Paulina Pająk: Wprowadziłam się tu drugi raz

Ciasto i kawa prosto z Omanu czekają na kuchennym stole. Wpadamy do Pauliny Pająk – prawniczki i jednej drugiej Krafla Design. Mieszkanie jest świeżo po remoncie. Powoli zapełnia się polskim dizajnem i przedmiotami z drugiej ręki.

Mieszkasz tu raptem parę miesięcy. Jak znalazłaś to mieszkanie?

Tak naprawdę w tym mieszkaniu żyłam już wcześniej, bo od 13 roku życia do połowy liceum. Moim pierwszym miejscem zamieszkania był dom w podkrakowskiej wiosce Lanckorona. Tu, do tego mieszkania przyjechałam ponownie na okres studiów i już zostałam.

Jak wyglądało wnętrze, zanim je wyremontowałaś?

Mieszkanie było urządzane w latach 90. Ściany miały dość osobliwe kolory, w przedpokoju pomarańcz z fioletem, w kuchni szpitalny seledyn, w sypialni stała szafa z przesuwnymi drzwiami zajmująca całą długość ściany. Do remontu zabierałam się z siedem lat. W końcu szala goryczy się przelała. Pod koniec zeszłego roku podjęłam się tego wyzwania. 

Opowiedz coś o meblach, przedmiotach, które tu masz. 

Lubię przedmioty dobrze zaprojektowane i wykonane. W mieszkaniu mam sporo rzeczy z historią, a jeśli są nowe, to najczęściej produkty polskich marek albo klasyki dizajnu. Wyjątkowo lubię szafę wykonaną w Kalwarii Zebrzydowskiej, która wcześniej stała w domu mojej babci. Austriackie kuchenne krzesła z 1914 roku, jak i te stojące przy prowizorycznym jeszcze stole w salonie, również są po niej, zostały nieco odnowione. Na ścianie w kuchni wisi półka String, w przedpokoju wieszak Hang it all projektu Eamsów. Fotele stojące w salonie dostałam od przyjaciółki, która chciała się ich pozbyć. Zostały wytapicerowane nowym materiałem. Biurko miało podobną historię. Zdarza mi się też znajdować rzeczy już komuś niepotrzebne, pozostawione przy śmietnikach, głównie ceramikę i szkło. Jeśli chodzi o bibeloty, to najczęściej pamiątki przywożone z podróży lub prezenty. Szklana kula, którą wykonał dla mnie kolega, miś, którego ulepiłam z gliny w dzieciństwie, przycisk do papieru w kształcie pierożka z Chin czy trochę straszny talerz z bliźniaczkami przywieziony z Norwegii. Z różnych zakątków świata bardzo lubię przywozić rzeczy, które pachną, różnego rodzaju kadzidła – z Argentyny przywiozłam takie, które pali się w specjalnych intencjach, np. na powodzenie w miłości czy interesach. 

Skończyłaś prawo, pracujesz w zawodzie. Jak to się stało, że założyłaś markę tworzącą przedmioty do wnętrz?

Kiedy studiowałam prawo, które wybrałam z rozsądku, dla równowagi poszłam też na historię sztuki. Sztuka i dizajn zawsze były mi bliskie – mój ojciec jest z zawodu stolarzem. Z moją wspólniczką Kasią Zarębą, która studiowała na Design Academy w Eindhoven i tam mieszka do dziś, znamy się jeszcze z liceum. Przyszedł czas, kiedy pomyślałyśmy, że fajnie byłoby zrobić coś razem i tak powstała Krafla. Stwierdziłyśmy, że na początku skupimy się na akcesoriach dla roślin. Choć żyjemy w dwóch krajach, mamy opracowany system pracy, który się sprawdza. Dzielimy się zadaniami, dużo rozmawiamy, programy wideokonferencyjne były naszym codziennym narzędziem pracy jeszcze przed pandemią.

Wasz pierwszy i flagowy produkt to wazon Fly’s Eye.

Produkty Krafli są rezultatem obserwacji nawyków i potrzeb innych ludzi oraz nas samych. W przypadku Fly’s Eye chciałyśmy stworzyć wazon, dzięki któremu układanie kwiatów stanie się łatwiejsze.

Z tak określonym celem, Kasia udała się na rezydencję artystyczną do Pottery Workshop w Jingdezhen, w Chinach. Pierwsze prototypy powstały z pomocą lokalnych shifu – mistrzów ceramiki. W Pottery Workshop każda czynność ma swojego dedykowanego mistrza. Są specjaliści od prototypów, form, odlewania porcelany, glazury, złotej glazury i wypału, oraz wielu innych. Porozumiewali się głównie za pomocą tłumacza. Po skończeniu prototypy zostały zapakowane na kontenerowiec i po około dwóch miesiącach dotarły do Europy. Następnym krokiem było znalezienie producenta. W Wałbrzychu natrafiłyśmy na mały lokalny warsztat, który w niewielkich partiach produkuje dla nas wazon Fly’s Eye.

Każdy wazon składa się z porcelanowej kopuły i pojemnika na wodę. To, co odróżnia ten projekt od innych to to, że forma wazonu pozwala na wyeksponowanie każdego kwiatu z osobna i sprawienie, by zostały piękne jak najdłużej. Przez otwory wchodzą tylko łodygi, dlatego w wodzie nie moczą się liście, które w dużej mierze odpowiadają za ich świeżość. Z czasem powstało parę opcji kolorystycznych. 

Kolejno powstał projekt doniczki Kapi. Zaczęło się od tego, że wyjeżdżałyśmy na wakacje i nie miałyśmy kogo poprosić o podlewanie kwiatów. Zaczęłyśmy szukać doniczek, które pozwoliłyby utrzymać wilgotność ziemi przez dłuższy czas. Nic nie pasowało nam pod względem estetycznym. Tak powstała minimalistyczna doniczka składająca się z dwóch części: ceramicznej i szklanej. Do tej drugiej wlewamy wodę, która za pomocą kolorowego sznurka nawadnia roślinę nawet przez dwa, trzy tygodnie. 

Jak określiłabyś wasze projekty?

Czasami mamy wrażenie, że wszystko już było, dlatego staramy się, aby każdy nasz projekt był w pełni przemyślany. Na pewno lubimy zabawę formą, szukamy niestandardowych rozwiązań ze szczyptą surrealizmu. Chcemy, aby nasze produkty zaskakiwały, często słyszymy pytanie: „Jak to działa?”. Mamy w planach wypuszczenie nowych produktów. Będzie to doniczka przeznaczona do uprawy sukulentów oraz doniczki w rozmiarze XL.

Co oznacza słowo Krafla?

To nazwa czynnego kompleksu wulkanicznego na Islandii. Obie z Kasią lubimy podróże, wspólnie przeglądałyśmy atlas świata i okazało się, że każda z nas chce odwiedzić Islandię. Stwierdziłyśmy, że pojedziemy tam razem za pierwsze zarobione pieniądze. Ale do dziś się nie udało! Najpierw priorytetem był rozwój marki, a potem urodziła się Ronja, córka Kasi, ale ciągle mamy w planach wyprawę na północ!