Pchli Targ Jafa w Tel Awiwie

Niemały zgiełk, plątanina przepełnionych straganami uliczek i przechodnie spokojnie snujący się od
stoiska do stoiska w poszukiwaniu skarbów, a wszystko to w sąsiedztwie Morza Śródziemnego oraz z
wielką historią w tle. Dziś przenosimy się na ulice izraelskiego Tel Awiwu, a dokładniej na spacer po
Starej Jaffie, gdzie wśród niewyobrażalnej wręcz ilości przeróżnych przedmiotów, możemy znaleźć
prawdziwe dzieła sztuki, jeżeli tylko zechcemy przyjrzeć się nieco dokładniej.

 

 

Jafa, to starożytny port, który został wchłonięty przez błyskawicznie rozwijający się, modernistyczny
Tel Awiw. Różnice pomiędzy starą, a nową częścią miasta widać gołym okiem, nawet, obserwując
jedynie rozkład ulic na mapie. Jafa wgryza się ze swoim urokliwym chaosem krętych i krótkich uliczek,
w uporządkowany i perfekcyjnie zaplanowany Tel Awiw, projektowany przez wychowanków
niemieckiego Bauhausu.

Oczywiste są też kulturowe kontrasty, bo Izrael to święte miasto trzech religii. Przechadzając się po
ulicach Jafy, widać to bardzo dokładnie, ponieważ stara część silnie osadzona jest w arabskich
korzeniach. Dlatego swobodnie kupimy tu zarówno złoto, meble, czy domowe dekoracje,
sprzedawane przez żydowskich kupców, jak i przyprawy, dywany i biżuterię u arabskich straganiarzy.
Wszystko to, w dość zaskakujący sposób łączy się w nowopowstałych, turystycznych sklepikach
zaopatrzonych w symbole wszystkich religii świata, tak, żedostaniemy w nich przedmiot każdego
kultu – w zależności od potrzeb.

 

Z każdym kolejnym krokiem i odwiedzonym zakątkiem, zapachy oraz smaki mieszają się coraz
bardziej. Przedmioty nowe i używane sprzedawane są obok siebie, więc czasem nawet trudno je
rozróżnić. Niełatwo też oprzeć się refleksji nad historią każdego z przymocowanych do ściany
portretów, czy wystawionego na ulicy mebla.

 

 

Skręciłam w jedną z bocznych ulic, gdy moją uwagę przykuły wielkie stalowe, pordzewiałe wrota, zza
których wyłaniały się meble i lampy o wyjątkowych, organicznych kształtach. Nie zastanawiając się
długo, weszłam do środka i w taki sposób trafiłam do pracowni Nissim’a, czyli lokalnego artysty, który
swoje malarskie i rzeźbiarskie zdolności, przeniósł na sztukę użytkową. Szybko nawiązaliśmy dobry
kontakt, bo architekturą wnętrz zajmuję się już od dość dawna.

 

 

Nissim oprowadził mnie po atelier, które okazało się także miejscem jego codziennej pracy nad
nowymi projektami. Jedna z technik pracy Nissim’a polega na wycinaniu z płaskiego arkusza blachy
lub drewna, wymyślonych wcześniej kształtów, i odginaniu ich w taki sposób, by powstałe krzywizny
stały się komfortową sofą, fotelem, czy rzucającą oryginalne refleksy świetlne, lampą. Artysta
przyznał, że to życie w Tel Awiwie, a zwłaszcza w jego starej części, dostarcza mu większości inspiracji.
‘Takich miejsc jak to, jest tutaj więcej. W Jaffie artyści tworzą swoje dzieła i sprzedają w małych
sklepikach. Poszukaj dobrze w całym tym ulicznym bałaganie’ – poradził Nissim, więc po dokończeniu
herbaty wypitej na wyjątkowo wygodnym krześle jego projektu, postanowiłam wyruszyć w dalszą
drogę.

 

Rzeczywiście, już po paru krokach, natknęłam się, na przykład, na małą galerię sztuki abstrakcyjnej,
gdzie w industrialnym wnętrzu starej hali produkcyjnej, podziwiać można było płótna pełne ekspresji
godnej Jacksona Pollocka. Kilka przecznic dalej, z kolei, w oczy rzucił mi się zaułek z małymi butikami lokalnych projektantów mody. Wszystko to ukryte pośród setek, sprzedawanych na ulicy, bibelotów
o mniejszej i większej wartości.

 

To właśnie kontrasty są tym, co w starej części Tel Awiwu urzekło mnie najbardziej. Czuć tu
mieszankę sztuki i kiczu, starych i nowych przedmiotów, nowoczesnych atelier, otworzonych w
sąsiedztwie leciwych salonów fryzjerskich, czy rzemieślniczych, nie wspominając już o kulturowej
różnorodności, tak charakterystycznej dla całego kraju. Dlatego też, zdecydowanie warto zajrzeć
nieco głębiej, by to właśnie w Jaffie odkryć artystyczną stronę tego miasta, a tak magiczny spacer
zakończyć, na przykład, odpoczywając nad błękitnym morzem.

 

Tekst i Zdjęcia: Karolina Krzysiak.