Maria Nowińska: Asian Fusion lubię nie tylko w kuchni

Na markę NOWIŃSKA zwróciłam uwagę za sprawą złotych oczu na minitorebkach, o których ich projektantka mówi tak: „Torebki-amulety – EYE BAGS – zostały ozdobione okiem Horusa, czyli symbolem mocy i zdrowienia”. Markę z akcesoriami skórzanymi pod swoim nazwiskiem Maria prowadzi już 15 lat. Od dłuższego czasu robi to zdalnie, gdyż żyje w stolicy Malezji, a cała produkcja odbywa się w Polsce.

Gdzie żyłaś, zanim zamieszkałaś w Malezji?

Z pochodzenia jestem mieszczuchem, lubię energię dużych miast, ale ciągnie mnie do natury, która zawsze daje mi ukojenie i pozwala odnaleźć równowagę. Urodziłam się i wychowałam w Warszawie, ale nosiło mnie po świecie, na studia wyjechałam do Rzymu. Dziś wiem, że moje włóczęgostwo wynikało raczej z braku ugruntowania i uziemienia niż z ciekawości świata. Choć przyznam, że zawsze szczerze ciekawiły mnie inne kultury, tradycje i obyczaje. Do dziś różnorodność uważam za wielką wartość, inspirują mnie różnice kulturowe, a nie podziały. Zapisałam się na Wydział Literatury na Uniwersytecie „La Sapienza” w Rzymie. To była inna epoka, Polska nie była w UE, a kawa w Italii kosztowała wówczas 1000 lirów. Z tamtego okresu wyniosłam zamiłowanie do estetyki, bo wszystko, co wychodzi spod rąk Włochów, musi być piękne i sprawiać radość. Kiedyś zbłądziłam do małego zakładu rzemieślniczego. Oszołomiło mnie artystyczne wnętrze, w którym panował twórczy nieład, unosił się zapach skór i kleju kauczukowego. Uwielbiam stare włoskie warsztaty zwane bottegami. W środku siedział pan wykańczający pieczołowicie jakiś detal w torebce, ubrany był jak z żurnala, z zarzuconym po włosku sweterkiem na plecy. Pomyślałam: To jest prawdziwy maestro!”. Włosi mają cały pakiet: są zdolni manualnie, są świetnymi rzemieślnikami, a przy okazji znają się na jakości, materiałoznawstwie, modzie i historii sztuki. I ja też znam się całościowo na procesie produkcji akcesoriów, konstrukcji i skórach. Te umiejętności przywiozłam z Włoch.

Jak trafiłaś do Kuala Lumpur?

Do Malezji przeprowadziłam się z rodziną za pracą męża w październiku zeszłego roku. Mieliśmy przyjechać na rok, ale covid pokrzyżował nam plany i zostaliśmy na dłużej. Nie ubolewam nad tym, bo w Malezji codziennie świeci słońce i jest to kraj przepięknej, tropikalnej przyrody. W obliczu zatrzymania całego świata uziemienie w Malezji okazało się wspaniałym podarunkiem od losu. Poza tym ja się fantastycznie czuję w Azji i nie jest to pierwsza azjatycka metropolia, w której mieszkam. W przeszłości przez ponad 5 lat mieszkaliśmy w Szanghaju, czyli w największym chińskim mieście, i było to wyzwanie na każdym poziomie.

Co lubisz w Malezji?

Oprócz klimatu cenię Malezję za wielokulturowość i poszanowanie tradycji religijnych wszystkich wyznań, dominującą wiarą jest tu islam. Chyba nigdzie na świecie nie obchodzi się tylu świąt: od Bożego Narodzenia poprzez chiński Nowy Rok, hinduskie Dipawali i oczywiście ramadan. Jest kolorowo, a dekoracje świąteczne zmieniają się na okrągło. W malezyjskich wnętrzach cenię sobie przestrzeń i światło. Mieszkania są (jak na standardy europejskie) bardzo duże. Prawie każdy blok ma własny basen. Do Malezji przyjechaliśmy na chwilę, więc nie braliśmy ze sobą naszych mebli. Wynajęliśmy mieszkanie z wyposażeniem i uzupełniliśmy je naszymi dodatkami przywiezionymi z różnych zakątków Azji.

W Polsce prowadzisz markę z akcesoriami. Jak to działa, kiedy mieszkasz tak daleko?

Przez cały okres mieszkania za granicą to właśnie w Polsce prowadziłam swoją markę. Każda przeprowadzka była niezwykle inspirująca, ale wymagała ode mnie dużej elastyczności. Jestem kreatywna i na tym też polega moja praca. W przeszłości miałam zakład kaletniczy wykonujący wysokiej klasy torebki pod własną marką, ale projektowałam i produkowałam też dla dużych polskich firm. Współprowadziłam butik stacjonarny, w którym sprzedawałam swoje akcesoria, jeździłam na targi zagraniczne, rozwinęłam sprzedaż B2C w Chinach, zdobywając spore grono lojalnych klientów. Ostatnimi czasy współpracowałam z innymi markami przy budowaniu strategii i wyciszyłam swoją markę. Dlaczego? Pobyt w Chinach obudził moją świadomość ekologiczną. Chciałam nawet wycofać się z branży, ponieważ fundamentalnie przestałam się zgadzać z jej sposobem funkcjonowania. Jeszcze przed pandemią otworzyły mi się oczy na nadprodukcję wyniszczającą naszą planetę i na nieetyczne praktyki w szwalniach w krajach rozwijających się. T-shirt w sieciówce potrafi kosztować tyle, ile kawa w Starbucksie, więc coś po drodze poszło nie tak. Taniość fast fashion z czegoś wynika, niestety głównie z braku jakości lub poszanowania dla praw człowieka. Potem zrozumiałam, że może właśnie takie osoby jak ja, które widzą szerszy obraz, powinny w tym systemie pozostać i spróbować go zmienić strategią małych kroków. M.in. poprzez edukowanie konsumentów, z czego wynika cena droższego produktu, jak ważna jest jakość, pochodzenie materiałów i proces ich produkcji. Stąd reaktywacja mojej marki torebkowej NOWIŃSKA w etosie cichego luksusu i w duchu slow fashion.

Kiedy powstał pomysł na markę?

Pomysł narodził się we Włoszech, kiedy zainspirowana włoskimi bottegami postanowiłam przenieść je na grunt polski. Marka NOWIŃSKA zaistniała już 15 lat temu, ale przeszła długą i krętą drogę. Dojrzewała wraz ze mną. Dopiero od momentu jej reaktywacji w kwietniu prowadzę ją w pełni świadomie, wykorzystując moje doświadczenie i wiedzę zdobytą na przestrzeni lat. To trudny czas dla biznesów modowych, ale dobry czas na budowanie świadomych i odpowiedzialnych brandów, których wkład jest większy niż sam produkt. Wiele lat temu, kiedy zaczynałam, chciałam po prostu tworzyć piękne i jakościowe akcesoria skórzane. Autorskie wzornictwo na lata. Dziś dużo mówi się o jakości w kontekście mody zrównoważonej i właśnie tą drogą chcę podążać i pozostać wierna moim przekonaniom i wartościom. Chciałabym, aby marka NOWIŃSKA komunikowała coś więcej niż piękny produkt pochodzący ze zrównoważonej produkcji.

Sama projektujesz torebki?

Wszystkie modele projektuję sama. Nie jestem wywrotowa w projektowaniu, modę awangardową podziwiam jako widz, a sama lubię klasyczne formy z twistem, czyli przełamaną klasykę. Wszystkie moje torebki są bardzo dobrze skonstruowane, jestem dumna z modeli 2w1, czyli z torebek, które dzięki sprytnym zapięciom całkowicie zmieniają fason, np. z torebki w plecak. Wykonuję je w małym zakładzie rodzinnym w Polsce, gdzie wszyscy się znamy i lubimy. Nowa kolekcja ARMOUR (z ang. zbroja) ma dodawać mocy współczesnej kobiecie. Wszystkie torebki i akcesoria mają chronić i być przekaźnikami dobrej energii, która je stworzyła – silniejszej niż podszepty strachu czy zwątpienia.

Który model jest twoim ulubionym?

Jest taki model, do którego mam sentyment, a który już nie jest produkowany, choć może go wznowię jako evergreen. Stałe klientki na pewno pamiętają Golfiarkę, jedną z moich pierwszych torebek. Wiąże się z nią pewna anegdota. Kiedyś na imprezie spotkały się 2 celebrytki i obie miały tę samą torebkę. Dodam, że torba była gigantycznych rozmiarów, dodatkowo w żarówiastopomarańczowym kolorze. Pisały o tym tabloidy. Ten model jest klasyczny, a jednak niezwykle oryginalny, został nawet podrobiony w Chinach, co nie jest taką tragedią. Jeśli cię podrabiają, to znaczy, że jesteś w dobrym miejscu.