Monika Grula – Kocham sprzęty do siedzenia

Wywiad: Ola Koperda / Zdjęcia: Michał Lichtański

 

Krakowskie Podgórze, 50 m2 w jednej z kamienic odwiedzamy Monikę Grulę, która nie boi się robót ręcznych, remontów, przemalowywania oraz nieustającego wprowadzania zmian i kolorów.

Od kiedy mieszkasz w Krakowie?

Monika: Od 2003 roku. Tu studiowałam kulturoznawstwo, w międzyczasie wyjechałam na Erasmusa do Bułgarii. Wróciłam do Krakowa: pracowałam w hostelu, razem z grupą znajomych rozkręcałam pierwszy coworking techniczny w mieście, miałam epizod z prowadzeniem knajpy, pracowałam w korporacji. Później wyjechałam do Argentyny, ale ostatecznie tu wróciłam. Choć dalej ciągnie mnie tu i tam niedawno zakończyłam pięciotygodniową podróż po Indiach.

A od kiedy żyjesz w tym mieszkaniu?

Monika: Od 2012 roku. Wcześniej wynajmowałam pokój w kamienicy, w której, jak to często bywa, zamiast centralnego ogrzewania był piec. Podczas zimy strasznie marzłam i stwierdziłam, że muszę się przeprowadzić. Zastanawiałam się nad kupnem własnego mieszkania, ale zaczęłam myśleć także nad innymi opcjami. Znalazłam informację o przetargach na mieszkania z Zarządu Budynków Komunalnych. Okazało się, że za niewielką kwotę, po wykonaniu remontu, można wynająć mieszkanie na długi okres. No i udało mi się.

 

 

 

 

 

 

W jakim stanie było mieszkanie kiedy się wprowadzałaś? Miałaś tu dużo pracy?

Monika: Cóż, trzeba było się sporo narobić (śmiech). Zmieniłam układ mieszkania. Tam, gdzie teraz mam sypialnię, była kuchnia. Trzeba było założyć nową elektrykę, wymienić instalację gazową, wyremontować całą łazienkę. W salonie udało się zachować podłogę, pomogło cyklinowanie. W sypialni odkryłam kawałek oryginalnej ceglanej ściany.

Mieszkanie było puste, czyli wszystko, co tu masz, jest twoje.

Monika: Tak, to rzeczy zbierane przez lata. Vintage z targów staroci, prezenty od znajomych, na ścianie są 3 grafiki, które dostałam w zamian za fotel (mam za sobą epizod renowacji mebli). Kafelki w kuchni pochodzą z Węgier pojechałam do znajomych, którzy mieszkali w komunie; wyburzali jedną ścianę, na której były właśnie te kafle. Wykułam je i przywiozłam do Polski. Parę rzeczy przyniosłam ze śmietnika: stare lustra, drewniane półki.

Sporo rzeczy zrobiłaś sama. Lubisz majsterkowanie?

Monika: Tak, co jakiś czas coś zmieniam, przemalowuję lub dorabiam. Czuję, że “projekt mieszkanie” jest nadal w trakcie. To takie niekończące się szukanie inspiracji. Teraz w planach jest przemalowanie ścian, zawieszenie nowych firanek w oknach, pomalowanie kaloryfera na butelkową zieleń. Pewnie przyjdzie też moment, kiedy zdecyduję się zamienić zielone fotele na kanapę.  

Rzecz, którą lubisz najbardziej?

Monika: Kuchenne lampy zakupione na Hali Targowej, wiąże się z nimi zabawna historia. Już po zakupie obładowana czekałam na znajomych. Ktoś do mnie podszedł i zapytał, co kupiłam, potem podeszła kolejna osoba, więc zaczęłam pokazywać swoje łupy. Nagle zjawiła się policja, upominając, że handlowanie w tym miejscu jest nielegalne! Zresztą każdy przedmiot w mieszkaniu ma swoją opowieść. Te ulubione to: biurko, obraz, który namalowała moja siostra, i rzeźba, która należała do moich dziadków. No i sprzęty do siedzenia, kocham je wszystkie, bez wyjątku!