Milan Zientara: Odpoczywam, tworząc

Wpadliśmy ostatnio do pracowni malarskiej na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, by odwiedzić jej studenta Milana Zientarę. Nieco wcześniej spotkaliśmy się z nim też w katowickim mieszkaniu, w którym mieszkał przed wyprowadzką do Krakowa. Milan wychował się w Piekarach Śląskich, jego edukacja artystyczna zaczęła się w tarnogórskim plastyku, a kolejno wybrał malarstwo na ASP w Katowicach. Dziś jest na trzecim roku i w ramach wymiany uczelnianej wybrał Kraków. 

Rysowałeś od małego?

Pasją do rysowania zaraziła mnie mama, która jest przedszkolanką. Podczas przygotowywania materiałów do zajęć plastycznych często prosiła mnie o pomoc, a ja bardzo chętnie włączałem się w te działania. Plastyczne aktywności szły mi dobrze. Pamiętam, że moja nauczycielka z przedszkola co roku dawała mi zadanie – narysowanie bociana. Wiem, że do dziś trzyma je wszystkie. W tamtym czasie namiętnie rysowałem wszystko, co związane z kreskówkami, motywy z Jurassic ParkStar Wars pojawiały się dzięki mojemu tacie, z którym oglądałem filmy. Moją ulubioną serią filmową była saga o Obcych zapoczątkowana przez klasyk kina sci-fi Obcy – Ósmy pasażer Nostromo Ridleya Scotta.

Gdy miałem z 12 lat dostałem swój pierwszy aparat. Chodziłem na spacery po Piekarach i fotografowałem. Inspirowała mnie natura, drzewa, liście, przedmioty codziennego użytku, zachody słońca przy Kopcu Wyzwolenia w moim rodzinnym mieście. W liceum zainteresowała mnie fotografia portretowa, robiłem zdjęcia wszystkim znajomym.

Jako kierunek studiów wybrałeś jednak malarstwo.

Z malarstwem zetknąłem się w liceum, był to mój przedmiot dodatkowy. Szczerze nie cierpiałem wtedy malować, to była dla mnie udręka. Malowaliśmy martwą naturę naprzemiennie z modelem. Moje pierwsze indywidualne działania malarskie były raczej krytykowane, odradzano mi kierunek, w którym szedłem. Na dyplom przygotowałem pierwsze osadzone w estetyce surrealizmu obrazy, próby zwizualizowania moich snów, fantazji, lęków, co nie zostało ciepło przyjęte. 

 

To właśnie głównie sny pojawiają się na twoich obrazach i dziś?

Początkowo rzeczywiście tak było. Dziś nieco się to zmieniło, stawiam na wyobraźnię z tu i teraz. Uwielbiam kino. Przez jakiś czas pracowałem nawet w katowickim kinie Światowid, widziałem wszystkie możliwe premiery. Inspiracją do malowania często staje się dla mnie tytuł filmu czy konkretna scena. Jednymi z filmów, które najmocniej wpłynęły na moją twórczość malarską, są Święta Góra, Nieznajomy nad jeziorem, Suspiria, Kwiat granatu, Pieśń Miłości  i Duch Śniegów. Dwa ostatnie tytuły zostały nadane mojemu rysunkowi i obrazowi, które są dla mnie szczególnie ważne.

Dość automatycznie pracuję w taki sposób, że moje obrazy w pewien sposób się przenikają, jeden wynika z drugiego, jest fragmentem czy dopowiedzeniem innego. Robię też dużo rysunków kredkami, na nich pojawiają się poszczególne elementy z obrazów. Później wszystko się miksuje, uzupełnia, dekonstruuje.

Pierwszy rok moich studiów spędziłem w swoim pokoju ze względu na zamknięcie Akademii z powodu pandemii. Dzięki temu, że nie musieliśmy pracować z martwą naturą i modelami, mogłem rozwijać swoje pomysły. Miałem swobodę. 

 

Niemal na każdym obrazie portretujesz siebie.

Nie nazywam tych obrazów autoportretami. Te postaci wyglądają jak ja, nie są jednak mną. Przybierają taką formę, bo reprezentują dany kawałek mojej osobowości, który staram się na płótnie przepracowywać. Wcześniej pracowałem mocno terapeutycznie. To, co pojawiało się na obrazach, szło w zgodzie z tym, co przerabiałem na terapii. Obrazy były dopowiedzeniem konkretnego okresu, nad którym pracowałem. Od niedawna zaczynam umieszczać na obrazach bliskie mi osoby. Celebrując tym samym nasze relacje i podkreślając cechy, które w danej osobie uważam za niesamowicie cenne i inspirujące.

 

Każdy obraz zaczyna się od szkicu?

Szkicownik to moje podstawowe narzędzie pracy. Szkiców jest dużo, wybieram to, co najbliższe memu sercu. Czasem z paru powstaje coś zupełnie nowego. Kolory obrazów widzę w głowie, ale zdarza się, że ulegają zmianie, bo na płótnie nie wyglądają tak dobrze, jak w wyobraźni. Jeśli chodzi o zestawienia kolorystyczne, inspiruje mnie codzienność i otoczenie, opakowania produktów, plakaty.

 

O jakiej porze dnia najlepiej ci się maluje?

Studiuję, więc mam dzienny tryb pracy. Maluję w dzień, w nocy śpię. Po pierwszym roku byłem głodny malarstwa, ludzi, rozwoju. Starałem się być na uczelni z samego rana. Malowałem siedem dni w tygodniu. Bardzo lubię pracować, malować, rysować. Chyba nie umiem odpoczywać. Myślę, że odpoczywam, tworząc. Im więcej maluję, tym więcej mam energii do życia. Nic innego tak mnie nie napędza. Kiedy wypadnę z rytmu, trudno mi w niego wejść.