Monika Drożyńska: Uwielbiam domowe życie

Wywiad: Ola Koperda / Zdjęcia: Michał Lichtański

 

Przestronne mieszkanie w jednej z kamienic niedaleko krakowskiego Kleparza. Kuchnia z salonem, sypialnia, dziecięcy pokój, okna na wschód i zachód. Sporo kwiatów, książek, na ścianach sztuka polskich artystów. Jesteśmy u Moniki Drożyńskiej – artystki i aktywistki pracującej z haftem i tkaniną, założycielki Szkoły haftu dla pań i panów Złote rączki. Jej prace często związane są z przestrzenią miejską, czasem prowokują, zawsze dają do myślenia. 

Skąd pochodzisz, jak trafiłaś do Krakowa?

Monika: Wychowałam się w Gorlicach, choć rodzice mieszkali wcześniej w Krakowie. Przeprowadzili się do Gorlic “na chwilę” i zostali tam 15 lat. I to tam chodziłam do podstawówki. Moje dzieciństwo było bardzo przyjemne. Robiliśmy ogniska, chodziliśmy nad rzekę, graliśmy w palanta, kradliśmy jabłka i gruszki. Lubiłam się bawić, dlatego postanowiłam zdawać do liceum w Krakowie (śmiech). Zamieszkałam z babcią, po jakimś czasie rodzice przeprowadzili się za mną. Pomysł na studia na Akademii Sztuk Pięknych pojawił się za sprawą mamy. Stwierdziła, że lubię rysować, więc może powinnam zdawać na architekturę. Po pewnym czasie powiedziała, że na ASP jest architektura wnętrz, sugerując, że może jednak to będzie lepsze. Stwierdziłam: dobra, może być architektura wnętrz.

Nie byłaś buntowniczką.

Monika: W tych kwestiach nie (śmiech). Podobał mi się pomysł mamy. Na architekturę się nie dostałam, ale na grafikę już tak. 

Od małego lubiłaś ręczne robótki?

Monika: Tak, na drutach zrobiłam sobie nawet torbę, co nie było dobrym pomysłem, bo kiedy włożyłam do niej książki, sięgała mi do kostek (śmiech). Robiłam szaliki, bransoletki z muliny, które sprzedawałam pod blokiem. Babcia i ciotka robiły na szydełku i haftowały, więc to zamiłowanie mam po nich.

 

 

 

 

 

 

Od kiedy mieszkasz w tym mieszkaniu?

Monika: Od 2010 roku, kiedy to urodził się mój syn. Parę lat wcześniej oglądaliśmy z mężem mieszkanie piętro niżej. Wtedy się nie udało. To mieszkanie długo remontowaliśmy, jako że prawdopodobnie nie było odświeżane od lat 60. Zmieniliśmy jego układ. Tam, gdzie niegdyś była kuchnia, zrobiliśmy sypialnię. W przedpokoju wydzieliliśmy część na wielką szafę. 

Jest tu coś, co wyjątkowo lubisz?

Monika: Maryjki z dwoma Jezusami, które mam jeszcze po prababci. Jestem też związana z moimi kwiatkami, dbam o nie wyjątkowo mocno. Moje ulubione miejsce w domu to sofa. Niestety jest to ulubione miejsce wszystkich domowników! 

Masz tu mało bibelotów. 

Monika: Większość rzeczy jest w pracowni. Mam tam tego na metry! Kiedyś wszystko stało w domu, ale od kiedy mam pracownię, zabrałam do niej swoje zabawki. Mamy tu też mikropokój (tzw. kanciapę) i to tam trzymamy komputer i trochę rzeczy, które nie mieszczą się nigdzie indziej. Nie lubię bałaganu. Stawiam na ład i porządek, tak sobie radzę ze swoimi lękami. 

Jak odpoczywasz?

Monika: Uwielbiam domowe życie. Lubię leżeć w wannie z pianką, czytać książki, oglądać seriale i grać w gry na komórce, pić wino i palić papierosy z koleżankami na balkonie, haftować.

 

 

 

 

 

 

 

Czy znajomi proszą cię, byś coś dla nich wyhaftowała?

Monika: Pewnie! Lubię haftować dla znajomych i przyjaciół. Hafty daję w prezencie na różne okazje. Czasami rozliczam się haftami: ze stomatologiem, fryzjerką, grafikiem (śmiech).

Co czujesz, gdy wyszywasz?

Monika: Bo ja wiem? Spokój, ale dopiero wtedy, gdy wiem już, co będę haftować. Gdy pracuję nad projektem, to są to dla mnie męczarnie. 

Artysta, który cię fascynuje/inspiruje?

Monika: Lubię Stryjeńską za dystans do świata. Marię Dulębiankę, która była aktywistką pierwszej fali feminizmu, za odwagę. W 1885 roku rozpoczęła walkę o to, by kobiety mogły studiować w krakowskiej Szkole Sztuk Pięknych, a w 1908 roku zorganizowała kampanię promującą jej kandydaturę do Sejmu Krajowego we Lwowie, choć kobiety były wtedy pozbawione takiej możliwości, nie mogły jeszcze nawet głosować.