Mateusz Hajman: Ważna jest dla mnie malarskość

Wpadamy do katowickiego mieszkania fotografa Mateusza Hajmana, który od paru lat robi zdjęcia zazwyczaj nagich dziewczyn. Często właśnie w przestrzeni, w której go odwiedzamy. By zrobić portret jemu samemu, sadzamy go na sofie, na której często pozują mu modelki. Niewielkie wnętrze wypełniają rośliny, które wyrosły ze szczepek od babci Mateusza, książki i zdjęcia z sesji jego autorstwa.

Mateusz fotografuje mało i średnioformatowymi analogami, lubi też fotografię błyskawiczną: Polaroida i Instaxa. Brał udział w wystawach zbiorowych i indywidualnych, m.in. w Kolonii Artystów w Gdańsku czy Café Pysja w Reykjavíku.

Gdzie dorastałeś?

Całe życie spędziłem w Katowicach, tu chodziłem do liceum plastycznego i na ASP, gdzie studiowałem malarstwo. 

 

Jednak kojarzony jesteś przede wszystkim z fotografią.

Fotografia zawsze była nieco z boku, była niezobowiązująca, zdjęcia robiłem przy okazji, pewnie dlatego zostałem z nią najdłużej. Tata robił zdjęcia. Do dziś mam książkę, z której uczył się ojciec. Ja jednak początkowo bardziej niż robić zdjęcia, wolałem rysować i malować. Interesowała mnie historia, od przedszkola rysowałem rycerzy, motywy z bitwy pod Grunwaldem. Pamiętam, że kiedy byłem mały, oglądałem film o Modiglianim. No i Titanica. O! W sumie może ten film zainspirował mnie do robienia aktów. Wszyscy malarze, których podziwiałem w późniejszych latach, malowali ludzi. I mnie najbardziej interesował człowiek.

Po podstawówce poszedłem do plastyka. Początkowo nie lubiłem fotografii. To, co mnie najbardziej w niej denerwowało, to to, że nie mam wpływu na wszystko, co jest w kadrze. Robiłem zdjęcia w sterylnej przestrzeni studyjnej, a i tak nie lubiłem tego, że gdzieś pojawia się kabel, czy światło, które mi nie odpowiada. Malować mogłem tak, jak chciałem, miałem kontrolę nad tym, co znajdzie się na obrazie. To, co wtedy mi przeszkadzało, dziś najbardziej mi się podoba. Teraz pasuje mi, że to wszystko, co jest na zdjęciu, musiało zaistnieć w rzeczywistości, musiało znaleźć się przed moim obiektywem. Musieliśmy spotkać się z modelką w danym miejscu i o danej porze. Na zdjęcia nie patrzę w sposób techniczny, nie interesują mnie sprzętowe nowinki. Ważna jest dla mnie malarskość. Lubię na przykład to, że czasem zdjęcia nie są do końca ostre.

Pierwsze zdjęcia, do których podszedłem na poważnie, robiłem w liceum. Pracowaliśmy nad tematem: forma. Zainspirowało mnie zdjęcie Man Raya z 1924 z plecami nagiej modelki przyrównanymi do wiolonczeli. Pracując w studio, zacząłem porównywać formy ciała do różnych obiektów. W trakcie pracy zauważyłem, że bardziej niż zaplanowane od początku do końca ujęcia, podoba mi się robienie naturalnych zdjęć, np. kiedy modelka się przebiera czy odpoczywa. 

I tak zacząłeś fotografować dziewczyny. Kim są twoje modelki?

Początkowo były to moje znajome. Kiedy nie miałem jeszcze portfolio, po to by się zgodziły, musiałem dokładnie opowiadać o moim pomyśle, kadrach, pokazywałem inspiracje. Sesje robiłem wtedy przy okazji, była to dla mnie odskocznia, głównym zajęciem było dla mnie nadal malarstwo. Z czasem coraz więcej znajomych znajomych” lub całkiem nieznajomych zaczęło zagadywać o sesję. Dziś to przede wszystkim tym się zajmuję. Malarstwo na parę lat zniknęło z mojego życia zupełnie. Dopiero niedawno wróciła mi chęć do malowania.

 

Jak wyglądają sesje z dziewczynami?

Kiedy robię zdjęcia komuś, kogo nie znam, najczęściej decydujemy się na sesję w pomieszczeniu, plener jest bardziej wymagający. Punkt wyjścia jest taki, że rozmawiam z modelką, pytam, czego oczekuje, jednak większość i tak wychodzi dość naturalnie, w trakcie sesji. Zależy mi na tym, żeby modelka dobrze się czuła. Pierwsze 15–30 minut jest dość trudne. Każdy, łącznie ze mną, się stresuje. To nietypowa sytuacja. Ja ustawiam aparat, coś tam gadam, modelka musi przyzwyczaić się do nowej przestrzeni. Większość osób, które fotografuję, nigdy wcześniej nie pozowała. Co nie jest przeszkodą, bo często z takimi osobami pracuje się lepiej, ponieważ są bardziej naturalne.

Mam też parę znajomych, z którymi pracuję od lat, dobrze się znamy i kiedy przychodzi mi jakiś pomysł do głowy, mogę na nich polegać. Wiosną, latem fotografuję więcej, jesienią i zimą mam etap przeglądania, selekcji i pracy nad tym, co zrobiłem. Wtedy wydaję też kalendarz, który jest swoistym podsumowaniem roku.

Zdjęcia często robię w swoim mieszkaniu. To jest wyzwanie, mamy tę samą przestrzeń, a trzeba zrobić inne zdjęcie. Choć czasem z premedytacją wybieram niemal takie samo ujęcie. Najlepsze zdjęcia wychodzą np. wtedy, kiedy zmieniam film, ktoś siądzie naturalnie i okazuje się, że jest to najlepsza poza. 

Mateusz Hajman – fotografia analogowa

Mateusz Hajman – fotografia analogowa

Mateusz Hajman – fotografia analogowa

Co roku, jak wspominałeś, wydajesz kalendarz z wybranymi zdjęciami. Jak dokonujesz selekcji?

Pomagają mi w tym znajomi, którzy mają świeże oko i dystans. Ja za bardzo się spinam, nie mam dystansu, raz myślę, że wybór zdjęć jest za duży, raz, że nie ma z czego wybierać. Od paru lat premierze kalendarza towarzyszy też wystawa, na której pokazuję zdjęcia z kalendarza, ale też takie, które w nim się nie zmieściły. 

 

Jakim aparatem fotografujesz?

Mam takie fazy. Czasem mam fazę eksperymentów, co sesja to fotografuję czymś innym. A czasem przez długi okres używam ulubionego aparatu. Obecnie korzystam z mojej ulubionej Minolty XG9, Polaroida SX-70, Polaroida 635 i Instaxa Wide.

 

Wspominałeś, że masz chęć wrócić do malowania. Planujesz coś konkretnego?

Po wizycie na Islandii ciągnie mnie do pejzaży. Zrobiłem sporo zdjęć, na podstawie których planuję malować. Korci mnie też video. Noszę przy sobie aparat, by zrobić trochę zdjęć na mieście czy w plenerze. Szczególnie na wystawach chciałbym łączyć zdjęcia bez ludzi z tymi z modelkami. 

 

Co lubisz równie mocno jak robienie zdjęć?

No lubię robić zdjęcia, lubię słuchać muzyki – Toma Waitsa i King Gizzard & the Lizard Wizard. Haha, brzmi to jak opis na Tinderze! No tak, lubię muzykę i pływanie łódkami na Mazurach.

Mateusz Hajman – fotografia analogowa

Mateusz Hajman – fotografia analogowa

Mateusz Hajman – fotografia analogowa