecko spędzałam mnóstwo czasu w ogrodzie z ukochaną babcią Danusią, która znała niezliczone gatunki roślin. Lubiłam zbierać zioła i kłącza, które następnie suszyłam na słońcu. Z niektórych sporządzałam mętne mikstury, które umieszczałam w przezroczystych probówkach i ustawiałam w rzędach na półce. Inne pakowałam do własnoręcznie wykonanych kopert, opatrzonych logo mojej „apteki”. Dużo rysowałam, pisałam minipowieści i redagowałam gazety.

W liceum plastycznym wybrałam fotografię, która mocno zaważyła na kilku kolejnych latach mojego życia. Urządziłam sobie ciemnię w domowej pralni, wywoływałam filmy i robiłam odbitki. Szczególnie interesował mnie temat portretu młodej kobiety. Urządzałam sesje, byłam stylistką i fotografką. Zaczęłam kolekcjonować magazyny modowe. To wszystko działo się w czasach początków Internetu i opierało się na własnych poszukiwaniach, eksperymentach.

Jaki kierunek studiów wybrałaś?

Architekturę krajobrazu, ponieważ równolegle interesował mnie świat roślin. Wtedy był to nowy kierunek, byliśmy drugim rocznikiem, który rozpoczął te studia. Dzięki babci znałam łacińskie nazwy roślin, co bardzo mi się przydało. Podczas podróży do Nowego Jorku poznałam projekty naturalistyczne Pieta Oudolfa. Coś, co u nas nie było jeszcze popularne, w Stanach i w zachodniej Europie miało już swoje stałe miejsce. Łąki kwietne, projekty bylinowe wprowadzane do miast i osiedli. Zastosowanie rodzimych gatunków i tworzenie enklaw dla owadów i ptaków. Podczas pobytów w Kopenhadze odwiedzałam królewskie ogrody i dokumentowałam założenia, aby pokazać je klientom w Polsce. Bardzo chciałam projektować podobne rzeczy, jednak u nas prym wciąż wiodły żywopłoty z tui, kostka brukowa i gotowe oczka wodne.

Jak to się w takim razie stało, że zaczęłaś tworzyć torebki i założyłaś swoją markę?

Les Moutons to rodzina. 13 lat temu zaczęliśmy tworzyć torebki z moją siostrą Klarą i mężem Kubą. Nazwę wymyśliła Klara. Odnosi się do francuskiego powiedzenia Revenons à nos moutons, co dosłownie oznacza „powróćmy do naszych baranów”, czyli „przejdźmy do właściwego tematu, do rzeczy”.

Logo Les Moutons stworzyłam sama (odręcznie napisałam nazwę), trochę nad nim popracowaliśmy, by można było je powielać i wytłaczać na gorąco na skórze. Przy identyfikacji pomagała nam Marysia Markowska z Halo creative studio. Zdjęcia robiliśmy razem z Kubą, który na co dzień jest producentem filmów animowanych i prowadzi studio Letko. Mój brat Michał zaprojektował i wykonał dla nas pierwsze meble wystawowe, które do dziś używane są na targach. Jestem bardzo wdzięczna osobom, które pomogły mi na wczesnym etapie rozwoju, teraz markę prowadzę już sama.

Historia samego początku Les Moutons jest dosyć zaskakująca. W 2009 roku przyjechał do Krakowa japoński projektant Masao Morishita, twórca marek Quilp oraz Two Foundation Mode & Artisan, który w tamtych latach szukał w Europie ludzi tworzących projekty o mocnym, indywidualnym charakterze, dobrej jakości i z widoczną dbałością o detal. Najpierw natrafił na buty projektu mojego taty. Potem, na kolacji u moich rodziców, poznaliśmy się i my. Na oparciu krzesła powiesiłam torbę, z którą przyszłam – był to The Canyon Bag, pierwszy model uszyty przeze mnie trzy tygodnie wcześniej na własne potrzeby.

Akurat urządzaliśmy się z Kubą w nowym mieszkaniu, brakowało mi wytrzymałej torby, w której mogłabym zmieścić wiertarkę, zestaw gwoździ, laptopa i farbę do ścian, a na koniec dorzucić jeszcze warzywa kupione na placu. Dodatkowo miała to być torba, która będzie mi się po prostu podobać, a jej ramiona nie strzelą przy najbliższej okazji. Model był dosyć surowy, oszczędny w formie, uszyty z grubej licowej skóry. Mimo że była to moja pierwsza torba, byłam z niej zadowolona. Po kolacji Masao zauważył mojego Canyona i zapytał, czy może go obejrzeć. Zaczęliśmy rozmawiać. Zaproponował, bym uszyła siedem toreb na targi do Paryża. Zapytałam siostrę, czy zrobiłybyśmy to razem, zgodziła się. Nie miałyśmy pojęcia, czy zdążymy w niecałe dwa tygodnie. Przez kilka dni nie schodziłyśmy ze strychu, gdzie urządziłyśmy prowizoryczny warsztat i korzystałyśmy ze starych rymarskich maszyn. Potraktowałyśmy zamówienie bardzo poważnie i udało się. Wysłałyśmy torby na czas, a Masao pokazał je w Paryżu. Po paru tygodniach otrzymałyśmy spore zamówienie z Japonii.

Tak się to zaczęło! Klara projektowała akcesoria, a ja skupiłam się na torbach. Powstały katalog i kolekcja. Nasze torby były sprzedawane w ponad 30 sklepach w Japonii,

miałyśmy też nieliczne zamówienia od indywidualnych klientów w Polsce. Początki były trudne. Masao przyjeżdżał trzy razy w roku i spędzaliśmy długie godziny na rozmowach, wspólnym rysowaniu detali, upraszczaniu formy i nadawaniu jej indywidualnego charakteru. Bardzo ciekawiło nas podejście Japończyków do minimalizmu i tradycyjnego rzemiosła, ich szacunek i świadomość wartości produktów tego rodzaju. Ponadto modele, które według nas były skierowane do kobiet, w Japonii z powodzeniem uchodziły za modele męskie lub unisex. Np. torebka The Flap Bag pełniła funkcję niewielkiej torby na aparat. W tamtych czasach w Polsce dopiero raczkował ruch slow fashion, niewiele było pracowni oferujących rzeczy wykonane metodą rzemieślniczą, a jednak z nowoczesnym podejściem.

Klara po ukończeniu studiów zaczęła projektować ubrania, szyje piękne rzeczy na indywidualne zamówienia. Ja od 2017 roku weszłam na nową drogę w Warszawie. Tutaj projektuję i wykonuję zamówienia.

Jaka idea przyświecała ci od początku? 

Chciałam tworzyć rzeczy użyteczne i piękne. Solidnie skonstruowane, uniwersalne, ponadczasowe. Takie, które przez lata towarzyszą człowiekowi, są proste, ale się nie nudzą. Z czasem dopasowują się do gestów właściciela. Wszystkie modele powstawały w wyniku konkretnych przemyśleń dotyczących funkcji i formy, balansu pomiędzy rozwiązaniami technicznymi i estetycznymi. Były poszukiwaniem własnej odpowiedzi na konkretne problemy użytkowe. Każda torba ma jakąś historię, małą, zabawną myśl, którą próbuję zawrzeć w projekcie. Czasami to detal, czasami cały kształt. Nadaję torbom nazwy, które sygnalizują sposób, w jaki o nich myślę.

Np. The Canyon Bag był modelem typu basic, bez szczelnego zamykania i ze swobodnym dostępem do wnętrza. Wraz z rozwojem umiejętności i doskonaleniem warsztatu mogłam tworzyć bardziej zaawansowane technicznie modele. Torby zyskiwały dodatkowe atuty. Historia The Shopping Bag wiązała się z nową potrzebą. Po kilku latach używania modelu The Canyon Bag zapragnęłam mieć równie pojemną torbę na zakupy, wyposażoną jednak w podszewkę, niewielką kieszonkę wewnątrz oraz solidne zamknięcie. The Smile Bag to również jeden z pierwszych modeli, który po latach został uproszczony wizualnie. Projekt nawiązywał do sprzedawanych na bazarach dawnych torebek ludowych, służących jako element odświętnego. Jako dziecko miałam podobną, więc nawiązanie do tej formy sprawiło mi po prostu przyjemność. W przyszłości chciałabym rozszerzyć ofertę o przedmioty codziennego użytku, stworzyć minikolekcję Les Moutons Home.

 

Z czego wykonywane są projekty?

Powstają tylko i wyłącznie z polskiej skóry licowej wyprawianej roślinnie przy użyciu tradycyjnej metody. Sposób szycia wypracowałam samodzielnie. Był to długi i pracochłonny proces. Próbowałam różnych rozwiązań konstrukcyjnych, typów szwów, rodzajów zapięć, metod łączenia skóry z materiałem. Gdy miałam już pomysł na bryłę, najpierw tworzyłam modele z papieru, aby zobaczyć, jak to wygląda w trójwymiarze.

Następnie odrysowywałam formy na skórze, wycinałam i szyłam. Często robiłam kilka prototypów.

Niektóre modele torebek powstały szybko – na fali przeczucia, jak powinny wyglądać. Inne kształtowały się długo, etapami, jeszcze inne nigdy nie doczekały się swojego momentu, ale posłużyły jako element przejściowy w poszukiwaniach.

 

Co cię inspiruje?

Sporo rzeczy. Po pierwsze natura, jej niezliczone, doskonałe oblicza, zestawienia kształtów oraz kolorów, różnorodność i zmienność. Kolekcjonuję nasiona, skamieliny i niewielkie kawałki drewna oszlifowane przez wodę morską. Lubię znajdować ciekawe okazy. Suszę owoce i kwiaty, a zwłaszcza inspirujące kształtem liście i niepozorne chwasty. Inspiruje mnie organiczna konstrukcja owoców, skał i nasion. Świat jest niesamowicie zbudowany w najmniejszym szczególe.

Fascynuje mnie też sztuka awangardy XX w. rozumiana jako zerwanie z historyzmem i eklektyzmem, zawierająca liczne kierunki, kładąca nacisk na znaczenie czystej formy, wchodząca w związki z otaczającą przestrzenią. Abstrakcja geometryczna i niegeometryczna. Mobile Alexandra Caldera, szczególnie te ruchome – poruszane powietrzem lub przy pomocy silniczków. Intuicyjne, skojarzeniowe malarstwo Paula Klee, który w swojej sztuce używał szyfru. Sztuka Klee jest pozornie naiwna, a zarazem poetycka. Przepadam też za twórczością Joana Miró, Wassilego Kandinskiego i Kazimierza Malewicza. Szczególną inspiracją są dla mnie rzeźby Henry’ego Moore’a, przedstawiciela abstrakcji organicznej. Większość swoich rzeźb ustawiał w plenerze – na tle parków, drzew, rozległych trawników czy kamienistych wzgórz. Przemawiają do mnie miękkie kształty figur i niezwykła wrażliwość artysty na przestrzeń i światło. Sztuka ma w sobie olbrzymi ładunek emocjonalny i intelektualny, porządkuje mi świat i nadaje mu sens. Lubię słuchać swojego wewnętrznego głosu podpartego siłą, którą daje mi obcowanie ze sztuką.

 

Jakie torby lubisz ty sama?

Mam duży respekt do szwedzkiej, rodzinnej firmy Böle. Podoba mi się ich historia, związek z miejscem i proces wytwarzania produktów. Interesuję się pierwszymi projektami marki Louis Vuitton. W 1858 roku powstał jeden z ich pierwszych modeli kufra – piękny, praktyczny i starannie wykończony. Walizy mogły pomieścić delikatne przedmioty, a pionowe kufry służyły do przewożenia odzieży na wieszakach. Kilka lat temu można było obejrzeć te cuda na wystawie w Paryżu.

Ważny jest dla mnie zmysłowy odbiór przedmiotów i poznawanie ludzi, którzy je tworzą. Targi są do tego świetną okazją, bardzo je lubię i liczę, że niebawem znów będzie można je odwiedzać. 

Gdyby ktoś kazał mi zamknąć oczy i szybko wymienić ulubione modele Les Moutons, bez wahania powiedziałabym: The Canyon Bag, The Shopping Bag, The Flap Bag. Z akcesoriów byłyby to The Coffin Box i The Envelope M.