Paulina Gryc: Lubię być nianią

Odwiedzamy Paulinę Gryc, która od jakiegoś czasu tworzy dla Hygge cykl Esy Floresy – o wychowaniu estetycznym dzieci. Sama jest mamą rocznego Gucia. Jej mieszkanie wypełniają tylko najpotrzebniejsze sprzęty, dominują biel i jasne drewno, nie inaczej jest w pokoju dziecka. Bibeloty, obrazki na ścianach, a nawet zabawki synka tworzą spójny wizualnie zbiór.

Od 15 lat jesteś nianią, jak to się zaczęło?

Kiedy dorastałam, opiekowałam się młodszym bratem i dziećmi sąsiadów. Lubiłam to i kiedy 20 lat temu przeniosłam się do Warszawy, było to pierwsze zajęcie, które przyszło mi na myśl. Od razu zaczęłam pracę jako niania, niedługo potem wybrałam się na studia pedagogiczne. Pisałam pracę dyplomową o rozwijaniu wrażliwości na otaczającą rzeczywistość u dzieci w wieku przedszkolnym. 

Przypomniało mi się wtedy dzieciństwo i to, że lubiłam marzyć. Często przesiadywałam w ogrodzie babci i wyobrażałam sobie, że pod roślinami żyją krasnoludki. Dziś po przeczytaniu książek Bruna Bettelheima, austriackiego pedagoga, wiem, że to naturalna, dziecięca potrzeba magii, niezbędna w budowaniu świata emocji w pierwszych latach życia. Dzięki tym lekturom dowiedziałam się sporo o dziecięcej wyobraźni i wrażliwości. A także o tym, jak można je zatrzymać na dłużej i wyposażyć dziecko w twórcze spojrzenie na rzeczywistość, by w przyszłości sięgało po marzenia.

Pamiętasz, kim opiekowałaś się na samym początku?

 

Była to ośmiomiesięczna Marysia. Miałam wtedy 24 lata, zamieszkałam sama w dużym mieście i miałam mnóstwo zapału do życia. Większością dzieci przez kolejne lata opiekowałam się do momentu, aż trafiły do przedszkola (a czasem jeszcze dłużej). To właśnie wtedy tworzyły się między nami najsilniejsze więzi, które w niektórych przypadkach przetrwały do dziś. Bycie nianią – jeśli ma się do tego serce – pozwala na pokazywanie małemu człowiekowi świata w przemyślany sposób, by potem z satysfakcją obserwować, co się zasiało. To ekscytujące uczestniczyć w pierwszych latach życia dziecka, kiedy jest ono najbardziej wrażliwe na bodźce, których jakość i różnorodność zależy od nas, opiekunów.

Czy od początku starałaś się wprowadzać pewne założenia wychowania estetycznego w pracy?

Tak, zaczytywałam się w książkach polskich estetów, jak Irena Wojnar czy Maria Gołaszewska. Książki te do dziś znajduję w antykwariatach, to niestety tytuły, które od lat nie są wznawiane. W pracy niani po prostu spontanicznie podążałam za myślą wychowania estetycznego i miałam nadzieję, że to pomaga kształtować gust, osobowość i wewnętrzny świat dziecka, ma wpływ na jego pasje, pragnienia i upodobania. Z dziećmi często chodziliśmy do galerii, muzeów, oglądaliśmy albumy, robiliśmy surrealistyczne kolaże z papieru i inne prace, z których później tworzyliśmy wystawy w ich domach. Prowadziliśmy też teczki poświęcone różnym artystom, np. mieliśmy zbiór prac inspirowanych wycinankami Matisse’a.

Parę lat temu założyłaś bloga Niebieskie migdały. Planujesz też założyć agencję niań, która będzie miała program oparty właśnie na wychowaniu estetycznym.

Tak, na Migdałach piszę o wychowaniu estetycznym, dziecięcej wrażliwości na rzeczywistość, potrzebie magii i myśleniu animistycznym. Można tam też znaleźć czarno-białe filmy pozbawione dialogów czy stare adaptacje filmowe Alicji w Krainie Czarów – powieści, która jest idealna do fantazjowania i zabawy w metafory. Prowadzę też warsztaty z kolażu dla dzieci i dla dorosłych, Kolażówki. Tworzymy niedorzeczne, marzycielskie prace z wyciętych ze starych magazynów zdjęć, które mają przepiękną estetykę.

Agencja niań to projekt, który jest oparty na teorii wychowania estetycznego. Dobrze, że świadomość rodziców się zmienia i nie chcą już samej opieki nad dzieckiem, ale też kogoś, kto będzie dla dziecka towarzyszem i przyjacielem, czyli niani, która ma ciekawą osobowość i zainteresowania. Agencja ma też program kilkunastu różnych zajęć, podczas których można np. zrobić swój mały film poklatkowy, obrazek w stylu optical art czy pamiętnik.

Jakie zabawki dajesz swojemu dziecku?

Zabawki, ilustracje, kolory i kształty wszystko to jest ważne. Najlepsze zabawki to takie, za pomocą których możemy tworzyć coś po swojemu. Z drewnianych klocków można budować za każdym razem coś nowego, za pomocą kolorowych szkiełek można puszczać refleksy, a na instrumentach wygrywać dźwięki.

W pokoju Gucia są stare książki z antykwariatu z ilustracjami Franciszki Themerson, plastikowe, PRL-owskie, wyblakłe grzechotki i sortery, czyli zabawki edukacyjne. Na ścianach wiszą ilustracje polskich artystek i obrazki tworzone przez dzieci, którymi się opiekuję.